Выбрать главу

— A co z ekranami ciszy? — spytał Mannen.

— Większość oddziałów została w nie wyposażona, aby oszczędzić stresu pacjentom.

Niemniej w utrzymaniu twierdzą, że to bardzo drogie urządzenia, a budżet psychologii jest proporcjonalny do wielkości naszego działu.

— Owszem, są drogie — zgodził się Mannen. — Niemniej dział nauczania ma budżet wręcz gigantyczny. Chętnie uszczknę z niego trochę środków, aby oszczędzić sobie problemów ze studentami. Proszę tylko powiedzieć, ilu modułów potrzeba, a porozmawiam z majorem Craythorne’em o ich zamówieniu. Tak więc pański problem został rozwiązany.

Dlaczego nadal wygląda pan na strapionego?

— Przepraszam, sir, ale to tylko jedna sprawa. Ekrany nie zostaną zainstalowane wcześniej niż za kilka tygodni czy miesięcy. Do tego czasu ten drugi problem może przerodzić się w poważny konflikt.

— Słucham — powiedział Mannen.

— Wiemy, że brak snu wywołuje rozdrażnienie — zaczął O’Mara, starając się nie mówić jak wykładowca. — Zwykle znika ono dość szybko, jeśli jednak niedobór snu będzie się powtarzać, może to spowodować ogólne pogorszenie samopoczucia i zmianę nastawienia wobec otoczenia. Już teraz wykryłem jednoznacznie ksenofobiczne elementy w postawach kelgiańskich, eurilańskich i nidiańskich stażystów. Z czasem będą tu mieszkać i pracować przedstawiciele co najmniej sześćdziesięciu gatunków, niekiedy bardzo niezwykłych, zawsze jednak inteligentnych. Sądzę, że nie należy dopuszczać do stworzenia jednorasowych enklaw, w których wszyscy będą dzielili te same zwyczaje i tak samo będą spędzali wolny czas. To ma być szpital dla całej galaktyki. W założeniach najlepszy i największy. Jeśli ma nam się udać, musimy podjąć działania integracyjne. Kluczem będzie różnorodność i wielość kontaktów interkulturowych. Nie tylko podczas zajęć czy na oddziałach…

Urwał, gdy Mannen uniósł rękę.

— Poruczniku, nie musi pan uczyć ojca dzieci robić.

— Przepraszam, sir — mruknął O’Mara. — To coś, o czym ostatnio wiele myślałem.

Mannen pokiwał głową i spojrzał na zegarek.

— Dobrze. A czego dokładnie oczekiwałby pan ode mnie?

— Chciałbym, aby spróbował pan wpłynąć na studentów — odparł szybko porucznik. — Nie chodzi o to, by cokolwiek im pan wmawiał. Starczy trochę sugestii. Kliniczne zagadnienia to nie wszystko. Dobrze byłoby, gdyby podczas każdego wykładu przeznaczył pan kilka minut, więcej, jeśli będzie można, na rozmowę o ich osobistych odczuciach i postępach. Jak surowy, ale troskliwy ojciec. Wspomniał pan, że zauważył ich zmęczenie i spadek wyników w nauce, tylko nie znał przyczyny. Proszę powiedzieć im o planie zainstalowania ekranów ciszy wszędzie tam, gdzie okażą się potrzebne, dodając jednak, że niestety, nie stanie się to od razu i niektórzy będą musieli pomęczyć się jeszcze przez kilka miesięcy. Nie mówiąc tego wprost, zasugeruje im pan, że ich zdolności adaptacyjne w tej sytuacji też staną się przedmiotem oceny. Podobnie jak zdolność zrozumienia potrzeb przedstawicieli innych gatunków, ich zachowań i odczuć. W ten sposób ci, którzy dostaną ekrany jako ostatni, będą mieli słuszne powody do dumy.

Nie rozmawiałem o tym jeszcze z moim szefem — dodał szybko. — Jednak zrobię to i jestem pewien, że major Craythorne chętnie podejmie się czegoś podobnego. Jest w tym o wiele lepszy ode mnie.

— Chyba nie byłby skłonny się z tym zgodzić — mruknął Mannen. — To już wszystko?

O’Mara zawahał się.

— Nie, sir. Nie wiem dokładnie, jak to zrobić, ale czy dałoby się tak poprowadzić zajęcia, aby nie wszyscy równo z nich korzystali? Mam na myśli zwłaszcza kontekst niektórych zadanych prac. Chodzi o to, aby różny poziom zrozumienia i ogólnej wiedzy potrzebnej do ich wykonania zmuszał pańskich podopiecznych do samodzielnych poszukiwań poza salami wykładowymi i oddziałami, na których praktykują. Najlepiej w dyskusjach z innymi studentami. Niech pojawi się coś, co skłoni ich do nawiązywania osobistych kontaktów. Czy to możliwe?

— Zapewne tak — powiedział Mannen. — Chociaż niełatwe… Będę musiał zmienić…

Poruczniku, ma pan naprawdę niegodziwe pomysły.

Zadowolony O’Mara pokiwał głową.

— Jestem psychologiem, sir.

Mannen spojrzał na niego podejrzliwie.

— Niemniej mają one sens i mogą się sprawdzić. Zrobię, jak pan proponuje. Nie jestem psychologiem, ale jako doświadczony belfer potrafię wyczuć, gdy ktoś coś przede mną ukrywa. Co jeszcze lęgnie się panu w głowie, poruczniku?

O’Marze zrobiło się przez chwilę gorąco.

— Wolałbym nie mówić, sir — odparł po krótkim wahaniu. — Major powierzył mi odpowiedzialność za tę sprawę, ale kolejny pomysł jest trochę niezwykły. Skuteczny może, ale i drastyczny. Nie przemyślałem go jeszcze do końca i nie wiem, czy na pewno zadziała, lepiej więc, aby nie znał pan szczegółów.

Mannen przytaknął, ponownie sprawdził czas i zerwał się na nogi.

— Tylko niech pan nie zniszczy Szpitala — powiedział.

— Nie zniszczę — odparł O’Mara. W każdym razie nie cały, dodał w myślach i także wstał.

Potem zajrzał do swojej kwatery, gdzie przebrał się w najstarszy i najbrudniejszy kombinezon, jaki mu się ostał. Pralnia odsyłała go regularnie z adnotacją, że coś takiego nadaje się tylko do zsypu. Major Craythorne i tak najpewniej nie byłby zachwycony tym, co O’Mara zamierzał zrobić, i porucznik wolał nie dokładać do tego zarzutów o zniszczenie kolejnego munduru. Musiał wejść do tuneli serwisowych pod stołówką, a stamtąd nikt nigdy nie wychodził czysty.

Odszukał technika Lennetha, który grzebał w jednym z licznych robotów zajmujących się w Szpitalu sprzątaniem, wydawaniem posiłków i kontrolą systemów. Lenneth miał na sobie aż dwa kombinezony robocze, ale Kelgianie zawsze nadmiernie troszczyli się o bezpieczeństwo swojej sierści.

— O’Mara — przywitał go technik. — Czego chcesz?

— Dużej przysługi — odparł psycholog.

— Ziemianie nie zawsze mówią wprost, czego chcą — zauważył Lenneth. — Czy to znaczy, że oczekujesz wzajemności za to, co ty zrobiłeś dla mnie?

O’Mara pokręcił głową.

— Nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań. Jeśli potraktujesz to jako wzajemność, będziemy kwita. Ale jeśli po prostu spełnisz moją prośbę, wtedy będę ci coś winien i to może ci się przydać w przyszłości. Zgoda?

— Chyba trochę się zgubiłem — mruknął Kelgianin. — Ale to nic. Dzięki twojej pomocy przy usuwaniu awarii przepompowni w tralthańskim systemie kanalizacyjnym dostałem awans, więc tak czy siak, zrobię, o co prosisz. Co to jest?

— Po pierwsze, czy nadal sprzątasz w stołówce, używając tych wielkich maszyn?

— Tak.

— Dobrze. Przy następnym sprzątaniu, które będzie za sześć godzin, chcę sam poprowadzić tę maszynę. Poproszę cię o instruktaż, jak operować tym bydlęciem między stolikami, ale tak naprawdę zamierzam…

Im dłużej mówił, tym gwałtowniejsze było falowanie sierści Kelgianina. W końcu wyglądał tak, jakby pod jego futrem grasowało stado dzikich łasic.

— Obaj za to wylecimy! — powiedział wreszcie, gdy O’Mara skończył. — Na pewno nie potrzebujesz porady psychologa?

— Nie sądzę, aby nas wyrzucili — stwierdził O’Mara. — A już na pewno nie obu. Potem omówimy szczegóły, ale zadbam, żebyś został na najbliższe godziny skierowany do innych prac z dala od stołówki. Jakby co, nie będzie na ciebie. Dam ci nawet rozkaz na piśmie, ale nie pokazuj go nikomu, dopóki nie spróbują cię oskarżać. Ostatecznie zwykły technik, nawet pierwszej klasy, nie może odmówić wykonania rozkazu porucznika, prawda?