Biedny Thornnastor, pomyślał. Jeśli to właśnie odczuł… Nad sobą nie zamierzał się litować, bo przecież dobrowolnie wpakował się w to bagno.
Jednak w odróżnieniu od Tralthańczyka nie miał się za geniusza ani za kogoś o wyjątkowo zintegrowanej osobowości. Uparty jak osioł, nigdy nie pozwalał, aby ktokolwiek myślał czy odczuwał cokolwiek za niego. Stopniowo opanował zatem sytuację.
Rozumiał już, dlaczego Thornnastor nie chciał z nim rozmawiać. Połączenie zawodowej dumy stażysty z umysłem jeszcze bardziej wbitej w dumę dawczyni nie mogło zaowocować niczym innym. Do tego dochodziło jeszcze wielkie napięcie emocjonalne, które narosło w udręczonym umyśle Marrasarah. Mimo fizycznego i psychicznego cierpienia Kelgianka była w pełni władz umysłowych, gdy zgodziła się na zapis. Ona też była uparta i nie zwykła się poddawać, podobnie jak O’Mara. Wiedziała, że przegrała, i nie potrafiła się z tym pogodzić. Thornnastor odczuł to samo cierpienie. Jednak on, podobnie jak O’Mara, mógł pozbyć się całego bagażu goryczy, smutku i żalu, wymazując taśmę. Marrasarah nie miała tej szansy. Musiała żyć ze swoim poczuciem straty po tym, jak pożar w laboratorium pozbawił ją części futra. Bez wątpienia nie zasłużyła sobie na to, ale historia obfitowała także w przypadki ludzi, którzy zostali skrzywdzeni przez los, i nic nie można było na to poradzić.
Niemniej Thornnastor należał do teraźniejszości i zadaniem O’Mary było dopilnować, aby zostało po nim coś więcej niż krótka, przygnębiająca notatka w szpitalnym archiwum.
Zaczął krążyć po gabinecie. Aktywność ruchowa zwykle ułatwiała mu myślenie, które było obecnie bardzo wskazane. Zatrzymał się tylko na chwilę, aby zadzwonić do Mannena, który szczęśliwie mógł się z nim zaraz spotkać, i aby zostawić szefowi krótką notatkę z informacją, że udał się do starszego wykładowcy na rozmowę w sprawie awansu Thornnastora.
To nie miało prawa wzbudzić w Craythornie żadnych podejrzeń. Wolał nie wspominać mu na razie, co właśnie zrobił i jaką sugestię terapii zamierzał przedstawić Mannenowi.
Major nie przyjąłby tego dobrze.
Ledwie wszedł, Mannen uniósł głowę znad biurka i wskazał na krzesło, które z grubsza nadawało się dla Ziemianina. Potem czekał w milczeniu.
— Co do Thornnastora…
— Ustalił pan, co się dzieje z moim stażystą? — przerwał mu Mannen. — To dobrze.
— Owszem. Ale wcale nie jest dobrze.
Mannen nie zdołał ukryć rozczarowania.
— Bardzo nie chcielibyśmy go stracić, poruczniku. Ale proszę mówić.
O’Mara zaczął starannie dobierać słowa, aby nie uciekając się do kłamstwa, nie wyjawić równocześnie całej prawdy.
— Thornnastor okazał się całkowicie nieskłonny do współpracy i odmówił wyjaśnienia, dlaczego kelgiańska taśma wywołała u niego tak silne zaburzenia emocjonalne. Udzielił tylko paru ogólnych i skrótowych informacji. Spotykamy się czasem u pacjentów z podobnymi postawami, które graniczyć mogą nawet z wrogością, i godzimy się z tym, zwłaszcza gdy istnieją zrozumiałe przyczyny dla takich zachowań. Brak chęci współpracy czy nawet wrogość nie uniemożliwiają zresztą podjęcia leczenia albo…
— Chwilę — przerwał mu Mannen. — Przed chwilą powiedział pan, że Thornnastor nie chciał z panem rozmawiać i niczego naprawdę nie wyjaśnił. A teraz mówi pan o zrozumiałych przyczynach. Skąd może je pan znać? Czyżby major Craythorne pozwolił panu przyjąć ten sam zapis? To chyba dość niezwykła sytuacja?
Jednak nie byłem dość ostrożny, pomyślał O’Mara. Z drugiej strony Mannen okazał się nad wyraz spostrzegawczy.
— Nie przyszedł mi do głowy żaden inny sposób, aby pomóc Thornnastorowi. Major nie wie, że wziąłem tę taśmę. Niezwykłe czy nie, jest to po prostu zabronione.
— Wiem — odparł Mannen. — Niemniej nic mi do pańskiej niesubordynacji. Ważniejsze, czy natchnęło to pana jakimś pomysłem? Jeśli tak, jaka to terapia? I czy Thornnastor będzie po niej zdolny przystąpić do zaplanowanej na jutro operacji? To już jutro, w południe.
— Jaka terapia… Drastyczna, niesprawdzona i ryzykowna — odparł O’Mara. — Jednak jeśli się uda, pańska wschodząca gwiazda będzie mogła operować.
— Ale powie mi pan, co to dokładnie za pomysł? — spytał Mannen z cieniem sarkazmu w głosie.
— Tak, sir. Najpierw jednak chciałbym wyjaśnić, z czym mamy do czynienia. Punktem wyjścia jest duma Thornnastora z jego medycznych umiejętności. Milczy, ponieważ nie rozumie, dlaczego ostatnio zaczęło narastać w nim przeświadczenie o nieuchronnym niepowodzeniu. Czuje się zagubiony. Tymczasem podobną dozę dumy, tyle że połączonej z rozpaczą, złością i głębokim żalem, otrzymał wraz zapisem. Thornnastor ma bardzo sprawny umysł i jest przy tym szczególnie wrażliwy. Gdyby był bardziej gruboskórny, nie odczuwałby specjalnego współczucia dla swojego kelgiańskiego partnera i mniej przejmowałby się też losem swojego jutrzejszego pacjenta. Zignorowałby wszystko oprócz czysto medycznej wiedzy i oszczędziłby sobie kłopotu. Oczywiście nie wspomnę o tym szerzej, sporządzę tylko notatkę do naszych niejawnych akt. Nie będzie żadnego omawiania przypadku, nawet z bezpośrednio zainteresowanym. Major dowie się wszystkiego ze szczegółami, ale dopiero po zakończeniu terapii. Czy mógłbym w związku z tym prosić o…
— Oczywiście — przerwał mi Mannen. — Nie pisnę ani słowa. Ale co, u diabła, właściwie pan zamierza?
Gdy O’Mara zaczął przedstawiać mu swój pomysł, wykładowca rozdziawił usta ze zdumienia, ale nie odezwał się, dopóki porucznik nie skończył. Wtedy zamknął je tak gwałtownie, że aż zadzwonił zębami, i pokręcił głową. O’Mara miał nadzieję, że to ze zdumienia, a nie w geście niemego protestu.
— Czy dobrze zrozumiałem? — spytał w końcu. — Ponieważ Thornnastor ma problemy z jednym zapisem, pan chce dodać mu jeszcze trzy?
— Trzy inne zapisy — uściślił O’Mara. — Razem będzie miał cztery. Pan zaś orientuje się zapewne, jakimi rasami pana stażysta interesuje się w szczególności. Jeśli tak, chciałbym prosić o sugestię, które zapisy najlepiej będzie wybrać. W sumie to kwestia zwykłej statystyki. Przy czterech zapisach ten jeden fatalny będzie oddziaływał znacznie słabiej, góra z jedną czwartą mocy. Zwłaszcza podczas operacji, kiedy stażysta skupi się na wiedzy medycznej. Potem usuniemy mu wszystkie zapisy. Thornnastor wróci całkowicie do normy, jego duma zawodowa pozostanie nietknięta i ślad nawet nie zostanie po obecnych wątpliwościach. Sądzę, że to proste i zgrabne rozwiązanie.
— Powiedziałbym, że wręcz szokująco proste — zauważył Mannen. — Jeśli zaś chodzi o wybór: Thornnastor wyrażał szczególne zainteresowanie chirurgią Melfian, Illensańczyków i Ziemian. Tych zapisów będzie też zapewne potrzebował w najbliższej przyszłości, o ile czeka go tu jakaś przyszłość. Obawiam się, że to może nieodwracalnie zaburzyć jego równowagę emocjonalną.
— Nie sądzę, sir — odparł O’Mara. — Tralthańczycy mocno stąpają po ziemi i wykazują się dużymi zdolnościami adaptacyjnymi. Poza tym pozostałe zapisy będzie nosić o wiele krócej niż ten pierwszy. Nie zdążą wywrzeć poważniejszego wpływu.
Mannen milczał przez dłuższą chwilę, nim znowu się odezwał.
— Dobrze. Wprawdzie zaczynam powątpiewać we własne zdrowe zmysły, ale przekonał mnie pan. Jest tylko jeden warunek.
— Jaki?
— Pańska obecność podczas tej operacji — powiedział stanowczo wykładowca. — Gdyby Thornnastor zaczął się dziwnie zachowywać, będziemy potrzebowali pomocy, aby go uspokoić. Sala operacyjna to nie jest dobre miejsce do wpadania w amok. Zwłaszcza w przypadku tralthańskiego chirurga. Zgoda?