Zanim O’Mara zdążył wyjaśnić, że nie jest aż takim ignorantem, Neenil wydała długą serię trylów, których autotranslator nie przełożył. Potem zaś powiedziała:
— Jeśli o mnie chodzi, jestem bardzo szczęśliwa, że tu jestem.
Dawno chyba nie słyszałem równie entuzjastycznej odpowiedzi, pomyślał O’Mara z uśmiechem, chociaż ptakowaci mogli nie umieć go odczytać.
— To widać po wynikach twojej pracy — powiedział. — Wykładowca jest zadowolony z twoich niedawnych postępów. Ja zaś cieszę się, że wynikają one z ogólnego pozytywnego samopoczucia.
— Niemniej ze mnie wykładowca nie jest zadowolony — powiedział Creesik zdecydowanie. — Czy dlatego pan tu przyszedł?
O’Mara odniósł wrażenie, że wysłyszał nieco złości w tej wypowiedzi. Zapewne maskującej poczucie winy. Uniknął kłamstwa, uciekając się do dosłownego potraktowania sprawy.
— Twoje postępy pozostają na zadowalającym poziomie i nie zostałem poproszony o rozmowę z tobą. Niemniej wykładowca Mannen wspomniał w tygodniowym raporcie, że objawiacie ostatnio jakby zmęczenie czy wyczerpanie. To wszystko.
— I chce pan wiedzieć, skąd się to bierze? — rzucił Creesik, strosząc pióra na karku i podskakując na cienkich nogach. O’Mara po raz pierwszy ujrzał kogoś, kogo dosłownie nosiło ze złości. — To przecież drobiazg, który nikomu i niczemu nie zagraża! Dlaczego wy ciągle chcecie rozmawiać o seksie?
ROZDZIAŁ SZESNASTY
Zapadła niezręczna cisza. O’Mara myślał gorączkowo, jak wyplątać się z tej sytuacji, nie sprawiając nikomu przykrości. Zauważył nieład panujący w gnieździe i domyślił się, że ptakowaci tworzyli parę, ale do tego wolał nie nawiązywać. Nagle Neenil zaszczebiotała, podejmując niespodziewanie próbę rozładowania sytuacji.
— Psychologowie zawsze interesują się seksem. Tak jest na Eurilu i zapewne na każdym innym cywilizowanym świecie w całej Federacji.
O’Mara nigdy nikogo nie ucałował i nie zamierzał ryzykować tego wobec istoty z długim i pełnym zębów dziobem, ale był tak wdzięczny jej za pomoc w przedłużeniu konwersacji, że przez chwilę go kusiło.
— Nie zamierzałem podejmować rozmowy o seksie — powiedział, zerkając na Neenil. — Wydaje się jednak, że tego po mnie oczekujecie. Skoro tak, to powiem, że wedle wszelkich znaków ta aktywność zdaje się mieć pozytywny wpływ na twoją pracę. Jak do tego doszło, to już ty wiesz lepiej. Nie zamierzam jednak poruszać tematu, o ile sama sobie tego nie zażyczysz. Ostatecznie to prywatna i osobista sprawa.
Spojrzał przelotnie na Creesika i nieco zmienił wątek.
— To wyjaśnia pewien twój spadek formy, który dał się zauważyć w ostatnim czasie.
Gdy ktoś wchodzi w nowy związek ze szczególnie atrakcyjnym partnerem… — powiedział O’Mara, chociaż tak naprawdę nie potrafił nawet odróżnić dwojga pierzastych od siebie nawzajem. Chciał jednak powiedzieć Neenil coś miłego. — Cóż, zdarza się wówczas na początku zapał tak wielki, że nadweręża nieco siły. Zdarzają się też trudności z koncentracją, gdyż myśli biegną nieustannie tylko w jednym kierunku. Z czasem jednak zaangażowanie wejdzie w stabilniejszą fazę. Jeśli jeszcze zaczniecie snuć bardziej długofalowe plany…
Creesik przestał podskakiwać i stroszyć pióra na karku.
— Ma pan wielkie doświadczenie na tym gruncie?
— Nie — odparł O’Mara. — Czytałem tylko wiele opisów rzeczywistych i fikcyjnych scenariuszy takich zdarzeń. Moja wiedza jest czysto teoretyczna.
— Trudno uwierzyć — powiedziała Neenil. Wydawała się nieco rozbawiona. — Moja znajomość anatomii DBDG podpowiada mi, że jest pan osobnikiem szczególnie rosłym i muskularnym, pozbawionym przy tym częstych u osobników męskich, obwisłych pokładów tkanki tłuszczowej. Nie jestem w stanie ocenić atrakcyjności urody Ziemian czy cech szczególnych ich części twarzowej, niemniej u osobników męskich nie uroda jest najważniejsza — zauważyła. Równocześnie przechyliła głowę, zerknęła na Creesika i ćwierknęła do niego coś, czego autotranslator nie przetłumaczył. — Na pewno jest albo była wśród personelu żeńska osoba DBDG, która…
— Nie! — powiedział O’Mara nieco głośniej, niż zamierzał, i dodał zaraz tonem obrony:
— Jak wiecie, charakter mojej pracy nie zezwala mi na nawiązywanie osobistych znajomości, a poza tym rzadko mam czas, aby szukać żeńskiego towarzystwa.
— Z tego, co ja wiem o fizjologii DBDG, powiedziałbym, że obecny kolor jego twarzy wskazuje na zakłopotanie — powiedział Creesik. — Poczerwieniała mocno, chociaż nie podejmował tu żadnej aktywności fizycznej, która podniosłaby ciśnienie krwi. Przestań się z nim drażnić, kochana.
— Nonsens — zaszczebiotała Neenil. — Psychologowie nigdy nie bywają zakłopotani, gdy chodzi o seks. My byliśmy z początku powściągliwi, ponieważ to sprawa prywatna, ale nie byliśmy zakłopotani. Nie przeszkadza mi, że O’Mara wie, o ile wcześniej tego nie odgadł, że poprawa moich wyników w nauce jest związana z pragnieniem, abyśmy mogli studiować tu i pracować razem. Z kwalifikacjami zdobytymi w Szpitalu znajdziemy łatwo posadę w każdej innej placówce, w całej Federacji. Jeśli zaś zostaniemy tutaj, także…
— Będziemy stałymi partnerami, gotowymi razem wysiadywać jaja — dokończył za nią Creesik. — Cokolwiek się stanie.
O’Mara był zadowolony, że ptaszki wdały się we własną rozmowę, oszczędzając mu dalszego zakłopotania. Ucieszył się jednak za wcześnie.
— Nie rozumiem jednego — powiedziała w pewnej chwili Neenil. — Dlaczego odmawia pan sobie tak wielkiej przyjemności, satysfakcji i tylu dobrych emocji. Musi pan mieć przecież jakieś doświadczenia…
— Nie — przerwał jej O’Mara i przeklął się, że w ogóle otworzył usta. Było milczeć po kelgiańsku. Co go wzięło, aby wyjawić tym istotom prawdę?
Na chwilę zapadła cisza. Oba ptaki patrzyły na niego, przekrzywiając głowy. Pierwszy odezwał się Creesik.
— Przy takim szaleństwie nie dziwi, że został pan psychologiem.
— Nie żartuj sobie, Creesik — powiedziała Neenil. — To poważna sprawa. Czy chce pan powiedzieć, że nigdy, przez całe dorosłe życie, nie pragnął pan kochać drugiej osoby? Nigdy nic takiego się panu nie zdarzyło?
— Tego nie powiedziałem — stwierdził O’Mara, przeklinając się ponownie. Nie rozumiał
własnego postępowania. Nie czuł się z jego powodu winny, narastała w nim tylko złość połączona z coraz głębszym smutkiem, któremu w żaden sposób nie umiał się przeciwstawić.
Neenil zaćwierkała ze współczuciem.
— Kochał pan kogoś w przeszłości, ale miłość nie została odwzajemniona?
— Nie — odparł O’Mara.
— Kocha pan kogoś obecnie, ale ta osoba nie wie jeszcze o tym?
— Tak.
— Musi pan z tą osobą porozmawiać, O’Mara. Wyjawić swoje odczucia. Niezależnie od tego, jaka będzie odpowiedź. Gdyby okazała się negatywna, to cóż… U nas uważa się to za poważną sprawę, ale rzadko z fatalnym finałem…
— I kto teraz stroi sobie żarty? — spytał Creesik.
— Mówię poważnie — rzuciła Neenil. — Proszę tego nie ukrywać. Przynajmniej będzie pan wiedział, na czym stoi, i będzie mógł prowadzić normalniejsze życie emocjonalne. Być może we dwoje.
— Ta osoba nie wie nawet, że ja istnieję. Mieszka prawie na drugim końcu galaktyki.
Mocno już zirytowany pokręcił głową. Sprawa zaczynała wymykać się spod kontroli.