Выбрать главу

Patrzyła, jak traktor ciągnie obciążenie i czuła coraz większą irytację. I nagle usłyszała głos spikera:

– Oto Line, albo Lynn, nie bardzo wiem, jak się to wymawia, pierwsza próba dwieście kilogramów…

Niemożliwe. A jednak. Lyne siedział okrakiem na traktorze i katował silnik, usiłując pokonać błotnisty tor. Dojechał do linii mety, a Victory zaczęła wiwatować, myśląc o tym, że Lyne jest tak nastawiony na rywalizację, że musi wziąć udział w każdych zawodach, jakie mu się nawiną.

Lyne dotarł do półfinałów i odpadł, kiedy dym zaczął wydobywać się z silnika jego traktora podczas próby pociągnięcia czterystu kilogramów.

– Widziałaś to, mała? – spytał bez tchu, dumny z siebie. – Pokazałem miejscowym, nie?

– Skąd masz traktor? – chciała wiedzieć.

– Kupiłem od jednego z farmerów za dziesięć tysięcy.

– Co z nim zrobisz, do cholery?

– A jak myślisz? Oddałem mu. Teraz to mój nowy najlepszy przyjaciel. Powiedziałem, że kiedy przyjadę tu następnym razem, odwiedzę jego farmę i sobie pojeżdżę.

Tego wieczoru przygotowała na kolację pieczonego kurczaka. Lyne nie mógł przestać gadać o zawodach i o tym, jak załatwił miejscowych. Uważała, że to zabawne, dopóki nie zaczęła robić sosu do mięsa. Lyne, nadal przejęty swoimi popisami na traktorze, oświadczył, że zna świetny przepis na sos, autorstwa swojej matki. Nalał do rondla czerwonego wina, a potem sosu Worcester. Nagle Victory poczuła, że ma dość i na niego wrzasnęła. Lyne przez moment stał nieruchomo, oszołomiony, a po chwili cisnął łyżkę do zlewu.

– Jak śmiesz? – Victory podniosła łyżkę niezgody. Potrząsnęła nią przed nosem Lyne'a. – Nie możesz zachowywać się w taki sposób w moim domu.

– Dobra – powiedział. – Chyba faktycznie chcesz być sama, może się lepiej stąd wyniosę. Zadzwonię po Wyboja i powiem mu, żeby mnie stąd zabrał.

– To dobry pomysł – przytaknęła.

Przyjazd zajął Wybojowi dwie i pół godziny. W tym czasie Victory i Lyne niemal ze sobą nie rozmawiali. Victory próbowała zjeść kurczaka, ale był wyschnięty i utykał jej w gardle. Właśnie wtedy należało się pogodzić, wtedy jedno z nich powinno przeprosić, ale najwyraźniej nie chciało się im wysilać.

– Tak pewnie będzie lepiej – powiedziała, kiedy wychodził.

– Jak sobie chcesz – odparł zimno.

Znowu zamknął się w skorupie obojętności, a ona nie próbowała go z niej wyciągać.

– Zerwaliście z powodu sosu? – wykrzyknęła później Wendy przez telefon.

– Zawsze chodzi o drobiazgi, prawda? – Victory rozejrzała się po swoim domku. Powinna czuć niebiański spokój, teraz, kiedy nareszcie wrócił porządek, ale dom wydawał się jej pusty i smutny. – Och, Wendy, jestem do dupy – westchnęła. – Zachowałam się jak kompletna gówniara. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Spanikowałam. Po prostu nie mogłam na niego patrzeć tu, w swoim domu.

– Dlaczego do niego nie zadzwonisz?

– Chyba nie powinnam. Teraz jest za późno, na pewno mnie nienawidzi albo uważa za wariatkę. Ma powody.

Mimo to sądziła, że prędzej czy później Lyne się do niej odezwie. W przeszłości zawsze dzwonił. Tym razem jednak tego nie zrobił. Minęły dwa dni, później cztery, i wtedy postanowiła o nim zapomnieć. Nieważne, to bez znaczenia.

A jednak przerażała ją ta straszliwa umiejętność natychmiastowego odseparowywania się od mężczyzny i swoich uczuć do niego. Co z oczu, to z serca. To faktycznie było takie proste.

Czy inne kobiety też tak czuły? Wendy nie, Nico również nie. Mimo romansu Nico nadal kochała Seymoura. Jednak coś się działo z Victory, choć była w wielu związkach i doświadczyła również wielu rozstań. Początkowo to okropnie bolało, myślała, że nigdy się z tego nie otrząśnie. Potem jednak nauczyła się rozwagi. Cierpiała jedynie dlatego, że mężczyzna niszczył jej marzenie o związku. Rozumiała, że to tylko kwestia urażonej próżności, samolubnego przekonania, że każdy facet, z którym była, powinien ją kochać, że wszechświat jest jej to winien. Jednak miłość nie należy do niezbywalnych praw człowieka i niektórym kobietom przez całe życie nie trafia się ani jeden mężczyzna, który by je naprawdę kochał. Ona zapewne jest jedną z nich. Zresztą dotyczy to również mężczyzn. Pomyślała, że powinna zaakceptować tę prawdę, choćby bardzo bolesną. Nikt nigdy nie twierdził, że życie będzie proste. Mogła się z tym pogodzić, nie poddawać się, poza tym miała swoją pracę.

Znowu wyjrzała przez szybę mercedesa. Samochód chyba minął jeszcze jedną ulicę, i nareszcie pan Hulot włączył kierunkowskaz, żeby skręcić w lewo, na drogę do portu. O to właśnie chodzi, pomyślała. Przyjęcie urządzono w uznaniu jej i jej talentów, wszystkiego, na co tak ciężko pracowała.

Auto toczyło się powoli po wąskiej betonowej drodze, aż w końcu znieruchomiało przed lśniącym białym jachtem, na którym iskrzyły białe światła. Na końcu trapu stali dwaj krzepcy mężczyźni w marynarskich ubraniach i z tabliczkami w rękach. Z boku czaiła się grupka ochroniarzy z krótkofalówkami, a przodu gromada paparazzich tłoczyła się za pomarańczową policyjną barierką. Flesze były oślepiające, a w ich białym świetle Victory rozpoznała słynną parę gwiazd filmowych, które trzymały się za ręce i profesjonalnie machały.

Victory wysunęła się z auta i pochyliła, by wygładzić rąbek sukni. Nagle uwaga paparazzich skupiła się na niej. Victory znieruchomiała i uśmiechnęła się do fotografów. Część z nich znała z Nowego Jorku.

– Hej, Victory? – wrzasnął jeden. – Gdzie Lyne? Wzruszyła ramionami.

– Podobno w Cannes… – zawołał ktoś inny.

– Jest tu jego jacht – powiedział jeszcze jeden.

Lyne tutaj? W Cannes? Jej serce zabiło gwałtownie. Nie, pomyślała, to niemożliwe. A nawet jeśli, to zapewne nie przybył sam… I nie ma to żadnego znaczenia. Gdybym tylko odniosła troszkę większy sukces, pomyślała, wędrując po trapie i znów pozując paparazzim, którzy błagali ją, żeby się odwróciła. Może jeśli będę ciężej pracowała, zarobię więcej pieniędzy i moja firma jeszcze bardziej się rozrośnie… Może wtedy pojawi się mężczyzna, który naprawdę mnie pokocha.

– Wendy? – wykrzyknął Selden Rose. – Wendy, to ty?

A jak ci się wydaje, pomyślała Wendy z irytacją. Zauważyła Seldena kątem oka, kiedy zeszła na dół porozmawiać z kierownikiem hotelu o dodatkowym pokoju dla Gwyneth. Liczyła na to, że uniknie spotkania, ale Selden nagle uniósł wzrok znad gazety, a na jego twarzy pojawiło się radosne zaskoczenie. No tak, teraz nie miała go jak minąć. Będzie się musiała przywitać. Jeśli tego nie zrobi, Selden rozpowie wszystkim, że potraktowała go z góry.

– Witaj, Selden. – Podeszła do stolika. Co on do cholery robi w hotelowym barze Mercera o dziewiątej rano w niedzielę? Czyżby popijał Krwawą Mary? Z selerem naciowym, plasterkiem cytryny, trzema oliwkami i słomką?

Selden Rose popija Krwawą Mary przez słomkę, zdumiała się złośliwie. Ile on ma lat, dwanaście?

Wstał. Mimo tej słomki wyglądał niepokojąco seksownie, z dość długimi brązowymi włosami i w okularach w szylkretowych oprawkach. Uroczo, doprawdy.

– Masz ochotę na drinka? A może na latte} - dodał. – Wyglądasz, jakbyś jej potrzebowała.

Natychmiast się najeżyła.

– Aż tak źle wyglądam? – warknęła.

– Nie, Wendy, wcale nie…

– Coś ci wyjaśnię, Selden – powiedziała ostrzegawczo. – Jeśli chcesz coś wiedzieć o kobietach, zwłaszcza o takich kobietach jak ja, to wiedz, że nigdy nie powinieneś im mówić, – że wyglądają tak, jakby potrzebowały drinka, operacji cycków albo pieprzonej latte.