Выбрать главу

Samo przypominanie mi dawnej świetności i wielkich perspektyw zawodowych jawiło mi się jako okrutne. Ty jednak twierdziłeś, że mimo zdeformowanego ciała mój umysł nadal może mieć przed sobą udaną przyszłość, bo to nie zależy od kontaktu wzrokowego ani społecznych interakcji z moimi zdrowymi kolegami. Z upływem lat zmieniłeś to miejsce, nie zdradzając nikomu z zewnątrz swojej roli. Martwi ożyli. Ustronie przestało być schroniskiem dla wyrzutków, o których nikt nie chciał pamiętać. Stopniowo przekształciło się w punkt konsultacyjny, wykorzystujący umiejętności ozdrowieńców, specjalistów z wielu, bardzo wielu dziedzin. Zaczęliśmy świadczyć różne usługi i liczba zleceń stale rosła. Wszystkie nasze urządzenia łączności mają naturalnie zablokowane kanały wideo, aby nikt się nie dowiedział, jak wyglądają nasi eksperci, ale klienci już do tego przywykli. Nie wiem, jakie terapie zastosowałeś u innych. Nie są lekarzami i medycyna ich nie interesuje. Ze mną rozmawiałeś jednak stale tylko o Szpitalu Kosmicznym.

Opisywałeś niezwykłe i groźne zdarzenia, do jakich tam doszło. Dziwne istoty, które tam pracowały, i inne, jeszcze bardziej osobliwe, które leczono. Stawianie czoła problemom i genialne pomysły, które zdawały się tam być codziennością. Personel i pacjentów przedstawiałeś mi z punktu widzenia uzdolnionego i oddanego pracy w Szpitalu psychologa, ale zdarzenia i przypadki medyczne opisywałeś tak, jak może robić to jedynie ktoś dzielący mój umysł. Na początku chciałam umrzeć i porzucić to okaleczone ciało. Zamiast tego zaczęłam liczyć dni do twego przyjazdu, aby usłyszeć więcej o twoim życiu. A teraz chcesz, abym w pełni je podzieliła, przyjmując zapis twojego umysłu. I sama przekonała się, co do mnie czujesz. Pochlebia mi ta propozycja, ale nie wiem, czy chcę posiąść całą tę wiedzę i poznać wszystkie, nawet najgłębiej skryte sekrety i niewypowiedziane myśli psychologa O’Mary. Boję się.

O’Mara starał się nie patrzeć na te kilka budzących litość strzępków żywej sierści, które odbijały jej strach. Wprawdzie nie mogło to przekreślić ich wspólnej przyszłości ani jego uczucia do niej, zaczynał się jednak obawiać, że Marrasarah odrzuci podarunek, który mógł pozwolić jej go zrozumieć bez jakiegokolwiek pośrednictwa, bez przekłamań, dogłębnie i w pełni.

— Czego? — spytał cicho.

— Znam cię poprzez twoje słowa i działania — odparła. — Uzdrawiające słowa i działania, które zajęły wiele lat. Teraz jednak dajesz mi szansę poznania myśli, które kryły się za tymi słowami i działaniami, i tego się boję. Boję się, że odkryję niedoskonałość czy jakieś samolubne cienie w kimś, kogo od dawna szanuję, podziwiam i darzę głębokim uczuciem.

Albo że odnajdę w tobie jakąś anomalię, którą dotąd bezwiednie przede mną ukrywałeś. Boję się rozczarowania.

O’Mara uśmiechnął się. Wiedział, że przez lata nauczyła się odczytywać ludzką mimikę. Spróbował uporządkować myśli. Czekał na tę chwilę od dnia, kiedy nielegalnie przyjął zapis Marrasarah, aby pomóc młodemu Thornnastorowi, i też się lękał. Lękał się rozczarowania odmową.

— Moje słowa i działania wobec ciebie były dyktowane wymogami terapii kogoś, kto został fizycznie okaleczony i nabawił się przez to zaburzeń emocjonalnych. Byłaś wymagającą pacjentką, bo przez lata odmawiałaś sobie prawa do leczenia i w ogóle nie widziałaś siebie w roli pacjenta. O tyle przyznaję się do samolubności i niedoskonałości. O podziwie czy szacunku nawet nie ma co mówić. Żaden psycholog w całej Federacji nie uznałby mnie za normalnego, skoro zależy mi na twoim uczuciu i nie tylko.

W ciągu kilku godzin po przyjęciu twojego zapisu poczułem, że jesteś mi bardzo bliska. To była miłość od pierwszego spotkania. Nie miała nic wspólnego z miłością fizyczną, seksualnym zauroczeniem. Gdyby miała, to faktycznie byłoby anormalne. Kochałem i kocham osobowość Marrasarah, która uczyła się wytrwale i ciężko pracowała, aby wybić się w dziedzinie, która nawet na oświeconej Kelgii jest zawodem typowo męskim. Kochałem twoją gotowość do pomagania kolegom na studiach, to, jak podchodziłaś do najtrudniejszych pacjentów, a nawet innych lekarzy, którym zdarzały się zawodowe czy osobiste problemy. Im trudniej było, tym bardziej się starałaś. Mimo młodego wieku, gdy przekazałaś zapis, byłaś już szeroko znana i szanowana. Kochano cię, bo zawsze matkowałaś każdemu potrzebującemu. Gdybym spotkał taką ziemską kobietę, moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej i na pewno byłoby szczęśliwsze. Jednak spotkałem ciebie. Stałaś się częścią mnie. Nie sądziłem, że cokolwiek może mi sprawić taką radość.

Od tamtej pory — powiedział pospiesznie, gdy chciała się już odezwać — twoje doświadczenie pomagało mi w pracy. Pozwalało lepiej rozumieć pacjentów i ogólnie chroniło moją psyche przed stresem. Zwłaszcza podczas mojej ostatniej historii z Tunneckisem, o którym ci jeszcze nie opowiadałem. Jednak zanim jeszcze zrozumiałem, jak bardzo mi pomagasz, poczułem złość na okrutny los i ten wypadek, który zakończył twoją obiecującą karierę. Spróbowałem więc czegoś, co poważne źródła cytowane w komputerze bibliotecznym uznają za niemożliwe. Spróbowałem odbudować ten piękny i błyskotliwy umysł. Połowa życia nam na tym zeszła. Powiedziałem nam, bo pomogłaś mi, trzymając w ryzach złość i przeciwstawiając się rozpaczy, które pchały cię ku wcześniejszemu zakończeniu życia. Jestem ci za to wdzięczny, bo nie zniósłbym twojego odejścia, chociaż twój umysł pozostałby ze mną do końca życia.

Wiele razy, gdy opowiadałem ci o Szpitalu, starałem się też przekazać ci coś o sobie.

Zawsze w ubogich i nieadekwatnych słowach. Ale teraz, jeśli się zgodzisz, poznasz o mnie całą prawdę. Mam wady i ukryte lęki, wywodzące się jeszcze z dzieciństwa fobie, nie zawsze warte pochwały przyzwyczajenia. Kiepsko się socjalizuję. To też poznasz. Może się okazać, że nie zdołasz przyjąć tego bagażu, uznasz go za przerażający czy odstręczający. Gdyby tak się stało, wymażę taśmę w ciągu kilku minut. Dlatego ostrzegam. To bliskość o wiele pełniejsza niż w przypadku aktu fizycznej miłości dwojga istot. Prawdziwy związek umysłów. Tak cię poznałem i zawsze taka dla mnie będziesz, Marrasarah. I chciałbym, abyś i ty poznała mnie. Zgódź się, proszę. Czy potrzebujesz więcej czasu do namysłu?

— Nie — odpowiedziała.

Bez wahania położyła się na kanapie obok stołu i kontenera ze sprzętem. O’Mara w milczeniu przygotował urządzenie, sprawdził dwa razy każde łącze i wykalibrował całość na transfer ziemskiego zapisu do kelgiańskiego umysłu. Nadal nie ufając swoim słowom, nałożył jej siatkowy hełm na głowę i włączył sprzęt. Kilka minut później zdjął hełm. Z żywą nadzieją, że to pierwszy i ostatni kontakt fizyczny między nimi. Gdyby miało dojść do drugiego, to jedynie w trakcie wymazywania zapisu. Jednak ona na razie tylko patrzyła na niego, a żywe pasma jej sierści falowały rytmicznie i powoli. O’Mara wytrzymał, jak długo mógł.

— Jakieś problemy? — spytał w końcu. — Dobrze się czujesz? Chcesz wymazania?

— Nie, tak i nie — odparła. — Znam cię! Znam cię, O’Mara. Ciebie i wszystko, czego kiedykolwiek doświadczyłeś. I to, co pomyślałeś o sobie i o innych w twoim życiu, zwłaszcza o mnie. Twój umysł umościł się we mnie wygodnie i chcę, aby tak zostało do dnia mojej śmierci. Ale jest coś, czego i tak nigdy w tobie nie zrozumiem.

— Co? — spytał O’Mara, czując zalewającą go falę szczęścia, którą zmącił nagle cień niepewności. — Powinnaś wiedzieć i rozumieć dokładnie wszystko. O czym mówisz?

— Nie rozumiem, mój umysłowy partnerze, jakim cudem jesteś w stanie utrzymać równowagę na dwóch nogach.