– Jak nazwisko?
Nico milczała, gdyż uświadomiła sobie, że nigdy dotąd tego nie robiła i nie wie, jak się zachować. Powinna podać prawdziwe dane i narazić się na ewentualną dekonspirację? Jeśli jednak poda fałszywe imię, Kirby prawdopodobnie nie załapie i sytuacja będzie jeszcze bardziej niezręczna.
– Nico – wyszeptała. – Co? Nicole?
– Zgadza się.
– Jakaś Nicole do pana – powiedział portier do słuchawki. Popatrzył na nią podejrzliwie i dodał: – Proszę na górę. Dwadzieścia pięć G. Po wyjściu z windy trzeba skręcić na prawo.
Budynek numer trzysta dwa na Wschodniej Siedemdziesiątej Dziewiątej był olbrzymi, maleńkie mieszkania tłoczyły się jedno nad drugim. Było tu trzydzieści osiem poziomów, na każdym znajdowało się dwadzieścia sześć mieszkań, oznaczonych literami alfabetu. Razem było tu dziewięćset osiemdziesiąt osiem mieszkań. Nico i Seymour po ślubie też mieszkali w takim budynku. Szybko się z niego wynieśli.
Usłyszała szczęk otwieranych drzwi, dźwięk rozniósł się echem po wąskim korytarzu. Nico oczekiwała, że piękna głowa Kirby'ego wyłoni się ze środka, ale zobaczyła, że biegnie ku niej gigantyczny pies i podskakuje radośnie w nadziei na towarzystwo, a może cieszy się, że zdołał uciec z ciasnej klatki. Bestia ważyła chyba z pięćdziesiąt kilogramów, a jej brązowe futro i smukła sylwetka świadczyły, że jest krzyżówką charta z dogiem.
Nico znieruchomiała, gotowa złapać psa oburącz za kark, gdyby usiłował na nią wskoczyć, ale zanim do niej dotarł, w korytarzu pojawił się Kirby i powiedział surowo:
– Szczeniak! Siad!
Pies natychmiast znieruchomiał i usiadł, dysząc zadowolony.
– To Szczeniak. – Kirby szedł ku niej z pewnym siebie uśmiechem.
Miał na sobie granatową koszulę, zapiętą na jeden guzik, jakby właśnie narzucił ją na siebie, i demonstrował kaloryfer na brzuchu. Nico była pod wrażeniem sylwetki Kirby'ego, ale jeszcze bardziej zaimponował jej jego stosunek do zwierzęcia. Trzeba było dysponować szczególnym typem cierpliwości i autorytetu, żeby tak doskonale wytresować wielkiego psa.
– Jak leci, piękna damo? – spytał Kirby od niechcenia, jakby to było całkiem normalne, że starsza kobieta w środku dnia przychodzi do jego mieszkania na seks. Nico nagle poczuła się zakłopotana. Jak się miała zachować? Jakiego zachowania oczekiwał Kirby? Co o niej myślał – i o nich? Nie mając żadnego punktu odniesienia, liczyła na to, że traktuje ją i siebie jak Richarda Gere i Lauren Hutton w Amerykańskim żigolo. Może jeśli zaczęłaby udawać Lauren Hutton, zdołałaby przez to przebrnąć.
I o co mu chodziło z tą „piękną damą"?
– Przepraszam, że zachowałem się tak głupio co do twojej wizyty. – Kirby ruszył korytarzem. Odwrócił się i uśmiechnął się do niej z tak słodką skruchą, że zmiękło jej serce. – Naprawdę chciałem, żebyś obejrzała moje mieszkanie, wiesz? Odkąd cię zobaczyłem. Sam nie wiem, po prostu pomyślałem: chciałbym znać jej opinię o moim mieszkaniu. Dziwne, nie? Jak można się zastanawiać, co myśli ktoś dopiero poznany? Bo ja myślę o przeprowadzce. W centrum jest bardziej stylowo, ale dopiero co skończyłem odnawiać mieszkanie, i chyba głupio znowu zawracać sobie głowę przeprowadzką, nie?
Patrzyła na niego bezmyślnie. Jak miała zareagować? Ona i Seymour mieszkali w centrum, w dużym domu w West Village, na ulicy Sullivana. Pewnie okolicę uważano za „stylową", ale tak naprawdę przeprowadzili się tam, bo było cicho, sympatycznie i niedaleko do szkoły Katriny. Pewnie powinna mu współczuć remontu. Remont jej domu trwał rok, ale Nico właściwie nie miała z nim nic wspólnego. Seymour zajął się wszystkim. Przez trzy dni mieszkali w Mark Hotel, a w tym czasie przyszli ludzie od przeprowadzek i dekorator wnętrz nadawał domowi ostatnie szlify. Potem ktoś wręczył Nico pęk kluczy i pewnego dnia pojechała do nowego domu, a nie do hotelu. Była to kwestia wygody, ale teraz nagle uświadomiła sobie, że świadczy to o strasznym zblazowaniu i pewnie gdyby Kirby wiedział to wszystko, wyszłaby na zarozumialca. Uśmiechnęła się niepewnie.
– Naprawdę nie wiem… Kirby – wymamrotała.
– A ja wiem. – Kirby zamaszyście otworzył drzwi i przytrzymał je tak, żeby wchodząc do środka, otarła się o niego. Kiedy jej ciało musnęło jego tors, zarumieniła się. – Napijesz się wina czy wody? – spytał. – Pomyślałem sobie, że wyglądasz na miłośniczkę białego wina, więc wyszedłem i kupiłem butelkę.
– Nie trzeba było, Kirby. – Czuła się jak skrępowana pensjonarka. – Nie powinnam pić w środku dnia.
– Tak wiem. Jesteś bardzo zapracowana. – Kirby wszedł do kuchni, wąskiej klitki na prawo od drzwi wejściowych. Otworzył lodówkę i wyjął z niej butelkę wina. – Ale wiesz, musisz się odprężyć. Nie zawsze trzeba gnać sto pięćdziesiąt na godzinę. – Odwrócił się i uśmiechnął do niej.
– Odpowiedziała mu uśmiechem. Nagle jego głowa wystrzeliła do przodu jak łeb węża. Znienacka pocałował Nico i przyciągnął ją jedną ręką, w drugiej ściskał butelkę. Wtuliła się w niego, myśląc, że ma usta jak miękki soczysty owoc – może papaja – podczas gdy jego ciało stanowi kuszący kontrast. Pocałunek zdawał się trwać kilka minut, choć w rzeczywistości zapewne nie zajął więcej niż trzydzieści sekund. Nagle poczuła się przytłoczona, jakby cierpiała na klaustrofobię i nie mogła oddychać. Położyła ręce na torsie Kirby'ego i go odepchnęła.
Zrobił krok do tyłu i spojrzał na nią pytająco, usiłując zrozumieć jej reakcję.
– Co nagle to po diable – powiedział i delikatnie dotknął jej policzka. Po chwili całkiem zmienił ton, niczym dziecko, które nagle odkryło nową zabawkę. – Napijmy się wina, co? – Postawił butelkę na ladzie, jakby przyjemnie zaskoczony, że wciąż trzyma ją w dłoni. Otworzył szafkę i wyjął z niej dwa kieliszki do wina. – Kupiłem je w Crate and Barrel. Byłaś tam kiedyś? Wszystko na wyprzedaży. Za te zapłaciłem po pięć dolarów, a są kryształowe. – Otworzył butelkę i rozlał wino do kieliszków. – Kiedyś byłem na jachcie jednego bogatego gościa – ciągnął z pytającym, młodzieńczym zaśpiewem. – I wszystkie kieliszki, a nawet szklanki do soku, były z kryształu. Uwielbiam Nowy Jork za to, że można tu tanio kupić naprawdę świetne rzeczy. Zauważyłaś? – Wręczył jej kieliszek, a ona skinęła głową, obserwując jego ruchy, niezdolna cokolwiek powiedzieć. Pożądanie odebrało jej mowę.
Pies wcisnął się do kuchni i litościwie zwrócił na siebie ich uwagę. Nico poklepała stworzenie po głowie, po czym wsunęła mu dłoń pod pysk i go uniosła, żeby spojrzeć w oczy zwierzęcia. Patrzyło na nią potulnie.
– To dobry pies – powiedziała. – Ma prawdziwe imię?
Kirby wydawał się zmieszany.
– Zanim go nazwałem, postanowiłem poczekać i sprawdzić, jaką będzie miał osobowość. No bo czasem od razu nadajesz psu imię, a potem uświadamiasz sobie, że nie pasuje, ale nic z tym nie zrobisz. Wiesz, że nie możesz zmienić psu imienia? Psy nie są bystre. Byłyby zdezorientowane – dodał. – Jak dzieci. Co by się stało, gdyby dzieciak miał pięć lat i ni z tego, ni z owego rodzice zmieniliby mu imię? Pewnie nawet by nie wiedział, jaką szkołę powinien ukończyć.
Kirby patrzył na nią wyczekująco, więc Nico się roześmiała. Chyba sprawiło mu to przyjemność. Nie wiedziała wcześniej, czego oczekiwać, ale tego się nie spodziewała – tej naiwnej, uroczej, nieoczekiwanej… inteligencji? Może jednak nie inteligencji. W każdym razie Kirby miał w sobie coś znacznie bardziej interesującego, niż początkowo założyła.
– Hej, zapomniałem – powiedział nieoczekiwanie. – Właśnie mi się przypomniało, że powinienem pokazać ci mieszkanie. Przecież tak cię tu zwabiłem, prawda? – zapytał. – Tyle że coś mnie rozproszyło. Piękna dama. – Popatrzył na nią znacząco, a Nico lekko się skrzywiła. Może nie był głupi, ale mógł wreszcie przestać używać tego słowa. Przez tę „damę" czuła się staro, jakby była jego matką czy coś.