Выбрать главу

– A jak będzie?

– Nie będzie, bo wie, że dobiorę się jej wtedy do tyłka.

– Znów zaczynasz. Chyba jej nie rypałeś, co?

– Al, Al, uspokój się! Jestem zawodowcem.

– Tych dwóch gości naprawdę nie żyje? Dlaczego mam ci wierzyć?

– Poznasz po zachowaniu Cindy, że cię nie nabieram. No już, przestań się dręczyć. Masz może jeszcze jakąś sprawę, którą chcesz, żebym rozwiązał? Rozmawiasz z najlepszym detektywem w całym Los Angeles.

– Na razie nie mam.

– No to trzymaj się, Al.

– Jasne, jasne…

Rozłączyłem się. Otworzyłem szufladę i wyjąłem wódkę, napiłem się. Wszystko się układało. Teraz musiałem tylko znaleźć Czerwonego Wróbla. I trzymać się jak najdalej od kosmitów. I od Pani Śmierć.

Pociągnąłem jeszcze łyk wódki. Poczułem się lepiej. Przez chwilę.

38

Następnie połączyłem się z Johnem Bartonem. Kierował drukarnią na północy.

– John, tu Belane…

– Świetnie, że dzwonisz, Nick. Jak ci idzie?

– Wolno, John. Przydałoby mi się trochę więcej informacji o Czerwonym Wróblu.

– Widzisz, chcieliśmy, żeby Czerwony Wróbel był znakiem firmowym naszej drukarni. Znanym na całym świecie. Ale potem dowiedziałem się, że Czerwony Wróbel faktycznie istnieje. Jeśli to prawda, musimy go znaleźć.

– Nic więcej nie wiesz?

– No nie… Ale przeczucie mi mówi, że on gdzieś jest.

– Widziałeś go?

– Nie. Ale słyszałem, że go widziano.

– Słyszałeś? Od kogo?

– Nie mogę ujawnić źródła. To ściśle tajne.

– A jak już znajdę tego ptaszka? Co mam zrobić? Złapać go?

– Nie, nie. Dostarcz mi tylko dowodów, że istnieje. Muszę zaspokoić swoją ciekawość.

– A jak go nigdy nie znajdę?

– Jeśli istnieje, znajdziesz. Wierzę w ciebie.

– Słuchaj, to najbardziej pomylona sprawa, jaką kiedykolwiek prowadziłem.

– Zawsze mówię wszystkim, że jesteś świetnym detektywem.

Udowodnij, że się nie mylę. Znajdź Czerwonego Wróbla.

– No dobrze, John. Popracuję nad tym. Ale mam już swoje lata. Budzę się zmęczony. Chyba mój umysł nie jest tak sprawny jak kiedyś…

– Jesteś w kwiecie wieku! Poradzisz sobie.

– No dobrze, John. Spróbuję…

– Doskonale!

Odłożyłem słuchawkę. No więc tak to wyglądało. Od czego by tu zacząć?

Postanowiłem zajrzeć do najbliższego baru.

Dochodziła 3 po południu. Usiadłem na stołku. Podszedł barman. Wyglądał na samotnego gościa. Brakowało mu powiek. Na paznokciach miał namalowane małe zielone krzyże. Jeszcze jeden świr. Wszędzie się człowiek na nich natyka. Prawie wszyscy ludzie są rąbnięci. A ci, którzy nie są rąbnięci, są wściekli. A ci, którzy nie są ani rąbnięci, ani wściekli, są zwyczajnie głupi. Nie miałem cienia szansy. Musiałem wegetować i czekać na koniec. Ale to była ciężka praca. Niewyobrażalnie ciężka. Zmusiłem się, żeby spojrzeć na barmana.

– Szkocka z wodą – powiedziałem.

Nie ruszył się.

– Szkocka z wodą – powtórzyłem.

– Aha – mruknął. Odmaszerował.

Kątem oka zobaczyłem, jak wchodzi. Dlaczego mówi się „kątem oka”? Oczy nie mają kątów. W każdym razie zobaczyłem, jak wchodzi. Stara znajoma. Usiadła na stołku po mojej prawej.

– No i co, cwaniaczku? Stawiasz? – zapytała.

– Pewnie, miła pani.

To była Pani Śmierć.

– Hej, koleś! – zawołałem do barmana. – Podaj pan dwie!

– Hę?

– Podaj pan dwie szkockie z wodą, jak pragnę zdrowia!

– Aha. Dobrze.

– Co porabiasz, grubasku? – spytała Pani Śmierć.

– Rozwiązuję sprawy. Jak zwykle.

– Czyli wolno albo wcale.

– Nie, nie, kochana. Może Pani nie wie, ale jestem najlepszym detektywem w Los Angeles.

– Też mi sztuka.

– Lepsze to niż drapanie się po jajach.

– Nie pozwalaj sobie, grubasie, bo cię zdmuchnę jak świecę.

– Przepraszam, przepraszam. Taki jestem roztrzęsiony, że sam nie wiem, co gadam. Może jak się napiję, to mi przejdzie.

Barman postawił przed nami szklanki.

– Co się stało z twoimi powiekami? – spytała go Pani Śmierć.

– Dziś rano wybuchł mi piecyk…

– Jak będziesz odtąd spał w nocy? – zapytała.

– Owinę sobie głowę ręcznikiem.

– Nie mógłbyś pan zrobić tego teraz? – spytałem.

– Dlaczego?

– Mniejsza… – Zapłaciłem za oba drinki.

Uniosłem szklankę. Pani Śmierć również.

– Za długie życie – powiedziała.

– Pewnie, za długie życie.

Stuknęliśmy się szklankami i wychylili je do dna. Zamówiłem drugą kolejkę…

Siedzieliśmy tam około 30 minut, kiedy znów ktoś pchnął drzwi. Kobieta. Weszła i usiadła na stołku po mojej lewej. 2 kobiety to 2 razy tyle kłopotów. Siedząc między nimi, czułem się jak w imadle. Udupiony.

Drugą kobietą była Jeannie Nitro.

Poleciłem barmanowi, żeby podał jeszcze jedną szkocką z wodą.

– Nick – szepnęła Jeannie – muszę z tobą pogadać. Kim jest ta zdzira, która siedzi obok ciebie?

– Nie zgadniesz – odparłem.

Pani Śmierć też mi zadała szeptem pytanie.

– Kim jest ta zdzira?

Kelner przyniósł szkocką i Jeannie jednym haustem opróżniła szklankę.

– No, chyba czas, żeby panie się poznały… – powiedziałem.

Zwróciłem się do Pani Śmierć.

– Przedstawiam pani Jeannie Nitro…

Zwróciłem się do Jeannie Nitro.

– Przedstawiam ci Panią… Panią…

– Panią Iśćmer – podpowiedziała Pani Śmierć.

Spojrzały na siebie.

Hm, to może być bardzo ciekawe, pomyślałem.

Skinąłem na kelnera, żeby przyniósł nam następną kolejkę…

39

I tak tkwiłem między Kosmosem a Śmiercią. Jedno i drugie pod postacią Kobiety. Jakie miałem szansę? Tymczasem powinienem był szukać Czerwonego Wróbla, który może w ogóle nie istniał. Dziwnie się czułem. Nigdy się nie spodziewałem, że tak się wszystko pokomplikuje. Ledwo rozumiałem, co się dzieje. Jak się miałem zachować?

Idioto, nie trać zimnej krwi! – poradził mi wewnętrzny głos.

Dobra.

Pojawiły się nasze drinki.

– Wasze zdrowie, drogie panie!

Stuknęliśmy się szklankami i pociągnęliśmy po zdrowym łyku.

Dlaczego nie mogłem być zwyczajnym gościem, który ogląda mecz baseballowy? I przejmuje się tylko tym, jaki będzie wynik? Dlaczego nie mogłem być kucharzem i z takim skupieniem smażyć jajecznicy, jakby nie obchodziło mnie nic więcej na świecie? Dlaczego nie mogłem być muchą wędrującą z zainteresowaniem po czyimś nadgarstku? Dlaczego nie mogłem być kogutem dziobiącym w kurniku ziarno? Dlaczego musiałem być tu?

Jeannie stuknęła mnie łokciem i szepnęła:

– Belane, muszę z tobą pogadać…

Położyłem kilka banknotów na barze. Po czym spojrzałem na Panią Śmierć.

– Mam nadzieję, że się pani nie wnerwi, ale…

– Wiem, grubasku, chcesz pomówić z tą panią sam na sam.

Dlaczego miałabym się wnerwić? Przecież nie kocham się w tobie.

– Ale ciągle jest pani przy mnie…

– Jestem przy każdym, Nick, tyle że ty jesteś bardziej wyczulony na moją obecność.

– Aha. Aha.

– Pomogłeś mi z Celine'em…

– Tak, tak…

– Więc zostawię cię samego z tą damą. Ale tylko na jakiś czas.

Mamy jeszcze coś do załatwienia, jednakże niedługo się spotkamy.

– Nie wątpię, pani Iśćmer…

Dopiła szkocką i wstała ze stołka. Po czym odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi. Zabójczo piękna. Po chwili już jej nie było. Barman podszedł po pieniądze.