– Mam się z nim widzieć dziś po południu – powiedziała Wendy.
– Przekaż mu uściski ode mnie, dobrze, kochana? – Susan popatrzyła na nią.
– Oczywiście.
– Miłego lunchu. – Nico machnęła dłonią.
– Nie wiedziałam, że Susan zna Victora Matricka – wyszeptała Wendy i usiadła.
– Kiedyś z nim chodziła – wyjaśniła Victory. – Nadal jeżdżą razem na wakacje do St. Barts. Oczywiście z małżonkami.
– Zawsze mnie zdumiewa, skąd ty wiesz to wszystko – mruknęła Nico.
– Rozglądam się – odparła Victory. – W zeszłym roku wpadłam na nich w St. Barts.
– Jak się zachowywał Victor? – chciała wiedzieć Wendy.
– Dziwnie – odpowiedziała Victory. – W tylnej kieszeni spodni miał kij do golfa. A przecież w St. Barts nie ma żadnych pól golfowych.
– Poważnie martwię się o Victora – wyznała Wendy. – Rano mu całkiem odbiło. Jeśli on poleci, mnie też wypieprzą.
– Niczyja kariera nie może zależeć od drugiej osoby – oznajmiła Victory. – Powinna zależeć wyłącznie od ciebie.
– Powinna. Ale ty masz szczęście, nie pracujesz dla korporacji.
– I nigdy nie będę, właśnie z tego powodu – oświadczyła Victory. – Ale Parador mnóstwo zarabia. Wszyscy wiedzą, że to dzięki tobie.
– To proste. – Wendy wzruszyła ramionami. – Muszę dostać Oscara, i już. Za Pielgrzyma w łachmanach. Albo Nico musi przejąć stanowisko Victora.
– To mi zajmie co najmniej dwa lata – oznajmiła Nico, jakby mówiły o całkiem prawdopodobnej opcji. – Tymczasem nie martwiłabym się o Victora. – Dała znak kelnerowi. – Victora łatwo poskromić. Jeśli wiadomo, jak z nim postępować.
– Tak? – spytał kelner z wahaniem.
– Chcemy złożyć zamówienie.
– Poproszę o stek wołowy, dobrze? – odezwała się Victory słodko. – Średnio wysmażony.
– Proszę pstrąga – powiedziała Nico.
– Ja zjem sałatkę nicejską. Bez ziemniaków – dodała Wendy.
– Ziemniaki z boku? – spytał kelner.
– Nie, nie z boku. Nawet nie na talerzu – wyjaśniła. – Szczerze mówiąc, byłoby idealnie, gdybyście usunęli ziemniaki z całej restauracji.
Kelner patrzył na nią bezmyślnie.
– Muszę trochę schudnąć – wyjaśniła przyjaciółkom. – Cycki mi wiszą aż do pępka. Patrzyłam na nie dziś rano i mało nie wyszłam z siebie. Nic dziwnego, że od pół roku Shane nie zainicjował seksu.
– Jak tam Shane? – spytała Nico bez zainteresowania.
– A bo ja wiem? – odparła Wendy. – Prawie go nie widuję. Ta jego restauracja to pewnie pieniądze wywalone w błoto, więc przez cały czas jest w paskudnym humorze. Ale nie przy dzieciach. Słowo daję, czasem myślę, że byłoby lepiej dla niego, gdyby urodził się kobietą. Tak czy owak, widujemy się tylko w łóżku. Wiem, że to strasznie zabrzmi, ale w sumie już mi nie zależy. Kiedyś skończę z pracą i będziemy mogli przez resztę życia spędzać wspólnie każdą minutę i grać sobie na nerwach.
– Szczęściara – westchnęła Victory. – Shane jest uroczy. Ja mam szansę tylko na Lyne'a Bennetta. I zapewniam cię, że nie spędzimy razem reszty życia.
– Nigdy nie wiadomo – odezwała się Nico z dziwnym, zdaniem Victory, rozmarzeniem. – Miłość może przyjść znienacka.
– Ja nadal wierzę w prawdziwą miłość. – Wendy pokiwała głową. – Ale niekoniecznie do pięćdziesięciolatka, który nigdy nie był żonaty. No bo niby co jest grane?
– Czy ja wiem – odparła Victory. – A ja tam nie wierzę w prawdziwą miłość. Moim zdaniem to bzdety.
– Wszyscy wierzą w prawdziwą miłość – oświadczyła Wendy. – Muszą. No bo po co mielibyśmy żyć?
– Dla pracy – zauważyła Victory. – Po to, by zdziałać coś w świecie. Plus dla konieczności jedzenia, ubrania się i posiadania dachu nad głową.
– Ale to takie bezduszne – sprzeciwiła się Wendy. – Gdyby ludzie nie wierzyli w prawdziwą miłość, nikt nie chodziłby do kina.
– To właśnie mam na myśli – powiedziała Victory. – Miłość to koncepcja marketingowa. Stworzona, by sprzedać produkt.
– Nie słuchaj jej. – Nico spojrzała na Victory z czułością. – Specjalnie się wykłóca.
– Przecież wiem – powiedziała Wendy. – Pewnego dnia się zakocha…
– Jestem na to za stara. – Victory westchnęła. – Pogodziłam się już z tym, że przez resztę życia, czy też może przez najbliższych dziesięć lat, bo potem faceci nie zechcą się ze mną spotykać, będę zdana na zimne, cywilizowane związki z mężczyznami. Takie, w których nikt nie podnosi głosu, ale i tak naprawdę nie zależy mu na tej drugiej osobie.
Nico zaczęła się zastanawiać, czy to prawda. Czy można być za starą na miłość i pożądanie? Poczuła niepokój i postanowiła zmienić temat. Dotąd wydawało się jej, że już wieki temu porzuciła myśl o romantycznej miłości.
– Tak czy owak, nie mam pojęcia, po co Lyne Bennett chciałby się ze mną spotkać – ciągnęła Victory. – Nie jestem w jego typie.
Nico i Wendy wymieniły spojrzenia. Wendy westchnęła.
– Vic, jesteś w typie wszystkich, naprawdę o tym nie wiesz? Jesteś piękna, bystra, zabawna…
– I mam wszystko inne, o czym mówią sobie kobiety, kiedy nie mogą znaleźć mężczyzny – przerwała jej Victory. – To takie głupie. Mężczyźni zawsze rozczarowują. Nie może być inaczej, skoro wiążemy z nimi tyle oczekiwań. W końcu uświadamiasz sobie, że lepiej byś zrobiła, poświęciwszy ten czas na pracę. Przykro mi, ale nic nie daje większej satysfakcji niż dzieło własnych rąk i umysłu… Tego nikt ci nie może zabrać, niezależnie od okoliczności. – Pomyślała o swojej rozmowie z panem Ikito.
– Nadal uwielbiam przytulać się do Shane'a. – Wendy pomyślała ze smutkiem, że dawno tego nie robiła. – Wciąż go kocham. To ojciec moich dzieci. My je stworzyliśmy. Ta więź jest bardzo mocna.
– Czy ty też czujesz to do Seymoura? – Victory spojrzała na Nico.
Na dźwięk imienia męża Nico nagle poczuła wyrzuty sumienia z powodu tego, co zamierzała mu zrobić. Powiedzieć im o Kirbym? Planowała zwierzyć się Victory, ale zmieniła zdanie. W zasadzie nie było o czym mówić, a Victory byłaby przerażona. Z pewnością by się nią rozczarowała. Victory nigdy nie wyszła za mąż i jak większość ludzi, których ominęło to doświadczenie, miała skłonność do idealizacji instytucji małżeństwa i bardzo zasadnicze wyobrażenie o tym, jak powinni zachowywać się małżonkowie. Nico nie miała jej tego za złe, ale Victory by się na nią wściekła, a Nico nie wiedziałaby, co zrobić. Poza tym nie mogła robić z przyjaciółek swoich wspólniczek.
Musiała zmienić temat.
– Co do Victora – odezwała się. – Jest zdolny do wszystkiego. Ale nie sądzę, żeby to on stanowił problem. Raczej Mike Harness.
I opowiedziała im o tym, jak usiłował przypisać sobie zasługę w sprawie spotkania w Huckabees.
– Z powrotem do Splatch-Verner? – spytał kierowca.
– Nie, właściwie nie. Jeszcze nie – odparła Nico. – Muszę gdzieś wpaść. Zęby odebrać coś dla córki.
Podała tę informację zwyczajowo wyniosłym tonem, ale natychmiast uświadomiła sobie, że to głupia wymówka. Szukając w torebce adresu, pomyślała, że odebranie czegoś dla córki nie zajęłoby więcej niż parę minut. A może kilka minut wystarczy? Może w chwili, w której ujrzy Kirby'ego Atwooda, uświadomi sobie, że to wszystko błąd, i wyjdzie?
– Chodźmy na spacer do parku – powiedział Kirby radośnie, kiedy rano zadzwoniła do niego z biura. – Park leży obok mojego mieszkania. Uwielbiam go, a ty? Nawet kupię ci hot doga, piękna damo.
– Kirby – szepnęła cierpliwie. – Nie mogą mnie zobaczyć w Central Parku w twoim towarzystwie.