Nie wiemy, jak długo potrwa ta sytuacja. Zależy to przede wszystkim od długości życia jednego pacjenta, które to życie będzie zapewne krótkie i bardzo nieszczęśliwe, gdy zostanie skazany na samotny pobyt w wielkim, pustym Szpitalu, za całe towarzystwo mając roboty, które będą go żywić i sprzątać po nim, dopóki nie popsują się na tyle, że same nie będą mogły się już naprawić. Możliwe zatem, że przyjdzie nam opuścić Szpital tylko na kilka miesięcy albo lat.
— W tej sytuacji musimy zadać sobie pytanie, czy życie jednego pacjenta warte jest wszystkich finansowych i emocjonalnych problemów związanych z ewakuacją i przerwą w działalności Szpitala. Czy warte jest trudów i ryzyka, które podjąć będzie musiał personel wraz z pozostałymi pacjentami. Niektórzy z nich, jak skrzelodyszni Chalderczycy albo żyjący w superniskich temperaturach kryształowcy, mogą nie przetrwać ewakuacji, która z konieczności będzie nader pospieszna. Jeśli nie uda się rozwiązać problemu, zostanie jeszcze jedno, bardzo proste rozwiązanie. Z drugiej strony chodzi o coś, co jest także poważnym problemem etycznym, ale tak czy inaczej, wszyscy tu obecni i tak musieli już o tym pomyśleć albo uczynili to właśnie teraz.
O’Mara przerwał na chwilę.
— Zasadnicze pytanie brzmi zatem: czy nie powinniśmy bezzwłocznie dokonać bezbolesnej eutanazji pacjenta Tunneckisa?
Prilicla zatrząsł się od emocjonalnej zamieci, która rozszalała się w pomieszczeniu.
O’Mara spojrzał na niego przepraszająco. Wiedział, że to nie będzie łatwe dla empaty. Lecz, co dziwne, Prilicla bardzo szybko zaczął się uspokajać.
— Przyjacielu O’Mara — powiedział w końcu. — Ani tutaj, ani zapewne w całym Szpitalu nie ma nikogo, kto zaakceptowałby to rozwiązanie.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI
Zdalnie sterowane nosze przewiozły pacjenta Tunneckisa z pustego oddziału na tę samą salę, która została wykorzystana podczas poprzedniej operacji. Tam został przypasany do stołu i opleciony czujnikami. Podano mu miejscowe znieczulenie, poza tym jednak był i miał pozostać przytomny.
Diagnostycy Conway i Thornnastor oraz starszy lekarz Prilicla, porucznik Braithwaite i sam O’Mara obserwowali go na ekranie odległym o dziesięć poziomów od sali operacyjnej.
To O’Mara odezwał się pierwszy.
— Spróbujemy ci pomóc Tunneckis. Nawet jeśli sam uważasz się za telepatycznie głuchego i niemego, wiemy, że tak nie jest. W każdym razie nie całkiem. Krótko po przybyciu tutaj zacząłeś całkiem bezwiednie nadawać ciągły i niekontrolowany telepatyczny krzyk, krzyk tak głośny i nieprzyjemny, że nasz personel i pacjenci musieli zostać usunięci poza jego zasięg. Dlatego od jakiegoś czasu otaczają cię jedynie zdalnie sterowane roboty.
Tuż obok Conway chrząknął, dając znać, że jego zdaniem O’Mara nazbyt upraszcza sytuację. Naczelny psycholog nie przejął się tym i mówił dalej.
— Skoro możesz krzyczeć telepatycznie, to znaczy, że nie wszystko zapewne jeszcze stracone. Możliwe, że nie potrzeba wiele, abyś mógł posługiwać się telepatią normalnie.
Dlatego też dwaj najlepsi lekarze naszego Szpitala spróbują zajrzeć do twojego mózgu i naprawić to, co tam się popsuło. Nie będziesz czuł żadnego bólu. Ułatwiłbyś im pracę, gdybyś mówił im w trakcie o swoich odczuciach. Tunneckis, czy zgadzasz się na przeprowadzenie operacji i czy pomożesz nam w jej trakcie?
O’Mara wiedział, że operację przeprowadzą i tak, nawet bez współpracy pacjenta, ale zawsze lepiej było pozwolić mu sądzić, że ma coś do powiedzenia w tej sprawie.
— Boję się — powiedział Tunneckis i wydał niski sykliwy dźwięk, który został zignorowany przez translator. — Boję się tego miejsca i tych zimnych, lśniących i tykających maszyn, które robią mi różne rzeczy. I tych wszystkich strasznych istot w Szpitalu, włącznie z tobą. Najbardziej zaś boję się, że będę musiał tak żyć. Proszę, chcę tylko, żeby zniknął wreszcie ten mroczny i nieustanny strach przed wszystkim i wszystkimi.
O’Mara pomyślał o Cerdalu. Gdy widział go ostatnio, doktor był pod wpływem silnych środków uspokajających, ale i tak bełkotał ciągle i płakał, całkiem nad sobą nie panując. Inni, mniej narażeni na kontakt z Tunneckisem, byli w proporcjonalnie lepszym stanie. Mógł powiedzieć, że rozumie problem, bo wszyscy pacjenci czuli dokładnie to samo co Kermianin. Intensywny i bezrozumny strach przed otoczeniem, który przybrał postać maniakalnej ksenofobii. Nie chciał jednak opowiadać tego wszystkiego Tunneckisowi, aby nie wzbudzić w nim poczucia winy.
— Chcemy cię wyleczyć — powiedział. — Chcemy usunąć przyczynę twojego strachu.
Czy nam pomożesz?
Cisza zdawała się trwać o wiele dłużej niż te kilka sekund, które pokazał znajdujący się w pomieszczeniu zegar.
— Tak — rozległo się w końcu.
O’Mara odetchnął głośno i oderwał oczy od ekranu. Braithwaite nic nie mówił, ale wyglądał na ucieszonego. Thornnastor uderzał przednimi stopami o podłogę. Prilicla drżał, a Conway marszczył czoło i przygryzał dolną wargę. O’Mara westchnął ponownie, tym razem ciszej.
— Conway — rzucił oschle. — Znam to zachowanie. Czy myślisz o czymś głupim?
— Byłem zbyt zajęty, aby ci podziękować i zapoznać cię z tym, co ostatnio znaleźliśmy — powiedział pospiesznie Diagnostyk. — To był naprawdę dobry trop, aby raz jeszcze przyjrzeć się przebiegowi wypadku pacjenta. Orligiański oficer medyczny w bazie na Kermie był kiedyś biegłym sądowym i zbadał jak należy miejsce zbrodni, to znaczy wypadku. Zebrał też inne dane, a do poszukiwania śladów wykorzystał mikroskop. Przysłał nam szczegółową analizę metalu wykorzystanego do budowy pojazdu Tunneckisa, dane na temat wyściółki we wnętrzu, farby na karoserii i wszystkiego. Porównał też pojazd pacjenta z innym, niezniszczonym tego samego typu. Potem przeprowadził dokładne badania zdrowego Kermianina, który zgłosił się na ochotnika. Ale to ty wskazałeś nam, gdzie szukać…
— Komplementy na mnie nie działają — przerwał mu ostro O’Mara. — Do rzeczy.
— Rzecz w tym, że na Kermie rzeczywiście nic podobnego nigdy wcześniej się nie zdarzyło, ponieważ ich technologia nie jest jeszcze zbyt zaawansowana. Pojazdy naziemne pojawiły się dopiero niedawno. W tym przypadku zasadniczą przyczyną problemów była wysoka temperatura związana z wyładowaniem elektrycznym, która spowodowała silne rozgrzanie wyściółki w samochodzie. Ta z kolei zaczęła wydzielać trujące opary, które pacjent wciągnął z oddechem. Ostatecznie trafiły również i do mózgu. Te wcześniejsze zmiany skórne na ciele Tunneckisa powstały w reakcji na toksyny. Okazuje się, że mózg również na swój sposób na nie zareagował. Thornnastor przygotował środek, który ma odtruć istotny obszar mózgu. Jestem przekonany, że się uda. W każdym razie powinno. O’Mara spojrzał na niego uważnie.
— Ale masz jakieś wątpliwości?
— Bo to będzie bardzo delikatna robota. Wolałbym przeprowadzić ją bezpośrednio, nie przez zdalne łącza. Zdaję sobie sprawę z ryzyka, ale nie sądzę, aby to długo potrwało. Muszę tam iść.
— I ja też — wtrącili równocześnie Thornnastor i Prilicla.
O’Mara milczał przez chwilę. Zastanawiał się, jak można się czuć, straciwszy wyższe funkcje psychiczne. Zaczynało się od podejrzliwości i strachu przed wszystkimi obcymi, których znało się przecież i lubiło. A potem… Porzucił rozważania i wziął się w garść.