– Ale ja chcę swoich dzieci! – wykrzyknęła Wendy. Im bardziej spokojna była Tessa, tym bardziej Wendy się denerwowała. – Jasna cholera. – Trzasnęła filiżanką o blat. – Nie można mnie karać za to, że jestem kobietą i odniosłam sukces.
– Tessa milczała, jakby w oczekiwaniu, kiedy Wendy odzyska panowanie nad emocjami.
– Jeśli mamy spróbować ograniczyć straty do minimum, musisz spojrzeć na sytuację z szerszej perspektywy – zaczęła. – Wiem, że to bardzo osobiste, ale w pewnym momencie, żeby podjąć właściwą decyzję, trzeba zapomnieć o złości. Jeśli spojrzeć na to logicznie i bez emocji, mężczyźni przez cały czas obrywają za swoje sukcesy. Rozwiedziony mężczyzna, który zrobił karierę, rutynowo jest pozbawiany dostępu do dzieci. Tak czy owak, możesz być pewna, że rzadko pozwala się mieszkać dzieciom z ojcem, chyba że matka wyrazi zgodę.
– Ci mężczyźni wcale nie chcą dzieci…
– Szczerze mówiąc, zdziwiłabyś się. – Tessa dała znak kelnerowi, żeby przyniósł jej jeszcze jedną kawę. To była już trzecia. Wendy uznała, że Tessa jest tak lodowata, że nawet kofeina nie ma na nią wpływu. – Z mojego doświadczenia wynika, że większość mężczyzn chce mieszkać z dziećmi. To, że nie będą ich codziennie widywać, łamie im serce. Ale wiedzą, że właściwie nie mają szans na zwycięstwo w sądzie, więc nie warto się angażować w walkę.
– No i dobra. – Wendy była uparta. – Chcę pełnej opieki nad dziećmi. I chcę, żebyś mi to załatwiła.
Po raz pierwszy w trakcie tej rozmowy Tessa wydawała się zakłopotana. Otarła kącik ust serwetką, odłożyła ją i odwróciła wzrok.
– Jako twoja adwokatka jestem moralnie zobowiązana wyjawić ci prawdę – powiedziała. – Mogłabym ci skłamać i toczyć boje przez dwa lata w sądzie. Pewnie zdołałabym wyciągnąć od ciebie tyle pieniędzy, żeby założyć własną firmę. Gdybym była takim adwokatem jak większość mężczyzn w tej branży, nawet bym się nad tym nie zastanawiała. Właśnie na takich sprawach żerują prawnicy, na bogatych klientach, którzy odnieśli sukces i pragną zemsty. Ale zemsta jest kosztowna. Wiem z doświadczenia, że nawet jeśli wygrasz, nie będziesz tak usatysfakcjonowana, jak się spodziewasz. Spędzisz ze mną więcej czasu, niżbyś chciała, czasu, który mogłabyś poświęcić pracy albo dzieciom. I w końcu, Wendy… – Urwała i popatrzyła na Wendy ze współczuciem. Pokręciła głową. – Nigdy nie dostaniesz pełnej opieki nad dziećmi. Nie przy takim trybie życia, jaki prowadzisz.
– Bo pracuję – zauważyła Wendy sucho. – Cudownie. Jakiż to wspaniały komunikat dla wszystkich młodych kobiet w Ameryce. Jeśli ciężko pracujesz i odnosisz sukces, społeczeństwo cię ukarze, w taki czy inny sposób.
– Społeczeństwo zawsze karze kobiety – oświadczyła Tessa spokojnie. – Niezależnie od tego, co zrobisz, nie ma żadnej gwarancji, że zwyciężysz. Mogłabyś siedzieć w domu i przez dwadzieścia lat zajmować się dziećmi, a potem one poszłyby na studia, mąż zostawiłby cię dla młodszej i tak nic byś nie miała.
Wendy spiorunowała wzrokiem filiżankę.
– Miałabym dom.
– Super, Wendy. Miałabyś dom. – Tessa pokręciła głową. – Juan Perek wziął tę sprawę tylko i wyłącznie ze względu na potencjalny rozgłos. To idealne odwrócenie tradycyjnych róclass="underline" kiedy kobieta przejmuje rolę mężczyzny, może zostać udupiona, dokładnie jak facet. Shane dał mu dokumentację, tam zapisał cały czas, który w zeszłym roku spędziłaś z dala od domu, w pracy. Jeśli ty zażądasz pełnej opieki, oni również jej zażądają. I zależnie od tego, z której strony będzie wiał wiatr, istnieje możliwość, że zwyciężą.
Wendy poczuła, że krew odpływa jej z twarzy. Przegrana nie wchodziła w grę.
– Nikt nie uwierzy, że należy odebrać dzieci matce.
– Zwykle się ich nie odbiera – odparła Tessa. – W innych okolicznościach… – Westchnęła.
– Nie jestem złą matką. – Ogarnęła ją rozpacz. – Widziałaś mnie z dziećmi…
– Nikt nie twierdzi, że jesteś złą matką – powiedziała Tessa uspokajająco. – Z formalnego punktu widzenia matka musi być agresywna, mocno niezrównoważona, uzależniona od narkotyków albo chora umysłowo, żeby sądy rozdzieliły ją z dzieckiem. Jednak zakłada się, że to matka jest głównym opiekunem. W wypadku twoim i Shane'a Juan Perek spróbuje udowodnić, że to Shane jest głównym opiekunem. Jeśli nie zdołamy dowieść, że jest agresywny, mocno niezrównoważony, uzależniony od narkotyków albo chory umysłowo, nie będzie powodu, żeby sąd nie przyznał mu choćby częściowej opieki.
– Choćby? – powtórzyła Wendy.
– Czy Shane jest agresywny, mocno niezrównoważony, uzależniony od narkotyków albo chory umysłowo? – zapytała Tessa.
– Dziś spóźnił się kwadrans po dzieci. Widziałaś – odparła Wendy.
– Raz się spóźnił. – Tessa wzruszyła ramionami. – Ale odprowadza dzieci do szkoły.
– Ja też je odprowadzam – zaprotestowała Wendy. – Czasami.
– Odbiera je, chodzi z nimi do lekarza – ciągnęła Tessa. – Będą mieli przekonujące argumenty, że Shane jest głównym opiekunem. Praktyka wskazuje, że sądy nie lubią oddzielać dziecka od głównego opiekuna. Będą twierdzić, że jeśli dostaniesz dzieci na stałe, wychowają je niańki, a to trochę mniej idealna sytuacja niż wychowanie przez rodzica. Przykro mi, Wendy.
– Niepotrzebnie – oświadczyła Wendy gorąco. – Zrezygnuję z pracy. Zostanę głównym opiekunem.
Tessa uśmiechnęła się pobłażliwie.
– Tak się zwykle dzieje w filmach, prawda? Kobieta, która odniosła sukces, rezygnuje z kariery i wszyscy są szczęśliwi. Ale w życiu to się niekoniecznie sprawdza. Zwłaszcza w twoim wypadku, chyba że Shane zdecyduje nagle, że zamierza samodzielnie zarabiać na życie, ale on upiera się, że nie ma zamiaru, bo już od dawna ma zajęcie, opiekę nad dziećmi.
– Innymi słowy, mam przesrane – westchnęła Wendy.
– Ujęłabym to nieco inaczej – oświadczyła Tessa. – Na pewno zdołamy dogadać się z Shane'em. Czuję, że będzie rozsądny, jeśli i ty będziesz rozsądna.
– Nie ma mowy o rozsądku, jeśli w grę wchodzą dzieci – powiedziała Wendy. Dała znak kelnerowi.
– Wiem, że to trudne. – Tessa wzięła do ręki torebkę. – Zastanów się nad tym. Uwierz mi, bywają gorsze sytuacje.
– Czyżby? Kiedyś mi o nich opowiesz. – Wendy odprowadziła Tessę do drzwi obrotowych. Znieruchomiała. – Powiedz mi jedną rzecz. Byłaś kiedyś zakochana?
– Raczej nie – odparła Tessa.
– Poważnie? Szczęściara z ciebie.
– W mojej branży nie można wierzyć w prawdziwą miłość – wyjaśniła Tessa. – Widzi się zbyt wiele dowodów, że nie istnieje. Ale wkrótce planuję urodzić dziecko. Bank spermy. To jedyne wyjście.
– Szczęściara – powtórzyła Wendy.
To do mnie niepodobne, pomyślała. Taka gorycz jest straszna.
Czarny mercedes jechał powoli wąskim pasem drogi znanej jako Croisette w nadmorskim miasteczku Cannes. Po lewej rozciągał się płaski i niezbyt widowiskowy skrawek morza, z wąziutką plażą, na której w równych odstępach rosły palmy. Po drugiej stronie wznosiły się tandetnie majestatyczne duże hotele. Na ulicy powstał zator, Victory wierciła się niecierpliwie. Nowojorczycy narzekali na korki w Hamptons, ale ruch uliczny na południu Francji okazał się znacznie gorszy. Była tu dosłownie jedna ulica i wszyscy na niej tkwili mimo późnej pory. Dochodziła dziesiąta w nocy. Rozpoczął się festiwal filmowy w Cannes, przyjęcia miały potrwać przez całą noc.