Выбрать главу

Mannen nie chciał, aby O’Mara wpływał w jakikolwiek sposób na ich silne, zdrowe i dobrze zintegrowane osobowości, nawet jeśli miał do tego prawo. Gdy major przebadał raz oboje na prośbę Mannena, niczego też nie ruszył. Niektóre charaktery lepiej było zostawić takimi, jakie były. Uznał jednak, że dobrze będzie pilnie się im przyglądać i kontrolować ich poczynania, chociaż nie wprost.

Bez większych wyrzutów sumienia wywierał na nich niepsychologiczny wypływ, manipulując po cichu grafikiem dyżurów. Ostatecznie czynił to dla dobra młodych ludzi.

Pełen najlepszych chęci, bo chociaż przyznawał to jedynie w duchu, to lubił i szanował oboje, dopilnował, aby przez jakiś czas stażystka Murchison nie miała kontaktu ze stażystą Conwayem.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY

Murchison ucieszyła wykładowcę Mannena, gdy w bezprecedensowy sposób została zaraz po stażu mianowana siostrą przełożoną na oddziale trzydziestym dziewiątym.

Mieszanym, przeznaczonym dla Melfian, Kelgian i Nidiańczyków oddziale rehabilitacyjnym.

Tam nie żądała od personelu niczego, czego sama nie umiała i nie była gotowa zrobić, całość prowadziła zaś stanowczo, ale z szacunkiem wobec podwładnych i wedle uczciwych zasad.

Na przekazaną przez Mannena sugestię O’Mary jej oddział został powiększony o grupę trudnych pacjentów, którzy nie reagowali na typowe sposoby leczenia. O’Mara wcale nie był zdziwiony, gdy jej zdolność obserwacji oraz analitycznego i syntetycznego myślenia, jak i liczne trafne diagnozy postawione przy niedostatku danych, zwróciły na nią uwagę Thornnastora. Jego zdaniem Murchison robiła o wiele więcej, niż ktokolwiek mógłby oczekiwać po pielęgniarce. Stwierdził, że jeżeli siostra oddziałowa ma na to ochotę, może zatrudnić ją u siebie jako młodszego patologa, co pozwoli na pełniejsze wykorzystanie jej talentów. Jak można było oczekiwać na podstawie danych z jej profilu, Murchison chętnie się na to zgodziła, zmieniając bieg swojej kariery. Jak powiedziała, badania ksenobiologiczne były tym, co od początku naprawdę chciała prowadzić.

Nie pozwalała, aby cokolwiek odrywało ją od pracy. Jak wspomniała kiedyś w zdecydowany sposób Mannenowi, nie chciała marnować czasu na życie towarzyskie. Wolała uniknąć ryzyka, że zaangażuje się emocjonalnie. To całkowite oddanie karierze cieszyło wykładowcę, chociaż dla jej ziemskich kolegów było powodem nieustannych zgryzot. Jak wspominali każdemu, kto chciał słuchać, w tym także i O’Marze, Murchison była chyba jedyną osobą w Szpitalu, której nie dawało się traktować z kliniczną obojętnością. Wszyscy próbowali zdobyć ją po kolei, ale żadnemu nie udało się uzyskać praw do eksploatacji tego najbardziej pożądanego surowca naturalnego w całym Szpitalu. Byli niezmiennie odprawiani, jednak Murchison robiła to zawsze ciepło i z humorem, zatem nikt nie żywił potem do niej urazy.

O’Mara wiedział jednakże z własnego doświadczenia, że nieodwzajemniona miłość nader rzadko skutkuje poważniejszymi zagrożeniami dla życia lub zdrowia psychicznego.

Młody Conway był jedynym mężczyzną spośród personelu medycznego, który nie okazał jej swoich uczuć już przy pierwszym zawodowym spotkaniu. Może zresztą dobrze rozpoznał wcześniej teren. Nie żeby był aspołeczny czy nietowarzyski. Po prostu z zasady preferował nawiązywanie kontaktów z przedstawicielami innych ras. Podczas wstępnego wywiadu wspomniał O’Marze, że praca w największym wielogatunkowym szpitalu była jego życiową ambicją. Gdy już udało mu się do niego dostać, nie chciał, aby cokolwiek przeszkadzało mu w studiach. Normalnie zdrowy ziemski mężczyzna, który wolał towarzystwo Tralthańczyków, Melfian czy innych jeszcze istot, byłby obiektem troskliwego zainteresowania psychologa, tutaj jednak podobne anomalie jedynie ułatwiały pracę.

Profile młodego Conwaya i Murchison były tak podobne, że gdyby stare ziemskie porzekadło o przyciągających się przeciwieństwach było prawdziwe, to tych dwoje nigdy nie byłoby razem. Jednak O’Mara zaczął szybko przejawiać w ich przypadku tak ojcowską troskę, że bez żenady interweniował w sprawie ich przydziałów obowiązków. Bywał wobec nich rozmyślnie surowy, zmuszając oboje do podejmowania decyzji przekraczających ich formalny zakres obowiązków i stawiając wobec sytuacji, w których musieli wykazać się zdolnościami adaptacyjnymi. Czego on nie zdołał zrobić, tym zajął się przypadek. Swoją rolę odegrała wojna na Etli, wiele znaczył też cały szereg misji ratunkowych przedsięwziętych na pokładzie statku szpitalnego Rhabwar. Conway i Murchison przeszli tyle skrajnych, chociaż nieniszczących testów, że stali się naprawdę dobrzy, tak razem, jak i każde z osobna. Cały ten czas oficjalnie O’Mara pozostawał wobec nich tak sarkastyczny i szorstki jak zwykle.

Zastanawiał się jednak czasem, czy zrozumieją kiedykolwiek, jak bardzo ich polubił. Po prostu, jako ludzi. Był dumny z tego, że Murchison, dojrzała już, ale nadal tak piękna, że żaden mężczyzna nie potrafił się za nią nie obejrzeć, była przewidywana na następcę Thornnastora na stanowisku szefa Patologii. Młody i błyskotliwy Conway, chociaż jako Diagnostyk nie był już taki młody, sprawował funkcję szefa oddziału chirurgii obcych.

Szczególnie zaś cieszyło O’Marę, że tych dwoje było parą.

Ukrywał jednak swoje odczucia przed wszystkimi, poza dwoma istotami, z których jedna nigdy nie odwiedziła Szpitala, o istnieniu drugiej zaś nikt tu nie wiedział. Po raz kolejny pokręcił głową zirytowany coraz większą ostatnio skłonnością do rozpamiętywania przeszłości. Spojrzał na zegarek i przygotował się raz jeszcze na spotkanie z kimś, kto potrafił czytać w jego emocjach, jakby były otwartą księgą.

Gdy starszy lekarz Prilicla wszedł kilka chwil później do gabinetu, O’Mara wskazał mu sprzęt przypominający surrealistyczny kosz na papiery. Cinrussański empata usadowił się na nim wygodnie.

— I jak się dzisiaj czuję, mój mały przyjacielu? — spytał naczelny psycholog.

Prilicla zaćwierkał melodyjnie. Translator niczego nie przełożył, bo był to cinrussański odpowiednik śmiechu.

— Znasz swoje odczucia, O’Mara, nie gorzej niż ja, nie ma więc sensu mówić o nich głośno. Zakładam zatem, że pytanie jest po części retoryczne. Z drugiej strony może mieć jednak coś wspólnego z żywioną przez ciebie obawą i stanem napięcia charakterystycznym dla kogoś, kto zamierza coś zaproponować i nie jest pewien, jak to zostanie przyjęte.

Pamiętaj, że jestem empatą, a nie telepatą.

— Czasem się nad tym zastanawiam — powiedział cicho O’Mara.

— Staranna obserwacja i dedukcja mogą dać podobne efekty nawet i bez zdolności wyczuwania emocji — powiedział Prilicla. — Wiedziałbyś o tym, gdybyś grywał w pokera.