W gabinecie zapadła chwila ciszy, gdy Diagnostyk Conway, który streszczał zebranym historię cywilizacji na Kermie, przerwał i spojrzał na O’Marę, Braithwaite’a, Thornnastora i Priliclę. W końcu zwrócił się znowu w stronę naczelnego psychologa. Gdy znowu zabrał głos, dało się w nim słyszeć lekkie zakłopotanie.
— O godnej uwagi medycynie trudno u nich mówić. Gdy pojawia się zagrożenie dla życia, na które nie ma lekarstwa, ich lekarze nie mogą zrobić nic poza udzieleniem mentalnej pociechy. W kulturach telepatów nie ma żadnych tajemnic między lekarzem a pacjentem.
Oznacza to wymianę nie tylko samych informacji, ale także towarzyszącego chorobie bólu.
Tak samo jest u Telfi i oni też dobrowolnie odsuwają się od społeczności, gdy przychodzi faza terminalna. Nie chcą narażać pobratymców na dotkliwe, telepatyczne odczuwanie ich śmierci.
Gdy dowódca placówki Korpusu na Kermie usłyszał o przypadku Tunneckisa, zaoferował pomoc Szpitala. Dokładnie poinformowano pacjenta o ryzyku związanym z faktem, że nie będziemy w stanie niczego dla niego zrobić od razu, ponieważ musimy dopiero poznać jego gatunek. To nie miało dla niego znaczenia i poprosił mnie, abym działał. Stan pacjenta był bardzo poważny. Nie stanowił zagrożenia dla życia, ale obumarcie futra Kelgian też nie jest przecież chorobą śmiertelną. W tym przypadku operacja nie przyniosła oczekiwanych rezultatów i Tunneckis wymaga obecnie opieki psychiatrycznej.
Siedzący w miskowatym fotelu Prilicla zadrżał w odpowiedzi na silne emocje obecnych w gabinecie. Thornnastor odchrząknął, co zabrzmiało jak granie zachrypłego rogu.
— Conway zbyt ostro się ocenia — powiedział. — On, czy raczej my wkraczaliśmy na całkiem nowy obszar chirurgii. Nie dysponowaliśmy żadną wiedzą o anatomii czy metabolizmie pacjenta. Z religijnych i ekologicznych powodów Kermianie nie pozwalają obcym zabierać zwłok zmarłych ani nawet badać ciał nieinteligentnych stworzeń swojej planety. Może gdy kontakty z nimi rozwiną się z czasem, ulegnie to zmianie. Nie musielibyśmy wówczas uczyć się w trakcie operacji. To nie była komfortowa sytuacja dla szefa chirurgii.
— Wiem — odezwał się znowu Conway. — Nadal jednak uważam, że się nie popisałem, obciążając dział psychologii pacjentem, którego trzeba przywracać do życia. Wcześniej jednak nie miał nic do stracenia, dlatego uznałem ryzyko za możliwe do przyjęcia.
Prilicla zatrząsł się momentalnie, ale uspokoił się, gdy tylko Conway odzyskał panowanie nad swoimi emocjami.
— Jednak dlaczego interesuje się pan szczegółami naszej chirurgicznej porażki, skoro obecnie chodzi o zaburzenia psychiczne? Osobiście daleki jestem od uznania tej operacji za udaną, ale tak naprawdę to nie wiem nawet, co zrobiłem.
O’Mara przyjrzał się Braithwaite’owi.
— To pański przypadek, poruczniku — powiedział.
Braithwaite zaczerpnął głęboko powietrza.
— Sir, rzecz w tym, że ja też nie wiem, co robię — powiedział, starając się wyrazić tonem głosu szacunek wobec rozmówców. — Dlatego poprosiłem was o pomoc. Mam nadzieję, że znajdę w obrazie klinicznym coś, co naprowadzi mnie na ślad, chociaż na razie nie wiem, co by to mogło być.
— A skoro nie wie pan, czego szukać, pozostaje zwracać uwagę na wszystko — podsumował Conway. — Zgadza się?
Conway wstał nagle i podszedł do wielkiego ściennego ekranu, który wisiał naprzeciwko biurka O’Mary. Wystukał jakiś kod.
— Zapisy medyczne — rzucił szczekliwie Nidiańczyk, którego twarz pojawiła się na ekranie.
— Pacjent Tunneckis — zażądał bez wstępów Conway. — Planeta pochodzenia: Kerm.
Operacja głowy, procedura niestandardowa. Odpowiedzialny: Diagnostyk Conway.
Uczestnicy: Diagnostyk Thornnastor i starszy lekarz Prilicla. Miejsce: sala sto dwanaście.
Proszę o pełen, nieedytowany materiał od znieczulenia po przeniesienie na pooperacyjny.
— Sir, materiał został oznaczony przez pana jako ograniczonej dostępności — powiedział Nidiańczyk. — Dopuszczeni to skład zespołu operacyjnego. Wyraźny zakaz wykorzystywania do celów dydaktycznych albo pokazów. Czy chce pan zmienić opis?
— Oczywiście — odparł Conway. — Ale przekaz ma iść tylko na ten jeden ekran, w miejscu gdzie teraz jestem. Teraz.
Na ekranie pojawił się nagle ostry i jasny obraz sali operacyjnej sto dwanaście. Pacjent Tunneckis leżał przypasany na stole operacyjnym, którego kształtka unieruchamiała dodatkowo jego głowę, służąc też za podporę dla wyposażonego w powiększenie skanera.
Urządzenie wisiało dokładnie nad oczami pacjenta. Z jednego ucha wystawała krótka rurka o niewielkim przekroju, którą wprowadzane miały być sondy. Nad polem operacyjnym umieszczono dwa ekrany, dokładnie na wysokości oczu chirurgów. Po stronie Conwaya znajdowała się pod ekranem także niewielka konsola do zdalnego sterowania sondą. Obaj lekarze pochylali się nad pacjentem, Prilicla zawisł ponad stołem operacyjnym.
— Pacjent był jedynym pasażerem pojazdu naziemnego o własnym sterowaniu — wyjaśniał Conway na ekranie, rzucając spojrzenia w stronę kamery systemu rejestrującego. — Pojazd ten został trafiony przez piorun. Zabezpieczenia odprowadziły ładunek elektryczny po obudowie na ziemię, tak że pacjent pozornie wyszedł z tego bez szwanku. Niemniej kilka godzin później zaczął odczuwać narastające upośledzenie zmysłu telepatycznego, aż w ciągu pięciu dni ogłuchł i oniemiał pod tym względem. Na jego rodzinnej planecie nie rozwinięto żadnej metody chirurgicznego leczenia podobnych urazów, podobnie zresztą jak na pozostałych światach Federacji. W tej sytuacji zwrócono się do nas o pomoc. Czy pacjent jest gotowy?
— Tak, przyjacielu Conway — powiedział Prilicla. — Poziom emanacji emocjonalnej jest typowy dla istot znajdujących się pod wpływem narkozy.
Conway kiwnął głową i obraz rozdzielił się na dwa okna. W jednym widać było zbliżenie głowy pacjenta i palce Conwaya wsuwające ostrożnie rurkę coraz głębiej. Drugi pokazywał obraz ze skanera.
— Zamiast otwierać obszar głowowy i wycinać przejście w głąb poprzez tkankę mózgową, podejdziemy możliwie najbliżej do pola operacyjnego, wykorzystując naturalny kanał, w tym przypadku jeden z dwóch kanałów słuchowych. Może to spowodować klasyczną głuchotę na jedno ucho, ale zapewne nie dojdzie do tego, ponieważ odbudowa struktury ucha wewnętrznego jest znacznie łatwiejsza niż to, co w tej chwili zamierzamy.
Proszę o sześciokrotne powiększenie. Wchodzę dalej…
Operując ostrożnie palcami, Conway patrzył cały czas na ekran. Zaokrąglona na krawędziach rurka wsuwała się coraz głębiej w wąski kanał.
— Bliżej już nie zdołam jej przemieścić bez ryzyka spowodowania uszkodzeń — powiedział w końcu Conway. — Teraz pora na zawartość.
Do rurki został wprowadzony cały pęk kabli, które nawet pod wielkim powiększeniem wyglądały na bardzo delikatne. Powoli przesunięto je dalej. Wśród urządzeń podczepionych na ich końcach było miniaturowe, ale silne źródło światła, równie mała kamera oraz różne urządzenia tnące oraz służące do pobierania próbek. Ich ostrza i wysięgniki były wręcz mikroskopijnych rozmiarów. Kable wychodziły z płaskiej, przezroczystej skrzynki z parą metalizowanych rękawic ochronnych w środku. Conway ostrożnie wypuścił kable z palców i wsunął dłonie w otwory rękawic.