Выбрать главу

– Jest jeszcze hierarchia ważności spraw – usiłowała mu tłumaczyć Nico. – Musisz brać pod uwagę okoliczności i hierarchię.

– Hierarchia, też coś! – odpowiadał. – Hierarchia to początek równi pochyłej wiodącej w chaos!

Pomyślała, że musi mu kupić ten krawat.

Minęła Piątą Aleję. Czulą się tak, jakby przekroczyła pewną niewidzialną linię. Część miasta na wschód od Piątej Alei była znacznie ładniejsza niż część zachodnia. Czyżby przed wielu laty architekci zebrali się razem i oświadczyli: „Nasza strona miasta będzie lepsza od waszej?". Popchnęła obrotowe drzwi domu towarowego Bergdorf, i w dziale dla mężczyzn owiało ją ciepłe, lekko aromatyzowane powietrze. Pachniało sosną, Gwiazdka zbliżała się wielkimi krokami. Tego roku wyjeżdżali do Aspen i St. Barts; Seymour będzie jeździł na nartach i pływał, a ona większość czasu zapewne poświęci pracy.

Wendy wybierała się ze swoją gromadką i Seldenem do Indii, naturalnie bez Shane'a. Nie, pewnie nie pojedzie, skoro jest w ciąży. Nico pomyślała, że Shane musi się wściekać, ale nic nie może na to poradzić. Wendy była niczym jeden z tych bogatych facetów, którzy po rozwodzie natychmiast znajdują nowe szczęście, gdy ich sfrustrowane pierwsze żony kiszą się w domu. Nico nie była jeszcze pewna swoich uczuć do Seldena, zamierzała obserwować go i czekać, ale ogromnie się jej podobało, że Wendy tak pięknie odwróciła role. Shane nie mógł narzekać, Wendy dała mu wszystko, czego żądał: mieszkanie, wspólną opiekę nad dziećmi, alimenty na niego i potomstwo. Płaciła mu piętnaście tysięcy dolarów na miesiąc, i to netto.

– Kiedy byliśmy małżeństwem, dawałam mu wszystko, czego żądał, ale jemu to nie wystarczało – wyznała Wendy, a Nico uderzyło, że dokładnie te same słowa słyszała z ust wielu mężczyzn, gdy mówili o swoich żonach. Shane pragnął czegoś nienamacalnego (zapewne poczucia własnej wartości), problem jednak w tym, że żadna inna osoba nie zapełni emocjonalnej pustki w człowieku. Pomyślała, że Shane popełnił taki sam błąd, jaki popełniały wszystkie nieszczęśliwe gospodynie domowe w latach pięćdziesiątych.

– Lepiej bądź dobra dla Seymoura – powiedziała na wpół żartobliwie Wendy. – Bo też ci wykręci taki numer.

Zapewne piętnaście lat wcześniej nikomu nawet nie przyszłoby do głowy, że taką rozmowę mogą prowadzić kobiety. Nie, pomyślała Nico, dotykając krawata, Seymour nigdy by tego nie zrobił. Seymour był zadowolony. Był graczem zespołowym. Przez cały czas próbował poprawić jakość ich życia, a ona to doceniała. Była hojna. Jeśli odgrywa się rolę mężczyzny w związku, trzeba być hojnym i uważać, żeby partner nigdy nie odczuł, że to nie on płaci, nie on jest reżyserem tego widowiska. Innymi słowy, trzeba się zachowywać tak, jak zdaniem kobiet powinni zachowywać się mężczyźni i jak się zwykle nie zachowywali.

Sprzedawca w ciemnym garniturze i krawacie wyrósł tuż za nią.

– Czym mogę służyć? – zapytał.

Nagle poczuła się jak mężczyzna w sklepie z bielizną. – Chciałabym kupić krawat dla mojego męża – powiedziała. Pomyślała, że nadal podobają się jej te słowa. Mój mąż. Musi to robić częściej. Powinna co tydzień kupować Seymourowi jakiś drobiazg. Zasłużył na to.

– Jakiś wyjątkowy kolor albo okazja? – spytał sprzedawca.

– Premiera filmowa…

– Czy mąż pracuje w branży filmowej?

– Nie – odparła. – Moja przyjaciółka. To jej premiera – dodała. Nie musiała mówić tego sprzedawcy, ale z jakiegoś powodu zapragnęła, żeby wiedział.

– Więc państwo będą gośćmi? – Tak.

– Jakiś szczególny kolor?

– Nie wiem. – Może zielony, pomyślała. Nie, zielony to podobno niezbyt szczęśliwy kolor. Żółty? Nigdy. Seymour uznałby, że żółty zbyt kojarzy się z latami osiemdziesiątymi na Wall Street.

– Może różowy? – zaproponował sprzedawca. – Teraz różowy jest bardzo modny wśród panów.

Seymour w różowym krawacie? Nie, to już przesada.

– Różowy nie – powiedziała zdecydowanie.

– Srebrny – oświadczył sprzedawca. – Pięknie do wszystkiego pasuje. Ożywia garnitur, i doskonale się nadaje na wyjątkową okazję.

Nico skinęła głową.

– Niech będzie srebrny.

Poszła za nim na tyły sklepu. Po obu stronach znajdowały się przymierzalnie: trójstronne wyłożone lustrami trumienki, pomyślała Nico. Na krześle obok jednej z tych trumienek siedziała młoda kobieta, którą Nico rozpoznała jako pracownicę swojego biura. Kobieta pracowała w dziale reklamy jednego z jej czasopism. Miała jasne włosy ściągnięte w kucyk i była ładna w niesprecyzowany sposób, jak niektóre kobiety tuż przed trzydziestką, wyglądające, jakby wciąż usiłowały określić, kim są i jaką pozycję zajmują w świecie.

– Dzień dobry. – Nico uprzejmie skinęła jej głową, choć nie zamierzała się bratać. Dziewczyna nieoczekiwanie wydała się zaszokowana, potem przerażona, a później pełna poczucia winy, jakby przyłapano ją na czymś nielegalnym. Ze strachem przeniosła wzrok z Nico na mężczyznę stojącego na podeście przymierzalni. Nico rozpoznała mahoniową skórę i uświadomiła sobie, że to Mike Harness.

Udawał, że jest zajęty krawcem u swoich stóp, który spinał brzegi jego spodni, ale z pewnością widział ją w lustrze. Mike! Zastanawiała się, co się z nim działo. Podobno na jakiś czas wyjechał do Anglii. Czy powinna iść dalej, udając, że go nie dostrzega, tak jak on udawał, i oszczędzić im obojgu zakłopotania? Za długo się jednak wahała, a on uniósł wzrok, spojrzał w lustro i zobaczył ją za sobą. Pewnie był ciekaw, co zrobi Nico, i zastanawiał się, co on sam powie, chyba że już wcześniej coś zaplanował, wiedząc, że pewnego dnia z pewnością na siebie wpadną.

– Witaj, Mike – powiedziała. Nie wyciągnęła ręki, wątpiła, by ją przyjął.

– Coś podobnego. – Zerknął na nią ze swojej grzędy. – Nico O'Neilly.

– Miło cię widzieć, Mike – dodała szybko i skinęła głową, po czym się odwróciła.

Tak trzymać, pomyślała. Przywitała się bez zbędnej pogawędki. Kiedy jednak zaczęła oglądać srebrne krawaty, świadomość jego obecności i wszystkiego, co się między nimi wydarzyło, wypełniła pomieszczenie niczym chmura gradowa. Nico nie mogła się skupić. Przeproszę go, pomyślała.

Odwróciła się. Mike siedział i wiązał but, jakby bardzo mu było spieszno do opuszczenia sklepu. To dobrze; przynajmniej nie góruje nad nią niczym gargulec.

– Mike – powiedziała. – Przepraszam za to, co zaszło.

Uniósł wzrok, zdumiony i nadal zły.

– Nigdy nie przepraszaj wrogów, Nico – powiedział lekceważąco. – Już kto jak kto, ale ty powinnaś o tym wiedzieć.

– Jesteśmy wrogami, Mike? Nie ma potrzeby.

– Bo nie stanowię dla ciebie zagrożenia? W takim razie chyba nie jesteśmy.

Uśmiechnęła się smutno, z zaciśniętymi ustami. Mike nigdy się nie zmieni, pomyślała, nigdy się nie wzniesie ponad swoje ego. Zrobiła, co mogła; teraz najlepiej było zostawić tę sprawę.

– Mam nadzieję, że dobrze ci się wiedzie, Mike – powiedziała.

Zaczęła się odwracać, a on wstał.

– Chyba muszę podziękować ci za jedno – powiedział nieoczekiwanie. – Natalia i ja bierzemy ślub. – Wskazał młodą kobietę, która uśmiechnęła się do Nico, jakby nie była pewna, po której stronie powinna się opowiedzieć. – Musisz znać Natalię – oświadczył oskarżycielskim tonem. – Pracuje dla ciebie. Teraz – dodał.

– Naturalnie – odparła Nico. – Gratulacje.