– Nie podoba mi się ten szampon – oświadczyła Magda.
– Kim jesteś? – spytał Tyler Tessę.
– To pani adwokat – wyjaśniła Wendy.
– Nie lubię adwokatów – powiedział Tyler. Wendy położyła mu rękę na głowie.
– Jest trochę nieśmiały. Prawda, kolego?
– Mnie się wcale nie wydaje nieśmiały – oświadczyła Tessa dzielnie i założyła nogę na nogę.
– Nie lubię adwokatów – wymamrotał Tyler w nogę Wendy.
– Tessa jest bardzo miła – powiedziała Wendy. – Dopilnuje, żebyście na zawsze zostali z mamusią.
– Do domu – oznajmiła Chloe. Rozległ się dzwonek.
– Tata! – wrzasnęła Magda i ruszyła do drzwi.
Shane wszedł do środka. Wendy zauważyła z satysfakcją, że wydaje się nieco zmarnowany.
– Spóźniłeś się – wypomniała mu.
– Musiałem iść do apteki. Niezbyt dobrze się czuję.
– Może nie powinieneś zabierać dzieci? Rzucił jej spojrzenie spode łba.
– Aż tak źle nie jest. To tylko ból głowy. Nic mi nie będzie. – Nieufnie popatrzył na Tessę.
– Może pamiętasz moją adwokat, Tessę Hope. – Wendy wskazała ją ręką.
– Tak – odparł niezobowiązująco.
– Jak się masz, Shane? – Tessa wstała.
– Świetnie. – Shane wziął Chloe na ręce. – Pracujesz w niedzielę?
– Zawsze.
– Ty i Wendy tworzyłybyście genialny zespół – mruknął. Odwrócił się do Magdy i Tylera. – Gotowi?
– Wrócisz jutro? O piątej – powiedziała Wendy.
– Tak, Wendy – odparł, zirytowany tym pytaniem. – Kiedy jedziesz do Cannes? – zapytał takim samym tonem.
– W poniedziałek wieczorem – poinformowała go. Wiedział, kiedy wyjeżdżała, a ona wiedziała, co teraz nastąpi.
– Nie wiem, dlaczego nie pozwolisz mi z nimi zostać do swojego powrotu. To przerzucanie ich tam i z powrotem jest głupie.
– Masz szczęście, że w ogóle je widujesz, Shane – powiedziała.
– Pożyjemy, zobaczymy. – Popatrzył nad głową Wendy na Tessę. Potem zabrał dzieci i wyszedł.
Wendy znieruchomiała, a po chwili wystawiła głowę za drzwi.
– Tylko ekologiczne jedzenie, dobrze? – krzyknęła. – I do łóżka o stałej porze.
Shane skinął głową, nawet nie raczył się odwrócić. Patrzyła na maleńką grupkę, która maszerowała po wytłumionym korytarzu i w końcu przystanęła przed windą.
– Pa, mamusiu – powiedział Tyler radośnie i odwrócił się, żeby jej pomachać.
– Pa, pa – odparła ciepło. – Do zobaczenia jutro.
Czekała, aż wejdą do windy. Czuła mieszaninę gniewu i frustracji, ale przede wszystkim niepokój. Najwyraźniej dzieci wcale jej nie potrzebowały. Chyba nawet nie interesowało ich jej towarzystwo.
Ale to na pewno tylko dlatego, że wciąż mieszka w hotelu. Kiedy kupi nowe mieszkanie, wszystko się zmieni i życie wróci do normy. Po przylocie z Palm Beach Wendy zadzwoniła do Tessy, i to dzięki niej teraz dzieci dzieliły czas między rodziców. To też było chwilowe. Wendy miała nadzieję, że zdoła całkowicie pozbyć się Shane'a.
Zamknęła drzwi i odwróciła się do Tessy.
– Kto by pomyślał, że dwoje ludzi może się tak bardzo znienawidzić? – westchnęła.
Było to pytanie retoryczne, tak naprawdę nie oczekiwała odpowiedzi.
Tessa jednak i tak jej udzieliła.
– On cię faktycznie nienawidzi – oświadczyła i zebrała swoje rzeczy. – Tak czy owak, łatwo nie odpuści.
– Adwokat Shane'a robi problemy – powiedział Tessa kwadrans później, kiedy siedziały przy stoliku w hotelowym barze. Długa, przezroczysta firanka wzdymała się u ich stóp.
Wendy wyjrzała przez okno na przechodniów na ulicy; był sobotni wieczór pod koniec kwietnia, Soho zapełniali turyści.
– Nie boję się jego prawnika. – Wendy zamieszała espresso metalową łyżeczką. – Musi wiedzieć, że Shane nie ma szans.
– Z tradycyjnego punktu widzenia, być może i nie – zgodziła się Tessa. – Ale Juan Perek to mężczyzna, większość czasu poświęca na wyciąganie olbrzymich alimentów od bogaczy, dla ich żon i dzieci. Od lat czekał na taką sprawę jak ta. Ma okazję udowodnić, że Temida naprawdę jest ślepa, nie zwraca uwagi ani na rasę, ani na płeć. Innymi słowy – dodała, popijając czarną kawę – chce, żeby to był precedens.
– Przecież już dostał, co chciał. – Wendy skrzyżowała ręce na piersi. – Dam Shane'owi mieszkanie. Jest warte ponad dwa miliony dolarów. To mnóstwo pieniędzy dla człowieka, który od ponad dziesięciu lat nie pracował.
– Wiem. – Tessa ze współczuciem pokiwała głową. – Ale to też jest problem. Byłoby łatwiej, gdyby Shane pracował. To by oznaczało, że jest w stanie się utrzymać. Sądy mają zwyczaj wychodzić z założenia, że nie powinno się oczekiwać, iż małżonek pójdzie do pracy, skoro wypadł z rynku na ponad dziesięć lat.
– To idiotyzm – powiedziała Wendy. – Shane jest zdrowym czterdziestolatkiem. Może poszukać sobie pracy, jak każdy inny. Jeśli nie znajdzie nic lepszego, niech zostanie kelnerem.
– Nie wspomniałabym o tym sędziemu – powiedziała Tessa ostrzegawczo. – To nie zostanie dobrze odebrane.
– Dlaczego nie? Przecież to prawda. Dla odmiany mógłby cholera popracować.
– Musisz spojrzeć na to z innej perspektywy – uspokajała ją Tessa. – Shane uważa, że już ma pracę, i to już od ponad dwunastu lat. W końcu jest ojcem twoich dzieci…
– Błagam – prychnęła Wendy.
– Właściwie to nie wiem, do jakiego stopnia się nimi zajmował, ale to bez znaczenia. W opinii sądu opieka nad dziećmi to praca. W odwrotnej sytuacji, gdyby Shane był kobietą, tłumaczenie sądowi, że powinien poszukać sobie pracy jako kelner, byłoby tożsame z sytuacją, w której bogaty facet kazałby swojej żonie z luksusowego przedmieścia szukać pracy w miejscowej myjni.
Wendy zmrużyła oczy.
– Rozumiem, że chce więcej pieniędzy.
– Niezupełnie pieniędzy – powiedziała Tessa. – Chce alimentów. Dla siebie i dzieci. I chce dzieci, Wendy.
Wendy parsknęła nieprzyjemnym śmiechem.
– Mowy nie ma. To moje dzieci. Kocham je, muszą być ze mną. Dzieci należą do matki i tyle. Shane może liczyć na to, co każdy inny rozwiedziony facet, i widywać je co drugi weekend.
– Tak by się stało, gdyby sytuacja była typowa. Ale nie jest. – Tessa znowu upiła łyk kawy. – Jesteś jedną z najlepiej prosperujących kobiet w kraju, więc w twoim wypadku nie obowiązują normalne zasady.
Wendy postawiła filiżankę.
– Przeszłam przez piekło, Tessa. Zdaje się, że wszyscy zapominają, że nie ja chciałam się rozwieść. To nie mój pomysł, tylko Shane'a. On chce odejść, on powinien ponieść karę. Jeśli tak bardzo nienawidzisz swojej żony, że nie możesz nawet znieść jej obecności w tym samym pomieszczeniu, to wiesz co? Musisz oddać dzieci.
– Odwróćmy sytuację, dobrze? – zapytała Tessa dyplomatycznie. Nigdy nie bywała wzburzona ani zdenerwowana. Wendy zaczynała się zastanawiać, czy kiedyś nie znienawidzi tego spokoju. – Powiedzmy, że kobieta, która nie zrobiła wielkiej kariery, wyszła za znakomitego bankiera, a ponieważ on mnóstwo zarabiał, zrezygnowała z pracy. Potem zaczęły się rodzić dzieci. Kobieta tkwiła w domu i zajmowała się nimi. Mężczyzna odnosił coraz większe sukcesy i ze względu na swoją pracę spędzał coraz mniej czasu z rodziną. Kobieta czuła się opuszczona, zaczęła darzyć męża niechęcią. Siedziała w domu z dziećmi, a mąż krążył po świecie i zyskiwał powszechne uznanie. Pewnego dnia obudziła się, doszła do wniosku, że zasługuje na coś więcej, i zażądała rozwodu.
– Ale ja chciałam doceniać Shane'a – zaprotestowała Wendy. – Poszłam do tej cholernej terapeutki…
– Uhm – przytaknęła Tessa. – Ale za późno. Niechęć była zbyt głęboka, małżonkowie za bardzo oddalili się od siebie. I co się dzieje? Kobieta otrzymuje dom, a także alimenty na siebie i dzieci. Jeśli się uprze, zapewne dostanie pełną opiekę. Nikt nie śmie tego kwestionować. Możesz sobie wyobrazić, co by było, gdybyśmy nagle powiedzieli tym kobietom, że nie mogą zatrzymać dzieci i że muszą poszukać sobie pracy?