Cindy zdążyła usiąść na łóżku.
– Ten gość to prywatny łaps, Billy. Jest pomylony. Raz wpadł do naszej sypialni i zaczął filmować mnie i Ala. To prawdziwy czubek, Billy.
Spojrzałem na nią.
– Zamknij się, Cindy! Wreszcie mi się udało! Wreszcie cię nakryłem!
Billy ruszył na mnie.
– Myślisz, koleś, że pozwolę ci stąd wyjść?
– O tak, Billy, mój chłopcze, nie będę miał z wyjściem żadnych kłopotów, najmniejszych.
– Skąd ta pewność?
– Ta zabawka mi to gwarantuje.
Wyciągnąłem.45 z kabury pod pachą.
– To gówno mnie nie powstrzyma.
– Zaraz się przekonasz, gnojku!
Powoli szedł w moją stronę.
– Zabiłem 3 gości, Billy. Zabić czwartego to dla mnie pestka!
– Kłamiesz jak najęty! – Uśmiechnął się i dalej się zbliżał. – Kłamca, kłamca!
– Jeszcze jeden krok, tępaku, a będzie po tobie!
Zrobił jeszcze jeden krok. Strzeliłem.
Wciąż stał. Po czym wsadził paluch do pępka i wyciągnął kulę. Nie krwawił, nie miał nawet sińca.
– Gówno mi mogą zrobić kule – powiedział. – I ty też.
Wyjął mi z dłoni pukawkę i cisnął w kąt.
– Teraz cię załatwię.
– Poczekaj, przyjacielu, poczekaj. Weź kamerę. Wycofuję się z tego fachu. Więcej mnie nie zobaczysz.
– Wiem, bo zaraz cię zabiję!
– Pewnie! – krzyknęła z łóżka Cindy. – Zabij śmierdzącego gnoja!
Popatrzyłem na nią.
– Nie wtrącaj się, Cindy. To męska sprawa, którą musimy załatwić sami.
Spojrzałem na Billy'ego.
– Zgadza się, Billy?
– Zgadza się.
W następnej chwili podniósł mnie i rzucił przez pokój. Wyrżnąłem w ścianę i zsunąłem się na podłogę.
– Billy, nie ma sensu, żeby dwóch sympatycznych gości kłóciło się przez jakąś dupiastą szprotę, którą dymała połowa facetów w tym mieście!
Billy roześmiał się i ruszył w moją stronę.
36
I nagle doznałem olśnienia. Ten gość był kosmitą. Dlatego kula nie zrobiła mu krzywdy.
Poderwałem się z podłogi i oparłem plecami o ścianę.
– Przejrzałem cię, Billy! – wrzasnąłem.
Zatrzymał się.
– Gadaj zdrów!
– Jesteś kosmitą!
Cindy parsknęła śmiechem.
– Mówiłam, że to czubek! – zawołała.
Spojrzałem na nią.
– Tak naprawdę ten facet to porośnięta szczeciną maszkara podobna do węża, z jednym wielkim okiem. Niby wygląda jak człowiek, ale to iluzja.
Billy stał i patrzył na mnie bez słowa.
– Gdzie go poznałaś, Cindy? – zapytałem.
– W barze. Ale nie wierzę w te bzdury. Nie jest żadnym kosmitą.
– Sama go spytaj!
Cindy znów parsknęła śmiechem.
– Dobra – powiedziała. – Billy, jesteś kosmitą?
– Hę?
– Widzisz, nie zaprzeczył! – zawołałem.
Billy spojrzał na nią.
– Wierzysz temu czubkowi?
– Skądże, Billy. Wykończ go!
– Już się robi, skarbie…
Znów ruszył w moją stronę. Wtem błysnęło fioletowe światło i w pokoju zjawiła się Jeannie Nitro.
– Jeannie – wyjąkał Billy – ja tylko…
– Zamknij się, skurwielu! – warknęła Jeannie.
– Co tu jest grane? – pisnęła Cindy i zaczęła się ubierać.
Billy wciąż świecił gołym tyłkiem.
– Mówiłam ci, ty skurwysynu, że ma nie być żadnego zadawania się z ludźmi!
– Kochanie, nie mogłem się oprzeć. Siedziałem sobie spokojnie w barze, ale kiedy weszła ta cizia, poczułem taką chuć…
– Rozkazy były wyraźne: ŻADNEGO KOPULOWANIA Z ZIEMIANKAMI!
– Jeannie, przecież wiesz, że poza tobą nikt się dla mnie nie liczy. Ale byłaś ostatnio tak zajęta…
– Doigrałeś się, Billy! – Wyciągnęła prawą rękę w jego stronę.
– Nie, Jeannie, nie!
Błysnęło fioletowe światło i w jednej sekundzie Billy przeistoczył się w porośniętego szczeciną węża z wilgotnym okiem. Zaczął pełznąć szybko po podłodze. Jeannie znów wyciągnęła prawą rękę, nastąpił kolejny błysk, huknęło i kosmita Billy znikł.
– Nie wierzę własnym oczom! – zawołała Cindy.
– Tak, wiem – powiedziałem.
Jeannie zerknęła na mnie.
– Pamiętaj, Belane, zostałeś wybrany, żeby służyć Sprawie Zarosu.
– Pamiętam – potwierdziłem. – Nie zdołałbym zapomnieć.
Ponownie błysnęło i Jeannie znikła.
Cindy zdążyła się ubrać, ale była w szoku.
– Nie mogę uwierzyć w to, co przed chwilą widziałam!
– Al wynajął mnie, żebym cię zdybał, i wreszcie mi się udało.
– Muszę stąd natychmiast wyjść!
– Nie ma sprawy, idź sobie. Tylko pamiętaj, że zdążyłem cię nakręcić. Masz być grzeczna, bo inaczej oddam kasetę Alowi.
– Dobra. – Westchnęła. – Wygrałeś.
– Jestem najlepszym detektywem w L. A. Teraz wiesz.
– Belane, umiałabym ci się odwdzięczyć za tę kasetę.
– Hę?
– Wiesz, co mam na myśli.
– Nie, Cindy, nie. Nie dam się przekupić. Ale dzięki za propozycję.
– Pierdol się, grubasie! – Ruszyła do drzwi.
Wlepiłem oczy w jej podskakujące, niewiarygodne pośladki.
– Cindy! – zawołałem. – Zaczekaj chwilę!
Odwróciła się i uśmiechnęła.
– Tak?
– Nic, nic. Idź…
Wyszła.
Wszedłem do łazienki, żeby sobie ulżyć. I wcale nie mam na myśli wypróżnienia. No cóż, byłem prawdziwym zawodowcem. Rozwiązałem kolejną sprawę.
37
Nazajutrz rano zadzwoniłem z biura do Upka.
– Wciąż chcesz się rozwieść z Cindy, Al?
– Nie wiem. Nakryłeś ją?
– Ujmijmy to nieco inaczej. Dwaj osobnicy, z którymi utrzymywała kontakty, nie żyją.
– Kontakty? Co, do cholery, masz na myśli?
– Al, nie denerwuj się, obaj już nie żyją. Jeden był Francuzem, drugi kosmitą.
– Kosmitą? Co za bzdury mi wciskasz?
– To nie bzdury, Al. Na Ziemi wylądowała potajemnie grupa kosmitów z planety Zaroś. Cindy poznała jednego z nich w barze.
Ale miał lagę!
– I już nie żyje?
– Zgadza się. I on, i ten Francuz, tak jak mówiłem.
– Zabijasz ludzi?
– Nie żyją, Al, tylko to jest istotne. Cindy nie będzie się więcej puszczać. Możesz być spokojny.
– Skąd wiesz, że nie będzie?
– Wiem. Mam coś na nią. Będzie grzeczna.
– Sfilmowałeś ją i grozisz jej, że dasz mi kasetę? O to chodzi?
– Może. Może nie. Powiedzmy, że mogę ją tak załatwić, że się nie pozbiera, jeśli znów wytnie ci jakiś numer.
– Ale ja chcę, żeby była mi wierna, bo mnie kocha, a nie dlatego, że jest szantażowana.
– Szantaż, śmantaż, Al, przestanie się puszczać, a przecież o to chodzi. Faceci, z którymi utrzymywała kontakty, nie żyją, toteż nie będzie więcej wyskakiwać z majtek. Czego jeszcze chcesz?
Może w końcu nawet cię polubi. Daj jej szansę. Jest młoda, musiała się wyszumieć, jasna sprawa.
– Z kosmitą?
– Powinieneś się cieszyć. Facet nie będzie się przechwalał, więc nikt się o tym nie dowie. To zupełnie tak, jakby nic między nimi nie zaszło.
– Ale zaszło. Mówiłeś, że miał dużą lagę? Jak dużą?
– Trudno ocenić. Z początku widziałem tylko jego tyłek.
– Obserwowałeś ich?
– Przerwałem im.
– A ten Francuz? Też miał dużą lagę?
– Al, obaj ci goście nie żyją. Daj sobie spokój. Za dzień czy dwa dostaniesz pocztą mój rachunek.
– Coś mi się w tym wszystkim nie podoba.
– Cindy nie będzie się więcej puszczać, Al.