– Czterdzieści trzy – poprawiła ją Victory. – Nadal obchodzę urodziny.
Nie myliła się – rozpoczęcie wywiadu od pytania o wiek było przejawem jawnej wrogości.
– Nie masz męża ani dzieci. Czy dla kariery warto było poświęcić życie osobiste i macierzyństwo?
Victory parsknęła śmiechem. Dlaczego niezależnie od swoich sukcesów kobieta bez męża i potomstwa zawsze uważana jest za przegraną? Pytanie dziewczyny było kompletnie nie na miejscu, zważywszy na okoliczności, i świadczyło o całkowitym braku szacunku. Cóż ta mała mogła wiedzieć o kaprysach losu i o tym, co Victory poświęciła, by dojść do tego, do czego doszła? Teraz była znaną na całym świecie projektantką, właścicielką firmy. Z pewnością ta niemiła młoda osoba nie miała najmniejszych szans na podobny sukces.
Victory doskonale zdawała sobie sprawę, że nie może wpaść w złość. Gdyby tak się stało, mówiliby o tym w telewizji i pewnie pisali w rubrykach towarzyskich.
– Każdego ranka, kiedy się budzę – zaczęła opowieść, którą raczyła już niejednego dziennikarza (tylko chyba żaden jakoś nie załapał) – rozglądam się i nasłuchuję. Jestem sama i słyszę… ciszę. – Dziewczyna popatrzyła na nią ze współczuciem. – Chwileczkę. – Victory uniosła palec. – Słyszę… ciszę. I powoli, ale stopniowo, wypełnia mnie błogość. Radość. Dziękuję Bogu, że udało mi się zachować wolność. Mogę cieszyć się życiem i swoją karierą.
Dziewczyna zachichotała nerwowo. Zaczęła bawić się włosami.
– Bycie kobietą wiąże się z tyloma kłamstwami, prawda? – zapytała Victory. – Wmawiasz sobie, że chcesz tego, czego zdaniem społeczeństwa powinnaś chcieć. Kobiety sądzą, że przetrwanie zależy od konformizmu. Jednak dla niektórych kobiet konformizm to śmierć. Śmierć duszy. A dusza jest bardzo cenna – dodała. – Zycie w kłamstwie niszczy duszę.
Dziewczyna spoglądała na Victory ze zdumieniem, a potem zmarszczyła brwi i zaczęła energicznie potakiwać. Nagle przerwała im jedna z asystentek Victory, trajkocząc z ożywieniem do słuchawki:
– Jest Jenny Cadine. Przewidywany czas przybycia: trzy minuty…
Wendy Healy poprawiła okulary na nosie i wysiadła z cadillaca escalade. Rozejrzała się po tłumie paparazzich, którzy teraz otaczali luksusowe auto. Choć wiele razy była już w takiej sytuacji, nigdy nie przestawało jej zdumiewać, że te typy zawsze wytropią gwiazdę filmową. Wyczuwali gwiazdorstwo niczym charty dziką zwierzynę. Mimo długoletniego stażu pracy w branży nadal nie wiedziała, jak gwiazdy radzą sobie w takich sytuacjach, ona by nie potrafiła ani, co ważniejsze, nie chciała. Naturalnie jej to nie groziło. Była prezeską Parador Pictures, jedną z najbardziej wpływowych kobiet w przemyśle filmowym, ale dla fotografów liczyła się mniej więcej tyle samo co byle asystentka.
Wendy odwróciła się plecami do auta, machinalnie obciągając czarny żakiet. Ubierała się wyłącznie w czarne ciuchy od Armaniego i nagle uświadomiła sobie, że już od dwóch lat nie była na zakupach. Nie miała żadnej wymówki, w końcu blisko przyjaźniła się z projektantką mody Victory Ford. Zapewne należało się wystroić na dzisiejszy wieczór, ale przyjechała prosto z biura, a przy tej pracy, trójce dzieci i mężu, który sam czasem zachowywał się jak dziecko, coś musiało pójść w odstawkę, i tym czymś była moda. I gimnastyka. I zdrowe jedzenie. No dobra, kobieta nie może robić wszystkiego. Najważniejsze, że w ogóle tu dotarła i że, jak już wiele miesięcy wcześniej obiecała Victory, przywiozła ze sobą Jenny Cadine.
Tłum fotografów napierał na samochód. Kilku ochroniarzy wystąpiło, usiłując zatrzymać niespokojną hordę, która powiększała się z minuty na minutę. Z auta wyłoniła się rzeczniczka prasowa Jenny, opryskliwa młoda osoba znana jedynie z imienia (Domino). Domino miała zaledwie dwadzieścia sześć lat, ale jej sposób bycia natychmiast przywodził na myśl prawdziwych twardzieli, a głos sugerował, że na śniadanie najchętniej łyka gwoździe.
– Powiedzieli: „Cofnąć się!" – warknęła, gapiąc się na tłum.
I wtedy z auta wyłoniła się Jenny Cadine. Wendy pomyślała, że w naturze jest jeszcze bardziej oszałamiająca niż na fotografiach, jeśli to w ogóle możliwe. Zdjęcia zawsze uwidaczniały jej lekko asymetryczne rysy twarzy i lekko bulwiasty nos. Na żywo jednak wady nikły, tłumione przez trudny do opisania element osobowości, który sprawiał, że nie można było oderwać od niej oczu. Całkiem jakby dysponowała własnym źródłem energii, rozświetlającym ją od wewnątrz. Naturalnie nie było bez znaczenia, że miała niemal sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i jasne, złocistorude włosy z pasmami o barwie nie całkiem dojrzałych truskawek.
Uśmiechała się do fotografów, a Wendy patrzyła na nią z boku. Ludzie spoza branży często byli ciekawi, jak to jest znać taką istotę, i zakładali, że zazdrość wyklucza przyjaźń. One jednak znały się od niemal piętnastu lat, kiedy obie zaczynały karierę, i mimo pieniędzy i sławy Jenny Wendy nigdy by się z nią nie zamieniła. W Jenny było coś nieludzkiego – nie miała skłonności do przesady, nie należała do osób aroganckich, chamskich ani samolubnych, czegoś jednak jej brakowało, jakby duszy. Jenny była jedną z gwiazd ze stajni Wendy i zapewne uważała się za bardzo bliską jej istotę. Jednak nie przyjaźniły się naprawdę, tak jak Wendy przyjaźniła się z Victory czy Nico O'Neilly.
Ochrona zdołała wygospodarować dla nich niewielką przestrzeń, żeby mogły pokonać krótki dystans do wejścia z boku namiotu. Jenny miała na sobie brązowy kostium z lekko rozszerzanymi spodniami, do tego jaskrawą kurtkę. Wendy doszła do wniosku, że to chyba najfajniejszy strój, jaki kiedykolwiek widziała. Kurtka pochodziła z najnowszej kolekcji Victory i Wendy pamiętała, że Victory uszyła ją specjalnie dla Jenny i że Jenny kilka razy wybrała się na przymiarki do pracowni. Victory jednak była tak strasznie zajęta w ostatnich trzech tygodniach, że Wendy nie zdążyła porozmawiać z nią ani o tym, ani o Jenny. Zresztą mogła sobie wyobrazić, co by powiedziała Vic. Krzywiąc się jak dziecko, oświadczyłaby: No wiesz, Wen, Jenny to świetna dziewczyna, ale trudno nazwać ją miłą. Jest chyba jeszcze bardziej wyrachowana niż my – może nawet bardziej niż Nico. I wybuchnęłyby śmiechem, bo zawsze twierdziły, że Nico to najbardziej wyrachowana kobieta w mieście. Osiągnęła mistrzostwo, a najwspanialsze w niej było to, że człowiek nigdy nie dostrzegał jej machinacji, tylko nagle orientował się, że już po nim.
To właśnie Nico wpadła na pomysł, żeby ściągnąć Jenny Cadine na pokaz Victory. Było to oczywiste, a Wendy lekko się zawstydziła, że sama o tym nie pomyślała.
– Doskonały plan – oznajmiła Nico w ten swój gładki, przekonujący sposób, który sprawiał, że wszystko, co wychodziło z jej ust, wydawało się jedynie słuszne. – Jenny Cadine to największa gwiazda filmowa, a Victory jest najważniejszą projektantką. Poza tym Jenny zwykle ubierają mężczyźni – dodała. – Czuję, że pod całym tym blichtrem jest feministką, zwłaszcza po rozstaniu z Kyle'em Ungerem. – Miała na myśli gwiazdora filmów akcji, który publicznie zerwał z Jenny w wieczornym talk-show. – Na twoim miejscu odwołałabym się do ukrytej w niej feministki, chociaż pewnie to nie będzie konieczne. Ma fatalny gust co do mężczyzn, ale znakomicie się ubiera.
Oczywiście Nico miała rację, a Jenny aż podskoczyła z wrażenia, że w stroju od Victory zjawi się na pokazie, gdzie jej obecność zagwarantuje projektantce jeszcze większy rozgłos. Teraz, gdy Jenny z gracją stąpała między fotografami (potrafiła zachowywać się przed obiektywem tak, jakby wcale nie była fotografowana), Wendy liczyła na to, że obecność gwiazdy przesądzi o sukcesie pokazu. Chociaż nigdy by się do tego nikomu nie przyznała, Wendy była dość przesądna i w intencji Victory włożyła dziś swoją szczęśliwą bieliznę – żenująco sfatygowane, obszerne majtki Fruit of the Loom, które miała na sobie w dniu, kiedy pięć lat temu jeden z jej filmów został po raz pierwszy nominowany do Oscara.