Przyjeżdżam do pracy piętnaście minut przed czasem, ściskając torbę — co samo w sobie nie jest jakimś nietypowym zachowaniem — ale biblioteka jest już otwarta. Janis jest w środku.
— Janis? — Wsuwam głowę przez drzwi.
Nie ma jej tutaj. Wzdycham i idę do tajnego archiwum. Zastaję ją na dole, w piwnicy, pakującą magazynki do pudełek na akta.
— Pomóż mi — rzuca nerwowo. — Jeśli złapie nas tutaj Fiore albo Yourdon…
— Jasne.
Magazynki przypominają kształtem banany i nie pasują za dobrze, ale cztery czy pięć mieści się do każdego pudła. Potem odstawiam je na półkę. Janis ma przed sobą sześć pistoletów maszynowych ułożonych na krześle, jeszcze w kapsułach żelu syntezowego.
— Dostałaś list? — pytam.
— Tak. I Norm też. — Jej mąż. Za wiele o nim nie wiem. — Pchają wszystko do przodu. Kiedy zinstytucjonalizują policję i przestaną opierać się na izolacji, będziemy w tarapatach.
— Dokładnie… Kółko krawieckie? — To był mój pomysł, kiedy byłam Robinem, ale Janis to firmowała, a po moim jednym spotkaniu z nimi pod postacią Reeve teraz to ona będzie musiała się nimi zajmować.
— Zaprosiłam je tutaj na obiad. Pośpiesz się! — Strasznie jest dzisiaj nerwowa.
— Dobra, już lecę. — Upycham ostatnie magazynki w pudełkach na akta na półkach, na pierwszy rzut oka dalej wyglądających jak niewinne wydruki kodu Osobliwej Żółcieni. — Zaprosiłam Sama. Chyba udało mi się do niego dotrzeć.
— Dobrze. Miałam nadzieję, że jakoś się w końcu dogadacie. — Przelotny uśmiech. — Teraz chodźmy na górę. Zanim zaczniemy obalać władzę, trzeba otworzyć bibliotekę.
19. Bramka długodystansowa
W tym momencie na subtelności daleko już nie zajedziemy, więc Janis zamawia dla nas kanapki z pobliskiej kawiarni, prowadzącej także catering, a kiedy pojawia się kółko krawieckie i dowództwo rewolucji w jednym, zamykamy bibliotekę, wieszamy tabliczkę ZAMKNIĘTE i wszyscy schodzimy na dół.
— Mamy jeden dzień, żeby to zorganizować — mówi Janis. — Reeve, mogłabyś podsumować sytuację?
Głowy się odwracają. Sądząc po minach, nie spodziewali się mnie tutaj. Uśmiecham się.
— To miejsce, ten ustrój, było pierwotnie zaprojektowane jako szklany dom, wojskowe więzienie. Takie coś świetnie się sprawdza; banda YFH doszła do wniosku, że więzienie nie tylko nie pozwala ludziom wyjść, ale i innym wejść. Zrobili więc z niego laboratorium badawcze, co właśnie mamy okazję oglądać. — Janis wskazuje gestem półki z papierami. — Pracują tutaj nad nowym typem dyktatury poznawczej, roznoszonej przez Osobliwą Żółcień, i hodują dla niej populację nosicieli. Kiedy dotrzemy do końca harmonogramu tego „eksperymentu”, planują zintegrować wszystkich z powrotem ze światowym społeczeństwem — i wykorzystać wasze dzieci do roznoszenia tej zarazy. — Widzę, jak Janis mimowolnie kładzie dłoń na brzuchu. — Chcecie im w tym pomagać?
Na sali rozlega się szybko narastający pomruk:
— Nie!
— Miło mi to słyszeć — rzuca sucho Janis. — Więc powstaje pytanie: co robić? Reeve i ja pracowałyśmy nad odpowiedzią. Ktoś chce zgadywać?
Sam unosi rękę.
— Chcecie wysadzić ramę kotwiczącą bramki długodystansowej — mówi spokojnie — tak żebyśmy zostali odcięci od świata, biliony kilometrów od najbliższego ludzkiego ustroju. A potem wytropić wszystkich członków bandy, powystrzelać ich, znaleźć sieci, w których mają backupy, powyłączać je, a potem poskakać po dymiących szczątkach.
Janis się uśmiecha.
— Nie najgorzej. Ktoś jeszcze?
El podnosi rękę.
— Urządzić wybory?
Janis wygląda na zbitą z tropu.
— Pewnie tak, coś w tym stylu. — Wzrusza ramionami. — Ale to już za daleko wybiegamy. Coś pominęłam?
Odchrząkuję.
— Wiemy, gdzie jest ta bramka. To dobra i zła wiadomość.
— Dlaczego? — pyta Helen.
Zaczynają się uaktywniać, niby dobrze, ale to może obrócić się przeciwko nam, jeśli nie będziemy w stanie przedstawić im rozsądnej wizji. Nie są idiotami, muszą się domyślać, że nie ściągnęłybyśmy ich tutaj, gdyby sytuacja nie była rozpaczliwa.
— Reeve? — podsuwa Janis.
— No dobra. Ogólna sytuacja jest taka: jesteśmy na RADUG-u, który w czasie wojen cenzorskich został opuszczony przez załogę. Możliwe, że na przykład Osobliwa Żółcień zaatakowała podczas regulaminowej wymiany załóg, albo coś takiego. W każdym razie, ustrój, w którym mieszkamy, to łatanina sektorów posklejanych krótkodystansowymi bramkami, są we wszystkich tych tunelach drogowych. Całość siedzi w jednej fizycznej rozmaitości na pokładzie jednego statku, nie jest rozrzucona po oddzielnych habitatach. Dlatego nadawało się to na więzienie. Cały RADUG ma wyjście i wejście tylko przez jedną długodystansową bramkę, która siedzi w opancerzonej kapsule poza kadłubem statku i łączy się z nim jeszcze jedną krótką bramką — to standardowe zabezpieczenie na RADUG-ach, rozumiecie. Gdyby ktoś przez ten tunel wrzucił do statku atomówkę, zdetonowałaby poza kadłubem. W każdym razie, najpierw musimy zająć i opanować krótkodystansową bramkę prowadzącą do tej kapsuły, a potem rozwalić kapsułę. Musimy przerwać łączność między nami a ich bazą operacyjną u chirurgów-spowiedników, a potem zadbać, żeby wszyscy się dowiedzieli. Yourdonowi i Fioremu udawało się dotąd prowadzić tę dyktaturę bez żadnego oporu, bo zdołali przekonać wystarczającą większość ludzi, że jeśli będą grać zgodnie z regułami, przy wyjściu czeka ich nagroda. Hanta jest dodatkowym asem w rękawie. Premią przejmować się nie muszą, bo ona w końcu dostanie w łapy i podreguluje każdego, kto tylko trochę zbłądzi. Kiedy będziemy odcięci od świata, banda straci całe wsparcie i społeczny wpływ, wtedy to będzie tylko otwarta walka. Ale jeśli nam się nie uda, będą mogli poblokować bramki między sektorami i oczyszczać je jeden po drugim. — Przerywam, oblizuję usta. — Przed wojną byłam jakiś czas na RADUG-u. Przejście do kapsuły z bramką było ukryte na samym mostku, w… eee… obszarze administracyjnym, co tutaj odpowiadałoby katedrze, albo ratuszowi w tej nowej okolicy, którą zbudował teraz Yourdon. W zeszłym tygodniu trochę się pokręciłam i zorientowałam się, gdzie on mieszka. Ma kwaterę na najwyższym piętrze ratusza, z ochroną uzbrojoną po zęby. Nie wchodziłam tam, ale obejrzałam sobie niższe piętra i okazuje się, że ten cały ratusz jest bardzo podobny do kwatery kapitana na RADUG-u, na którym byłam. W takim razie bramka do kapsuły musi być na najwyższym piętrze, w chronionym pomieszczeniu obok jego mieszkania.
Janis wstaje.
— To tyle. Jak najprościej. Wszyscy mamy zaproszenia na to zgromadzenie do ratusza, pojutrze. Proponuję, żeby tam pójść. Kazałam fabrykatorowi — pokazuje machnięciem dłoni — zrobić zestawy uzbrojenia i ekranowane torby, żeby dało się to nosić bez ryzyka zdemaskowania. Reeve?
Chrząkam.
— Plan jest taki: bierzemy broń i atakujemy jak tylko Yourdon wyjdzie, żeby przemawiać. Grupa Zielona ma zabezpieczyć ratusz, wyciąć całe uzbrojone wsparcie, jakie będą mieli, i wystrzelać tyle kopii Yourdona, Fiorego i Hanty, ile się tylko da. Będą mieli kopie zapasowe, albo i po kilka żywych kopii, ale jeśli zadziałamy szybko, mogą nie zdążyć powiadomić reszty. Tymczasem Grupa Żółta pójdzie do kwater kapitana — biskupa — i wysadzi kapsułę z bramką długodystansową, odcinając ją od statku. Pytania?
Unosi się wiele rąk.
— No dobra, robimy tak. El, Bernice, Helen, Priss, Morgaine, Jill — jesteście w Grupie Zielonej z Janis, która jest głównym dowódcą. Sam, Greg, Martin i Liz — Grupa Żółta, ze mną. Ja dowodzę. Grupa Żółta, zostańcie tutaj, zrobimy odprawę. Grupa Zielona, zjedzcie obiad i wracajcie do pracy, przyjdźcie do biblioteki pojedynczo, dziś po południu albo jutro, Janis was poprzydziela, zrobi wam backupy i urządzi odprawę.