Gość zaczął mnie obmacywać. Znalazł moją spluwę i ją zabrał.
– W porządku, może się pan odwrócić, panie Belane.
Odwróciłem się. Duży facet, ale biały.
– Pan jest biały! – zdziwiłem się.
– Pan też – rzekł.
– No tak, ale tylko czarni nazywają białych białasami.
– Najwyraźniej nie tylko – oznajmił. – Oddam panu spluwę, kiedy będzie pan wychodził.
Udałem się za Deją do następnego pokoju. Wskazała mi fotel. Był to obszerny pokój. Zimny. Tchnęło w nim grozą.
Deja ulokowała się na kanapie, wyjęła z pudełka małe cygaro, zdjęła celofan, polizała je, odgryzła koniec, przytknęła zapałkę, zaciągnęła się, po czym wypuściła seksownie kłąb błękitnego dymu. Wbiła we mnie zielone ślepia.
– Rozumiem, że szuka pan Czerwonego Wróbla.
– Tak, dla klienta.
– Kim jest pański klient?
– Tego nie mogę zdradzić.
– Coś mi się zdaje, że się zaprzyjaźnimy, panie Belane. Bardzo serdecznie zaprzyjaźnimy.
– Naprawdę, hę?
– Na swój sposób jest pan niezwykle przystojnym mężczyzną.
Na pewno pan o tym wie. Widać, że dobrze się pan czuje w swoim ciele. To bardzo pociągające. Większość mężczyzn krępuje się tego, że ich ciało zmienia się z wiekiem.
– Mówi pani poważnie?
– Proszę mi mówić po imieniu.
– Mówisz poważnie, Deja?
– Uhm… może usiądziesz koło mnie?
Podniosłem tyłek i posadziłem obok niej, na kanapie. Uśmiechnęła się.
– Napijesz się?
– Pewnie. Najchętniej szkockiej z wodą sodową.
– Bernie, przynieś, proszę, szkocką z wodą sodową – powiedziała.
Po kilku chwilach zjawił się białas, który zabrał mi spluwę. Na stoliku przede mną postawił szklankę.
– Dziękuję, Bernie.
Odszedł, zostawiając nas samych.
Pociągnąłem haust szkockiej. Niezła. Całkiem niezła.
– Polecono mi, żebym ci przekazała, że masz przestać się interesować Czerwonym Wróblem – oznajmiła Deja.
– Nigdy nie rezygnuję z żadnej sprawy, chyba że na życzenie klienta.
– Z tej zrezygnujesz.
– E tam.
– Przeszkadza ci, że palę cygaro?
– E tam.
– Chcesz pociągnąć?
– Aha.
Deja podała mi cygaro. Zaciągnąłem się głęboko, wypuściłem dym, oddałem je dziewczynie. Przez chwilę wszystko w pokoju wydawało mi się niezwykle wyraźne, po czym nagłe ściany zaczęły się przekrzywiać, dywan uniósł się i opadł. Tuż przede mną błysnęło niebieskie światło. Nagle poczułem jej wargi na swoich. Pocałowała mnie i odsunęła się. Parsknęła śmiechem.
– Jak dawno nie miałeś kobiety, Belane?
– Nie pamiętam…
Znów się roześmiała i znów poczułem jej wargi na swoich. Dawno nie miałem, bardzo dawno. Jej język wślizgnął się w moje usta jak wąż. Jej ciało też wyginało się jak wąż.
Usłyszałem kroki, a następnie głos:
– PRZESTAŃCIE!
Nad nami stał Bernie ze spluwą w każdej dłoni. Poznałem, że jedna ze spluw jest moja.
– Spokojnie, Bernie, spokojnie – powiedziałem.
Bernie oddychał ciężko, jakby w powietrzu brakowało tlenu. Wpatrywał się w Deję. Oczy miał zamglone.
– DEJA, PRZECIEŻ WIESZ, ŻE CIĘ KOCHAM! – zawołał.
– ZABIJĘ GO! ZABIJĘ CIEBIE! ZABIJĘ SIEBIE!
Znajdowałem się w doskonałej pozycji. Zamachnąłem się prawą nogą i kopnąłem go w jaja. Wrzasnął i padł na ziemię, łapiąc się za krocze. Podniosłem z podłogi obie spluwy, swoją schowałem do kabury, a jego ująłem w prawą dłoń. Lewą ręką dźwignąłem białasa do góry i cisnąłem na fotel. Pociągnąłem jego głowę do tyłu za włosy, aż mu opadła szczęka. Wtedy wsunąłem mu lufę w usta.
– Possij tego lizaka, koleś, a ja tymczasem zastanowię się, co dalej.
Bernie zacharczał w odpowiedzi.
– Nie zabijaj go! – zawołała Deja. – Nie zabijaj, błagam!
– Co wiesz o Czerwonym Wróblu, białasie? – spytałem.
Nie odpowiedział.
Wepchnąłem mu lufę głębiej w usta. Pierdnął. Było to głośne pierdnięcie. I śmierdzące. Wyciągnąłem spluwę białasowi z gęby i zrzuciłem go z fotela na podłogę.
– Jak mogłeś! Fuj!
Spojrzałem na Deję.
– Ma tu swój pokój?
– Tak.
Przeniosłem wzrok na Berniego.
– Idź do swojego pokoju i nie wychodź, dopóki ci nie pozwolę!
Bernie skinął głową.
– Jazda!
Wstał i podreptał przed siebie, po czym znikł za rogiem. Po chwili dobiegł mnie odgłos zamykanych drzwi. Deja zgasiła cygaro. Już się nie uśmiechała.
– No dobrze, laleczko. Wracajmy do przerwanej zabawy – powiedziałem.
– Nie chcę.
– Co? Dlaczego? Zaledwie minutę temu wpychałaś mi język aż w przełyk!
– Boję się ciebie, jesteś zbyt gwałtowny.
– Przecież groził, że cię zabije, nie słyszałaś?
– Tak tylko mówił.
– Nie mówi się „tak tylko”, kiedy trzyma się spluwę.
Deja westchnęła.
– Martwię się o niego. Siedzi teraz zupełnie sam.
– Nie ma telewizora? Krzyżówek? Komiksów?
– Błagam, niech pan już idzie, panie Belanę!
– Kochana, muszę wyjaśnić do końca sprawę Czerwonego Wróbla.
– Nie teraz… nie teraz.
– A kiedy?
– Jutro. O tej samej porze.
– Wyślij Berniego do kina albo coś.
– Dobrze.
Podniosłem szklankę ze stolika, opróżniłem. Po czym zostawiłem Deję siedzącą na kanapie, ze wzrokiem wbitym w dywan. Zamknąłem za sobą drzwi, wyszedłem na korytarz, a potem przez frontowe drzwi na ulicę i skierowałem się do swojego wozu. Wsiadłem, zapaliłem silnik. Czekałem, aż się nagrzeje. Była ciepła, księżycowa noc. I wciąż miałem erekcję.
42
Zatrzymałem się przed barem, w którym dotąd nie miałem kłopotów. U Blinky'ego. Na pierwszy rzut oka wyglądał w porządku: skórzane siedzenia, durnie, mrok, dym. Miła atmosfera rozkładu. Usiadłem przy stoliku odgrodzonym przepierzeniem. Podeszła kelnerka w idiotycznym stroju: obcisłe różowe szorty, obcisła różowa bluzka, sterczące piersi dosztukowane watą. Uśmiechnęła się ohydnie, błyskając złotym zębem. Wzrok miała tępy.
– Co sobie życzysz, skarbie? – zachrypiała.
– 2 butelki piwa. Bez szklanki.
– 2 butelki, skarbie?
– Taa.
– Jakiego piwa?
– Chińskiego.
– Chińskiego?
– 2 butelki chińskiego piwa. Bez szklanki.
– Mogę o coś spytać?
– Pewnie.
– Zamierzasz wypić oba?
– Jasne.
– Więc dlaczego nie zamówisz drugiego, kiedy wypijesz pierwsze? Wtedy będzie bardziej zimne.
– Chcę to zrobić po swojemu. Na pewno jest jakiś powód.
– A jaki? Chętnie się dowiem.
– Nie muszę się tłumaczyć.
– A ja nie muszę pana obsłużyć. Mamy prawo nie obsługiwać klienta, który nam się nie podoba.
– Nie chce mnie pani obsłużyć tylko dlatego, że zamawiam 2 piwa i nie mam ochoty się z tego tłumaczyć?
– Nie powiedziałam, że nie obsłużę. Tylko że mam prawo nie obsłużyć.
– No dobrze, więc chodzi o moje poczucie bezpieczeństwa, o podświadomą potrzebę bezpieczeństwa. Miałem parszywe dzieciństwo. 2 butelki podane od razu zapełniają pustkę, która wymaga zapełnienia. Chyba o to chodzi. Nie mam pewności.
– Coś ci powiem, skarbie. Przydałby ci się psychiatra.
– Dzięki za radę. Ale zanim się do niego wybiorę, chciałbym dostać 2 butelki chińskiego piwa, dobrze?
Podszedł rosły gość w brudnym białym fartuchu.
– Jakieś problemy, Betty?
– Facet chce zamówić 2 butelki chińskiego piwa. Bez szklanki.