W przejściu zrobiło się małe zamieszanie, nadbiegli Victory i Lyne, przyczesując włosy palcami. Victory wśliznęła się na miejsce obok Nico. Miała czerwone od mrozu policzki.
– Wreszcie spadł śnieg – powiedziała i pochyliła się, żeby ucałować Nico. – Musieliśmy przejść przez pół ulicy, Lyne omal nie dostał ataku serca. – Zerknęła na Seymoura i dzieci, pomachała do Wendy. – Patrz na Wendy i jej dwóch mężczyzn! – wykrzyknęła.
– Wiem. – Nico pokiwała głową.
– Wiedziałem, że tak będzie – burknął Lyne. – Najpierw kobiety podbijają świat, a teraz chcą po dwóch facetów. Można by przecież pomyśleć, że jeden im wystarczy…
Nico i Victory wymieniły spojrzenia, po czym wybuchnęły śmiechem.
– Każda kobieta wie, że trzeba połączyć co najmniej dwóch facetów, żeby powstał jeden przyzwoity – zażartowała Victory, ściskając rękę Lyne'a.
Światła zgasły, na sali zapanowała ciemność.
Czy rzeczywiście kobieta potrzebuje dwóch mężczyzn, zastanawiała się Nico, poprawiając się w fotelu. To było bardzo interesujące. Kiedy miały po dwadzieścia parę lat, bały się, że nie znajdą nawet jednego mężczyzny… A tyle kobiet po trzydziestce nadal kogoś szukało. I proszę, Wendy, po czterdziestce, miała dwóch, choć była w wieku, w którym wszyscy wmawiali kobiecie, że się zużyła, przynajmniej seksualnie. Cóż, to z pewnością kłamstwo. Ciężka praca pozwalała zachować młodość, zachować energię. Był to sekret znany wielu mężczyznom – jeśli chcesz przyciągać płeć przeciwną, musisz jedynie odnieść sukces i mieć władzę.
Na ekranie pojawiło się logo Paradoru i wszyscy zaczęli klaskać. Zaczęło się od sceny przyjęcia w Nowym Jorku, tuż przed wojną, nad tym pojawił się napis: Produkcja: Wendy Healy. Z drugiej strony rzędu Selden Rose wydał z siebie pełen aprobaty głośny okrzyk, a Nico z zadowoleniem pokiwała głową. Powiedziała Seymourowi prawdę: teraz, gdy Selden był z Wendy, nie stanowił żadnego zagrożenia. Nie dlatego, że Wendy by mu na to nie pozwoliła, ale dlatego, że już nie chciał. Nico podejrzewała, że Selden przypomina większość mężczyzn, jest ambitny, bo uważa, że mężczyzna musi być ambitny. Tymczasem w skrytości ducha zapewne marzył o odejściu z zawodu. Teraz gdy Wendy urodzi mu dziecko, z pewnością Selden się zmieni. Zakocha się w tym dziecku, będzie chciał z nim spędzać cały czas. Miała nadzieję, dla dobra Wendy, że Selden nadal będzie pracował, przynajmniej przez pewien czas. Trudno sobie wyobrazić, ile kosztuje utrzymanie dwóch mężczyzn i czwórki dzieci!
– Zawsze mi się to przytrafia – powiedział Kirby z goryczą, wchodząc do salonu. – Kobiety mnie lubią, szaleją za mną, a potem… Sam nie wiem. Coś się dzieje i dłużej nie chcą ze mną być.
Nico pokiwała głową z udawanym współczuciem i ukradkiem spojrzała na zegarek. Dochodziło wpół do jedenastej. Wyszła z przyjęcia o dziesiątej, kiedy Seymour zabierał Katrine do domu. Powiedziała mu, że na chwilę musi wpaść do biura, gdzie umówiła się z Victory i Wendy na krótką prywatną imprezę. Seymour nie był podejrzliwy, ale żeby się taki nie zrobił, faktycznie musiała załatwić sprawę z Kirbym, a potem pojechać do biura i zadzwonić do Seymoura z telefonu na biurku. Jej serce biło niecierpliwie. Teraz kiedy tu przyszła, koniec wydawał się nieuchronny, więc chciała załatwić to jak najszybciej i wyjść.
– Przykro mi, Kirby – powiedziała. Zabrzmiało to beznadziejne, ale co miała powiedzieć? Zrobiła ku niemu kilka kroków. Miał na sobie tylko dżinsy, jakby zastała go w trakcie przebierania się.
– Myślałem, że z nami będzie inaczej – westchnął. Stał przy oknie, plecami do niej, jakby nie mógł znieść jej widoku. Miała nadzieję, że nie urządzi jej sceny.
Przełknęła ślinę.
– Kirby, wiedziałeś, że jestem mężatką.
– No i co? – Odwrócił się.
– No i kocham swojego męża, Kirby. To wspaniały człowiek. Nie chcę go ranić.
To zabrzmiało jak przygotowana przemowa i Kirby tylko pokiwał głową, jakby już słyszał podobne teksty. Zirytowana Nico skrzyżowała ręce na piersi. Pewnie wcale nie powinna była przychodzić. Pewnie powinna postąpić tak jak mężczyzna, przestać dzwonić i powiedzieć asystentkom, że nie ma jej dla Kirby'ego, gdyby zatelefonował. Ale to byłoby takie nieprzyjemne i tchórzliwie.
– Wykorzystałaś mnie, żeby się o tym przekonać – powiedział Kirby.
– Och, Kirby. – Przysiadła na skraju sofy i zapatrzyła się w ścianę. Ona też nie mogła na niego patrzeć. Czuła się winna, a to wywoływało w niej irytację. Zacisnęła wargi. Czy faktycznie wykorzystała Krby'ego, żeby odkryć swoje prawdziwe uczucia do Seymoura? Nie zamierzała tego robić. Nie miała pojęcia, co zamierza, kiedy wdała się w romans z Kirbym; wiedziała jedynie, że brakuje jej czegoś w życiu. Jak zwykle okazało się, że nie brakuje jej innego człowieka ani niczego, co mogła dostać od innej osoby. Teraz czuła się pełna i w jej życiu zabrakło miejsca dla Kirby'ego.
Zmusiła się, żeby na niego spojrzeć.
– Jeśli tak to odbierasz, Kirby, to bardzo mi przykro. Nigdy tak o tym nie myślałam – odparła. – Sądziłam, że jesteśmy przyjaciółmi i dobrze się bawimy. – Rany boskie, pomyślała, naprawdę mówię jak facet.
– Bawimy? – powtórzył.
– Kirby – zaczęła powtórnie. – Jesteś cudowny, i do tego młody. Całe życie przed tobą. Nie potrzebujesz mnie w nim. – Przyszło jej do głowy, że teraz z kolei gada jak jego matka. – To przecież nie taka poważna sprawa.
– Nie rozumiem. – Kirby znowu odwrócił się do okna. – Może czegoś nie pojmuję. Wiesz co, to miasto jest do dupy.
– Po chwili wykrzyknął: – Hej! Widziałaś, że spadł śnieg?
No cóż, pomyślała Nico, wkładając rękawiczki. Właśnie dałam facetowi pięć tysięcy dolarów, żeby nie uprawiał ze mną seksu.
Ta myśl jednocześnie ją rozbawiła i lekko zasmuciła.
– Do domu, proszę pani? – spytał Dimitri, patrząc na nią w lusterku wstecznym.
– Na moment muszę wpaść do biura – mruknęła i dodała:
– Przepraszam, Dimitri. To dla ciebie męczący dzień. Jestem pewna, że ty też chcesz wrócić do domu.
– Lubię jeździć po mieście. – Dimitri ostrożnie wytoczył się z podjazdu pod domem Kirby'ego na Siedemdziesiątą Dziewiątą Ulicę. – Poza tym musi pani pracować. Trzeba robić, co jest do zrobienia w tym mieście, prawda?
– Prawda. – Nico znów ogarnęło poczucie winy. Wyjrzała przez barwioną szybę. Śnieg padał w maleńkich, błyszczących płatkach przypominających prysznic brylantów. Już po wszystkim, pomyślała. Skończyła z tym i nigdy już tego nie zrobi. I nie musi już mieć wyrzutów sumienia.
Co za ulga!
Teraz pozostawało jej tylko modlić się o to, żeby Seymour nigdy nie dowiedział się o czeku, który wypisała Kirby'emu. Nie dowie się. Wypisała czek z osobistego, prywatnego konta, a Seymour nigdy nie zniżyłby się do szpiegowania. Z leciutkim uśmiechem przypomniała sobie chwilę, w której wręczyła czek Kirby'emu.
– Dlaczego nikt mnie nie kocha? – jęczał, drepcząc po salonie i pocierając rękoma nagi tors. – Mam dwadzieścia osiem lat. Chcę się ożenić i mieć dzieci. Gdzie jest moja kobieta?
– Błagam, Kirby. – Nico wstała i sięgnęła po torebkę. – Setki młodych kobiet z pewnością chętnie się w tobie zakochają. Jeśli naprawdę chcesz się ożenić, nie powinieneś tracić czasu na kobiety, które już mają mężów.
– Więc to naprawdę koniec? – zapytał Kirby.