Выбрать главу

— Ale jeden z nas nie jest Diagnostykiem — powiedział Conway, niezmiennie patrząc na ekran. — Administratorze, dla własnego dobra, proszę natychmiast odejść. Może pan rozmawiać potem z pacjentem przez komunikator i trzymać strażników z dala od nas.

— Nie — odparł O’Mara.

Prilicla jedyny w Szpitalu wiedział, że O’Mara miał umysłowego partnera, mentalną kotwicę zwaną Marrasarah, jednak obiecał kiedyś, że nikomu tego nie wyjawi. Naczelny psycholog pomyślał, że jedna, obdarzona silną wolą Kelgianka powinna chyba w tym przypadku wystarczyć. Prilicla musiał wyczuć jego wątpliwości, ale wyleciał bez słowa.

Było to zdradliwe.

Obserwując pracujących Diagnostyków, starał się bezskutecznie znaleźć dla Tunneckisa jakieś słowa pocieszenia. Pacjent czuł się coraz gorzej, jego strach i narastająca rozpacz wisiały niczym ciemna chmura w powietrzu. O’Mara poczuł nagle silną potrzebę wyjścia z sali. Chociaż przez chwilę pooddychać świeżym powietrzem. Coraz bardziej się zdumiewał, dlaczego tracą tu czas. Ten cały Tunneckis był przecież zwykłą ofiarą wypadku samochodowego. Nikt z jego własnych braci mu nie pomógł, a teraz burzy spokój wszystkich pracowników Szpitala, którzy próbują mu pomóc. Tymczasem trzeba zachować przecież pewne proporcje. Ostatecznie to tylko paskudny i przerośnięty ślimak, na dodatek telepata, który wyjada ludziom mózgi. Powinien się stąd wynieść, wracać do domu. Prosta sprawa, szybka decyzja, on zaś ma uprawnienia, aby zaraz to załatwić. Powie temu zarozumiałemu Conwayowi i asystującemu mu głupiemu słoniowi, że Kermianin za dużo już ich kosztował, i zakończy ten cyrk.

Nagle jednak O’Mara poczuł strach, jakiego nie zaznał w całym swoim życiu. Był nieukierunkowany, prawie nieuchwytny, ale nadzwyczaj intensywny. Towarzyszyła mu rozpacz. Nie chciał podejmować żadnych decyzji ani wydawać poleceń, bo był pewien, że Conway, który zawsze postępował po swojemu, i tak odmówi ich wykonania. Thornnastor zaś złapie go tymi długimi mackami i rozdepcze na miazgę. Chciał już tylko uciekać, ukryć się gdzieś przed wszystkimi. Zejść z oczu tej masie przerażających obcych, wypełniających to straszne miejsce. Nawet Prilicla, taki kruchy i pozornie przyjacielski, był przecież kimś, kto wydzierał mu za pomocą empatii wszystkie sekrety, których nikt nigdy nie powinien znać, i czekał tylko na okazję, aby wyjawić prawdę na jego temat. Jestem do niczego, powiedział sobie gorzko z rozpaczą i strachem, bezużyteczny dla siebie i innych. Ja się tu nie liczę.

Złapał się krawędzi stołu operacyjnego tak mocno, że aż palce mu pobielały.

— Marrasarah, pomóż mi! — wyrzucił z siebie całkiem nieświadom, że nie tyle to powiedział, ile wykrzyczał.

Conway spojrzał na niego wściekle.

— Do cholery, nie wygłupiaj się, O’Mara! Nie hałasuj, to precyzyjna operacja. Kto to jest Marrasarah? Zresztą nieważne. Odsuń się i siedź cicho.

Jakiś niewielki, ale odporny na czarny przypływ strachu i rozpaczy fragment mózgu O’Mary odnotował te słowa i zauważył, że całkiem nie pasowały one do Conwaya.

Widocznie zaraza dosięgła i jego. Nagle Diagnostyk krzyknął jeszcze głośniej niż przed chwilą O’Mara.

— Cholera, moja głowa!

Conway zacisnął zęby i choć skrzywił się z bólu, nie przestawał operować. Potem z wolna się odprężył.

Z jakiegoś powodu strach i rozpacz, które ogarnęły O’Marę, zaczęły słabnąć.

— Co z twoją głową? — spytał psycholog.

— Głębokie, trudne do precyzyjnego zlokalizowania swędzenie między uszami — odparł Conway. — Kiedyś już to czułem, sir — dodał, wracając do cywilizowanego świata. — To Tunneckis próbował porozumieć się z nami telepatycznie. Tylko przez chwilę. Też to czuliście? I odebraliście przekaz?

— Nie — powiedział O’Mara.

— Mnie coś zaswędziało. Tylko nie za uszami, które mam gdzie indziej — oznajmił Thornnastor z precyzją klinicysty. — Towarzyszyły temu jakieś szumy, ale nic artykułowanego. A co powiedział?

Conway spojrzał ponownie na ekran.

— W jednej chwili powiedział bardzo dużo — wyjaśnił. — Potem wam to przekażę. Teraz potrzebujemy jeszcze ze dwudziestu minut, aby dokończyć operację i wycofać sprzęt, ale w razie potrzeby możemy zostać tu nawet cały dzień, nie ryzykując żadnych przykrych skutków. Przez chwilę czułem się bardzo niepewnie, jak ktoś całkiem nieużyteczny, i nikomu nie ufałem. Przepraszam za wszystko, co powiedziałem. Teraz jednak wszystko wróciło już do normy i nasze kłopoty, wszystkie nasze kłopoty, minęły. Możemy organizować powrót pacjentów na opuszczone poziomy. Tunneckis nie jest już telepatycznie upośledzony i czuje się dobrze.

— Chociaż nie lubię nie zgadzać się z tobą, przyjacielu Conway, tym razem muszę zaprzeczyć — powiedział Prilicla, wlatując do sali i zawisając nad stołem operacyjnym. — Przyjaciel Tunneckis nie czuje się dobrze, lecz emanuje wręcz radością, ulgą i wdzięcznością.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY TRZECI

Spotkali się wcześnie następnego dnia w starym gabinecie, bo tylko tam O’Mara czuł się naprawdę swobodnie i tam właśnie chciał się pożegnać. Conway, Thornnastor, Prilicla i wszyscy pracownicy działu zostali porozsadzani na czym tylko się dało. Nieduże wnętrze wydało się jeszcze ciaśniejsze i bardziej zagracone niż zwykle. Conway podszedł to dużego ekranu diagnostycznego i zaczął przedstawiać raport z operacji pacjenta Tunneckisa.

— Za pierwszym razem przyjęliśmy, że jeśli zwiększymy stężenie składników mineralnych w obrębie narządu, przyspieszymy w ten sposób proces zdrowienia. Pobraliśmy więc próbki płynu i kryształów, poddaliśmy je analizie i wprowadziliśmy do środka dużą dawkę tych samych związków, tyle że w większym stężeniu. W ten sposób zwiększyliśmy także stężenie toksyn. Skutkiem było zahamowanie wzrostu białych kryształów, o których wiemy teraz, że są odbiornikami sygnałów telepatycznych, oraz niepohamowany rozrost zdeformowanych kryształów ciemnych, nadajników. W tym stanie wzmacniały znacząco przekaz, ale nie mogły przesyłać artykułowanych myśli, jedynie emocje.

W tym czasie Tunneckis był w złym stanie psychicznym. Lękał się otoczenia i ponurej przyszłości w roli osoby telepatycznie upośledzonej. Cierpiał z powodu głębokiej, klinicznej depresji, która mogła trzymać go już do końca życia. Trudno nam pojąć głębię takiej rozpaczy, niemniej i tak poniekąd została nam przedstawiona. Tunneckis czuł się źle i my razem z nim.

Teraz jednak pacjent dochodzi już do siebie i nie skarży się na samopoczucie. W ciągu kilku sekund, gdy odczuwałem charakterystyczne swędzenie wywołane przez znajdujący się w stanie atrofii ludzki organ telepatyczny, dowiedzieliśmy się sporo o sobie wzajem.

Szczególnie istotny jest w tym przypadku fakt, że telepatia nie pozwala na przekazywanie kłamstw. Fatalny przekaz strachu i rozpaczy, który narastał przez poprzednie dni, zniknął niemal w jednej chwili. Jego efekty będą z wolna słabnąć, aż ustąpią. Pacjent zgodził się pozostać w Szpitalu na okres rekonwalescencji i podobnie jak ja sądzi, że umożliwienie chorym kontaktu z nim może przyspieszyć proces zdrowienia. Pomyślałem, że jako pierwszy powinien skorzystać z tego Cerdal. Był pierwszym i najcięższym przypadkiem, a ponadto jest kandydatem na miejsce administratora i naczelnego psychologa.

— Tak też będzie — powiedział O’Mara. Ale już nie ja się tym zajmę, dodał w myślach.

Conway odszedł od ekranu i przysiadł na skraju melfiańskiego stojaka.

— Dowódca bazy na Kermie zaprosił mnie, abym spędził tam kilka miesięcy.