Выбрать главу

– Potrzebujemy tyle przestrzeni? – zapytała.

– Myślę, że powinniśmy oprócz tego kupić jeszcze jeden dom – oświadczył. – Może w Aspen.

Tyle kupowania domów, pomyślała i usiadła. Czyżby Seymour był znudzony?

– Nie jadłaś śniadania, prawda? – zapytał domyślnie.

Pokręciła głową.

Seymour wstał.

– Przyrządzę ci jajko – powiedział. Dotknęła jego ramienia.

– Byle nie na miękko – szepnęła. – Mam ich dość.

– To dlatego od kilku dni nie jadasz śniadania? – zapytał. – Nie możesz się zdecydować, na co masz ochotę?

– Tak – odparła. Teraz naprawdę kłamała.

– No to jajecznica. I tost – zadecydował Seymour. – Czy tostów też masz dosyć?

– Trochę. – Zamilkła i dodała z nagłą werwą: – Chodzi o to, że nasze życie jest takie zdyscyplinowane…

– Poważnie? – zapytał. – Ja tak nie myślę. Ciągle dzieje się coś nowego. Masz nową pracę, niedługo kupimy nowy dom. Zorganizujemy nowe przyjęcia. Nie zdziwię się, jeśli pewnego dnia zaszczyci nas prezydent. Z pewnością da się zaprosić byłego.

Ruszył do kuchni i nagle przystanął.

– Powinnaś mi była powiedzieć, jeśli chciałaś tutaj byłego prezydenta. Sprowadziłbym ci go w mgnieniu oka.

Wiedziała, że powinno jej zależeć. Były prezydent na jednym z ich przyjęć. Wieść, że Nico O'Neilly gościła na kolacji byłego prezydenta, rozeszłaby się po całym Nowym Jorku i Splatch-Verner. Nagle jednak wydało się to jej nieważne.

Jak mogła mu wyjaśnić, że jest jej zupełnie wszystko jedno? Nie mogła.

– Seymour – powiedziała. – Jesteś cudowny.

– Niektórzy tak twierdzą. – Pokiwał głową. – Może bułeczkę zamiast tostu? Kucharka przyniosła bułeczki z jagodami. Katrina je lubi…

Nico od niechcenia spojrzała na foldery.

– Bardzo chętnie – mruknęła.

Tak naprawdę nie była głodna. Ostatnio czuła się dziwnie podenerwowana, pewnie przez napięcie związane z nową pracą Czasem budziła się ze świetnymi pomysłami, a czasem wstawała z gniewnym buczeniem w głowie, jakby jej mózg podłączony był do przewodów elektrycznych. Ostatnio nie jadała śniadań, co właśnie odkrył Seymour. Po kilku minutach wrócił z jajecznicą i małą bułeczką, bryłką masła oraz łyżeczką dżemu na porcelanowym półmisku. Uśmiechnęła się do niego. Seymour, tak cię skrzywdziłam, pomyślała. Czy to cię w ogóle obchodzi? Zauważyłeś wszystko inne, ale nie to. Nadal ciągnęła romans z Kirbym, choć stracił na intensywności i częstotliwości. Rezygnacja z niego oznaczałaby jednak całkowity brak seksu.

Seymour patrzył na nią.

– Ładnie wyglądasz – zauważył po chwili.

– To dzieło Victory. Dziś jest premiera Wendy, zapomniałeś? – powiedziała. – Czy ty i Katrina przyjdziecie po mnie do pracy, czy spotkamy się przed kinem?

– Chyba przed kinem.

– Włożysz garnitur? – zapytała.

– A muszę?

– Powinieneś. To dla Wendy wyjątkowy wieczór. Pracowała nad tym filmem przez wiele lat. – Umilkła, żeby włożyć do ust widelec z jajecznicą. Skoncentrowała się na żuciu i prze- łykaniu. – Jeśli Pielgrzym w łachmanach dostanie nominację dla najlepszego filmu i wygra, Wendy przez parę lat nie będzie musiała się niczym przejmować.

– A Selden Rose? – Seymour znowu zajął się broszurami.

– Zneutralizowany – odparła Nico. Popatrzyła na czubek głowy męża i odczuła coś w rodzaju miłości. – Kupię ci krawat. Na dzisiejszą premierę.

– Mam mnóstwo krawatów. Nie musisz kupować.

– Ale chcę – odparła.

Kocham cię, Seymour, pomyślała. Ale nie jestem w tobie zakochana.

Przez chwilę usiłowała wyobrazić sobie, że jest zakochana w Seymourze. Jakoś jej się to nie udawało.

– Zawiozę dziś Katrine do szkoły – powiedziała nagle. – Być może po premierze będę musiała wrócić do pracy, więc przyślę wam auto, żebyście mogli je zatrzymać na cały wieczór. – Wstała i wzięła talerz do ręki.

Seymour spojrzał na nią i uśmiechnął się pod nosem.

– Miłego dnia – mruknął. – Chcę w ten weekend umówić się na oglądanie domów. Dasz radę w sobotnie południe?

– Jasne – odparła.

Wyszła z pokoju. Podejrzewała, że gdyby była zakochana w Seymourze, żyłoby im się znacznie trudniej.

Na zewnątrz było zimno, zaledwie pięć stopni, a przecież grudzień dopiero się zaczął! Panowała dziwnie podniecająca atmosfera, jakby miało się zdarzyć coś wspaniałego. U dołu schodów, na jałowym biegu, stał nowy samochód Nico, z nowym kierowcą. Będąc naczelną „Bonfire", jeździła limuzynami, teraz jednak jako prezeska zarządu i szefowa Verner Publications dostała od firmy wynajęte auto (w grę wchodził każdy samochód, jaki sobie zażyczyła, pod warunkiem że całkiem nowy, ze względu na ubezpieczenie) i szofera, który był dyspozycyjny przez całą dobę. Pomyślała, że kiedy się zestarzeje, skończy siedemdziesiątkę albo osiemdziesiątkę – niby odległa perspektywa, ale czas biegł przecież tak szybko – wspomni przeszłość i pomyśli: „Kiedyś miałam własne auto z kierowcą. Srebrne bmw 760Li sedan z jasnoszarą tapicerką. Szofer miał na imię Dimitri, a jego lśniące czarne włosy przypominały lakierowaną skórę". A może w wieku siedemdziesięciu lub osiemdziesięciu lat będzie wspaniałą starą damą, nadal bogatą, nadal piękną i nadal będzie pracowała, jak Victor Matrick, i będzie jeździła swoim starym srebrnym bmw, jak te wspaniałe kobiety, które widuje się na uroczystych lunchach, i nadal będzie miała dobre przyjaciółki. Jak cudownie zabrzmią słowa: „Znamy się prawie pięćdziesiąt lat… ". Jak cudownie by było wieść takie życie.

Zeszła po schodach do auta. Było przyjemnie nagrzane.

– Dzień dobry, pani O'Neilly – powiedział radośnie Dimitri, z typowo europejskim wdziękiem.

Był przystojnym Grekiem, żonatym, z dwójką dzieci niemal w wieku studenckim. Mieszkał po drugiej stronie rzeki, w New Jersey. Miał w sobie coś takiego (może wynikało to z tego, że urodził się w innym kraju), że zawsze myślała o nim jak o panu w średnim wieku, starszym od niej, a zapewne był młodszy.

– Dzień dobry, Dimitri – odparła ciepło. – Musimy chwilkę poczekać. Przyjdzie moja córka, podrzucimy ją do szkoły.

– Bardzo dobrze. Zawsze z radością widzę pannę Katrine. – Dimitri z entuzjazmem pokiwał głową. Parę sekund później Katrina wypadła z domu i lekko zbiegła po schodach. Miała na sobie biały wełniany płaszcz z kołeczkami zamiast guzików, wybrany przez Seymoura, a na głowie miękką białą czapę, której Nico dotąd nie widziała.

– Witaj! – Katrina wskoczyła na tylne siedzenie i wypełniła otoczenie magiczną świeżością młodości.

– Czy to nowa czapka? – zapytała Nico.

Katrina wzruszyła ramionami.

– Victory przysłała ją wczoraj do domu. Pewnie dla ciebie, ale wiedziałam, że jej nie włożysz, żeby nie psuć fryzury, no to ją wzięłam. Nie gniewasz się, prawda, mamusiu?

– Jasne, że nie – odparła Nico. – Wyglądasz oszałamiająco.

– Jest okropnie na czasie, hiphopowa i wyrafinowana, prawda? Trochę w stylu Audrey Hepburn. – Katrina kręciła głową z boku na bok, żeby Nico mogła w pełni docenić czapkę. – Myślisz, że będzie dzisiaj padało?

– Nie wiem.

– Tak jakoś czuję, a ty? Mam nadzieję, że będzie. Mam nadzieję, że dziś będzie pierwszy dzień śniegu. Wszyscy na to czekają, śnieg ludzi uszczęśliwia.

– A potem unieszczęśliwia – zaśmiała się Nico.

– Ale liczy się pierwszy śnieg. Przypomina o swoim istnieniu.

Tak… Tak. Nico pokiwała głową. Bogu dzięki za wszystko i za pierwszy śnieg. Rzeczywiście przypominał, że niezależnie od wieku i doświadczeń każdą rzecz można traktować jako coś całkiem nowego, jeśli chce się wierzyć, że nadal ma znaczenie.