O’Mara zawahał się.
— Nie mam przygotowania medycznego.
— Lekarzy będzie tam całe mrowie. Już oni przejmą pacjenta, gdyby było trzeba. Pan zajmie się lekarzem. Kwestia tylko jak?
— Najpierw spróbowałbym słownej perswazji — odparł O’Mara. — Gdyby to nie pomogło, użyłbym pistoletu z pociskami usypiającymi. Trzeba będzie ukryć go gdzieś na sali.
Dopilnuje pan, aby załadowano go wystarczająco ostrymi strzałkami i dość silnym środkiem?
Tralthańczycy mają grubą skórę i dużą masę ciała, my zaś będziemy potrzebować, to znaczy możemy potrzebować, czegoś działającego bardzo szybko.
— Kolejne proste rozwiązanie — mruknął Mannen. — Ale racja, zajmę się tym.
— Chciałbym podziękować za pomoc i podjęcie współpracy przy tej niezwykłej terapii — powiedział z wdzięcznością O’Mara.
— Najlepiej podziękuje mi pan, oddając w pełni normalnego i sprawnego stażystę — stwierdził wykładowca. — Trochę boję się pytać, ale czy oczekuje pan ode mnie czegoś jeszcze?
— Tak, sir — odparł O’Mara z uśmiechem. — Sądzę, że ma pan jeszcze jednego stażystę mogącego wymagać zbadania. To może być ktokolwiek, byle wykazywał się pewną dozą hipochondrii i rozmownością. Poza tym może być całkiem zdrowy. Ważne, aby z jakiegoś powodu trzeba było spotkać się z nim w jego kwaterze albo w pustej sali wykładowej.
Gdziekolwiek, tylko nie w gabinecie psychologa. No i aby miało to miejsce dokładnie w godzinie poprzedzającej operację prowadzoną przez Thornnastora. Muszę jakoś przekazać mu te zapisy, a nie zrobię tego w obecności majora.
Mannen ukrył na chwilę twarz w dłoniach.
— Dobrze — powiedział w końcu. — Ale proszę już iść. Jeszcze chwila, a zburzy pan całą moją naiwną wiarę w psychologię i potwierdzi najgorsze obawy co do prawdziwych poczynań waszego działu.
O’Mara uśmiechnął się i wyszedł czym prędzej. Musiał raz jeszcze porozmawiać z Thornnastorem, aby sprzedać mu pomysł z taśmami, zanim stażysta pójdzie spać. Mogło to trochę potrwać i istniała obawa, że Tralthańczyk się nie wyśpi, ale cóż. Przynajmniej tej nocy będzie na sto jedenastym trochę ciszej, pomyślał O’Mara.
Następnego dnia Thornnastor i O’Mara zjawili się punktualnie w przeszklonej sali operacyjnej. Wszystko było już gotowe, tyle że tłok panował większy niż zazwyczaj. Operacja miała być jednocześnie egzaminem, na dodatek chodziło o próbę zmierzenia się z nad wyraz trudnym zadaniem. Pacjent został już znieczulony, pozostali członkowie zespołu operacyjnego, dwóch Melfian i jeden Ziemianin, czekali przy stole. Nieco dalej stał Mannen w towarzystwie jakiegoś nidiańskiego wykładowcy. Tuż przed wejściem O’Mara położył dłoń na okrytym grubą skórą przedramieniu Thornnastora.
— Poczekaj — powiedział. — Jak się czujesz?
— A jak może czuć się ktoś z poczwórną osobowością? — jęknął cicho Tralthańczyk. — Ale sądzę, że będzie dobrze.
O’Mara kiwnął głową i wszedł w ślad za stażystą. Potem przesunął się na bok, stając między Mannenem a drugim wykładowcą.
— Rejestracja włączona? — spytał spokojnie Thornnastor. — Dobrze. Zatem zaczynamy.
Pacjent nazywa się Murrenth, należy do typu fizjologicznego DBLF, jest inżynierem pokładowym na kelgiańskiej jednostce kosmicznej. Doznał wewnętrznych obrażeń podczas przypadkowego przesunięcia ładunku. Pozostali członkowie załogi w ciągu kilku minut uwolnili go z pułapki i z początku wydawało się, że nie ucierpiał w poważnym stopniu. Sam pacjent też na nic się nie skarżył, zapewne z tego powodu, że wypadek zdarzył się po części z jego winy. Jednak dwa dni później zaczął tracić zdolność poruszania pokrywą włosową na grzbiecie i jednym z boków. Jego stan został określony jako poważny, z wartością trzy na skali zagrożeń, i czym prędzej przysłano go tutaj.
Jedną z macek ściągnął zawieszony na teleskopowym wysięgniku skaner i umieścił go nad polem operacyjnym. Jedno oko skierował na ekran ścienny, który pokazywał powiększony obraz ze skanera.
— Ustalono, że w rzeczywistości doszło do poważnych obrażeń, zbyt jednak niewielkich w sensie fizycznym, aby mogły zostać wykryte z wykorzystaniem sprzętu diagnostycznego znajdującego się na pokładzie statku. Nacisk ładunku na grzbiet i bok ciała pacjenta wstrzymał na jakiś czas krążenie krwi w naczyniach włoskowatych znajdujących się w tych rejonach ciała i spowodował powstanie mikrozakrzepów, które znacznie ograniczyły dopływ krwi do mięśni i nerwów odpowiedzialnych za mobilność okrywy włosowej. Ich stan ciągle się pogarsza i wymaga natychmiastowej interwencji chirurgicznej, chociaż…
— Chociaż trudno mówić o jakichś rokowaniach — powiedział cicho Mannen, skłaniając się w stronę O’Mary. — Obawiam się, że poza przeegzaminowaniem techniki chirurgicznej Thornnastora nic więcej z tego nie wyniknie.
— …trzeba zachować przy tym szczególne środki ostrożności, przed wykonaniem cięcia rozczesując włosy na obie strony. Każdy z nich jest praktycznie częścią ciała, a jego stan ma wielkie znaczenie dla psychiki pacjenta i jego szans w kontaktach społecznych…
Tralthańczyk nie wyjaśnił, co dokładnie kryło się za tymi ogólnymi stwierdzeniami.
O’Mara wiedział, że najmniejsza skaza na futrze czy ograniczenie jego ruchliwości uważane jest wśród Kelgian za poważne fizyczne oszpecenie i powoduje wycofanie się okaleczonego osobnika z życia społecznego, tak samo jak w dawnych czasach działo się to z ziemskimi trędowatymi. Falowanie futra jest reakcją całkowicie odruchową, na którą nie można świadomie wpływać. Oznacza to też, że żaden Kelgianin nie potrafi ukryć przed okaleczonym wywołanej jego widokiem odrazy ani połączonego z poczuciem bezradności głębokiego współczucia. To zaś skazywało na samotniczy tryb życia, a niekiedy nawet skłaniało nieszczęśnika do samobójstwa.
Dawca zapisu, Marrasarah, która była nie tylko urodziwa, ale cechowała się też błyskotliwą inteligencją i bardzo ciepłym usposobieniem, musiała porzucić obiecującą karierę właśnie z powodu uszkodzenia futra. Niemal na pewno podobny los czekał pacjenta Murrentha, nic dziwnego zatem, że posiadający ten właśnie kelgiański zapis Thornnastor tak głęboko przeżywał czekającą go operację. Problem pacjenta stał się niemal jego własnym, skoro sam doświadczył poniekąd tragedii Marrasarah. Dla O’Mary Kelgianka też stała się bardzo bliska. Chwilami zapominał nawet, że chodzi o istotę całkiem innego gatunku.
Mimo iż zapis Marrasarah wywarł tak przemożny wpływ na ich umysły, dla samej dawczyni nic nie można było zrobić. Co innego Murrenth. Jeśli O’Mara dobrze rozumiał odczucia i motywację Thornnastora, chirurg zamierzał zapewne zrobić wszystko, co tylko w jego mocy, aby oszczędzić pacjentowi podobnego losu. Chciał zapobiec powtórzeniu się tragedii. To była kwestia nie tylko dumy zawodowej, ale i osobistych doznań. Pacjent i osobowość dawcy stali się jakby jednym, przynajmniej dla Tralthańczyka. O’Mara bał się myśleć, jak ciężko będzie Thornnastorowi, jeśli operacja się nie uda.
— Proszę nastawić pięćdziesięciokrotne powiększenie obrazu pola operacyjnego — powiedział spokojnie chirurg. — Skalpel i retraktor na minus dziesięć. Gotowi? Zaczynamy…
Zamocowana na teleskopowym wysięgniku kamera wsunęła się między pole operacyjnie i parę szypułkowatych oczu Thornnastora, który wziął skalpel z regulowanym ostrzem. Można było nastawiać je zarówno na szerokie cięcia, jak i działania tak precyzyjne, że do ich obserwacji potrzebny był mikroskop. O’Mara wiedział, że to narzędzie stwarzało chirurgowi wielkie możliwości, jeśli tylko miał dość pewne ręce, a w tym wypadku macki.