Выбрать главу

– Ktoś, kogo znam?

– Znasz Harry'ego Dobbsa?

– Chyba nie.

– Gdybyś znał, mógłbyś go wykreślić z kalendarzyka.

I znikła. Ot, po prostu.

Wróciłem do Tohila, wyciągnąłem mu portfel. W środku była 50, dwie 20, 5 i dolar. Wsunąłem wszystkie banknoty do prawej kieszeni spodni. Otworzyłem drzwi, wyśliznąłem się na korytarz, zamknąłem je za sobą. Nikogo nie było w pobliżu. Dotarłem do drzwi frontowych i wyszedłem na dwór. Wciąż padał lekki deszcz. Przyjemnie było czuć krople na twarzy. Wciągnąłem głęboko w płuca powietrze, westchnąłem, ruszyłem w stronę garbusa. Wciąż stał tam, gdzie go zostawiłem. Sprawdziłem prawą tylną oponę. Rzeczywiście była łysa jak kolano. Należało kupić nową.

44

Znów popadłem w przygnębienie. Pojechałem do domu, wszedłem na górę, otworzyłem butelkę szkockiej. Dobra stara znajoma. Do szkockiej z wodą trzeba przywyknąć. Ale po jakimś czasie człowiek zaczyna czuć, że jej magia działa. Szkocka posiada jakieś specyficzne ciepło, którego nie ma żadna inna whisky. No więc miałem chandrę i siedziałem w fotelu, a obok stało 3/4 litra szkockiej. Nie włączyłem telewizora, bo kiedy człowiek jest w podłym nastroju, cholerne pudło jeszcze bardziej go dołuje. Te wszystkie nudne twarze, jedna za drugą, bez końca. Cały sznur idiotów, często bardzo sławnych. Komicy, którzy wcale nie są zabawni, i czwartorzędne filmidła. Jedyne, co mi pozostawało, to szkocka.

Deszcz padał coraz mocniej. Siedziałem i wsłuchiwałem się w odgłos kropli bębniących o dach.

Nie powinienem był pozwolić nawiać tym sukinkotom. I nie wiedziałem, gdzie szukać faceta, od którego dostałem namiar na Deję Fountam. Znów znalazłem się w punkcie wyjścia. Dałem dupy, Czerwony Wróbel wymknął mi się z garści… Miałem 55 lat, a zachowałem się jak pieprzony żółtodziób. Jak długo wytrwam jeszcze w tym fachu? Czy nieudacznicy zasługują na coś więcej poza kopem w tyłek? Mój stary radził mi: „Znajdź taką pracę, żeby ludzie dawali ci szmal, licząc, że dostaną więcej. W grę wchodzi bankowość i ubezpieczenia. Bierzesz szmal, a w zamian dajesz papierek. Obracasz forsą, a ludziska przynoszą ci jej coraz więcej. Chciwość i strach pchają ich w twoje ramiona. A ty kierujesz się znaną dewizą: Tylko frajer marnuje okazję!” Świetna rada. Tyle że mój stary umarł w nędzy.

Nalałem sobie nową porcję.

Cholera, nawet z babami nie umiałem sobie radzić. Miałem 3 żony. Z żadną nie poszło o nic naprawdę ważnego. Wystarczyły drobne sprzeczki. Utarczki o byle co. Ciągłe czepianie się o wszystko. Dzień w dzień, rok w rok, bez chwili wytchnienia. Zamiast się wspierać, wbijaliśmy sobie szpile. Prowokowaliśmy się nawzajem. Non stop. Kto kogo, jak na zawodach. Ale jak raz się zacznie, potem wchodzi to w nawyk. Nie można przestać. Nie chce się przestać. A później chce się już tylko uciec jak najdalej. Więc rozwód.

I teraz byłem sam. Siedziałem i wsłuchiwałem się w deszcz. Gdybym umarł, nikt nie uroniłby łzy. Nie żeby mi zależało na płaczu. Ale to aż dziwne, do jakiego stopnia można być samotnym. Cały świat jest pełen takich samotnych starych pierdołów jak ja. Siedzą i słuchają deszczu, zastanawiając się, gdzie się wszystko podziało. Człowiek wie, że jest stary, kiedy zaczyna się zastanawiać, gdzie się wszystko podziało.

No więc nie podziało się nigdzie, bo gdzie niby miało się podziać? Byłem 3 ćwierci do śmierci. Włączyłem telewizor. Akurat leciała reklama. SAMOTNY? NIESZCZĘŚLIWY? ROZCHMURZ SIĘ. ZADZWOŃ DO JEDNEJ Z NASZYCH PIĘKNYCH DZIEWCZYN. PRAGNĄ Z TOBĄ POROZMAWIAĆ. WYSTARCZY MIEĆ KARTĘ KREDYTOWĄ MASTER ALBO VISA. ZADZWOŃ DO KITTY, FRANCI ALBO BIANKI. TEL. 800 – 435 – 8745.

Pokazali dziewczyny. Najlepsza była Kitty. Łyknąłem szkockiej i wykręciłem numer.

– Tak? – Męski głos. Nieprzyjemny.

– Chciałbym mówić z Kitty.

– Pełnoletni?

– Tak.

– Master czy Visa?

– Visa.

– Podaj pan numer i termin ważności. A także adres, telefon, numer ubezpieczenia i prawa jazdy.

– Hola, a jaką mam pewność, że nie wykorzystacie moich danych do jakichś własnych celów? Że nie zrobicie mnie w konia?

Nie wyrolujecie?

– Koleś, chcesz gadać z Kitty, czy nie?

– No, chcę…

– Reklamujemy się w telewizji. Działamy od 2 lat.

– Niech będzie, tylko wyciągnę dokumenty z portfela.

– Jak nie chcesz podawać nam swoich danych, możesz się rozłączyć. Obejdziemy się bez ciebie.

– O czym Kitty będzie ze mną rozmawiała?

– Zobaczysz, spodoba ci się.

– Skąd pan wie, że mi się spodoba?

– Hej, koleś…

– No dobrze, jeszcze moment…

Podałem mu swoje dane. Musiałem odczekać chwilę, aż sprawdzą, czy wszystko się zgadza. Potem usłyszałem kobiecy głos.

– Cześć, misiu, tu Kitty!

– Cześć, Kitty, mam na imię Nick.

– Oooch, jaki seksowny głos! Czuję, że mnie podnieca!

– Co ty, mój głos wcale nie jest seksowny.

– Nie bądź taki skromny, misiu!

– Nie, Kitty, skromnością to ja nie grzeszę.

– Wiesz, czuję, że jesteś tuż, tuż. Czuję, że trzymasz mnie na kolanach, a ja patrzę ci w oczy. Sama mam wielkie niebieskie oczy.

Nachylasz się do mnie, zaraz mnie pocałujesz!

– Bredzisz, Kitty. Siedzę sam, sącząc szkocką i wsłuchując się w deszcz.

– Posłuchaj, Nick, musisz wysilić nieco wyobraźnię. Popuść wodze fantazji, a zobaczysz, jak może być przyjemnie. Podoba ci się mój głos? Nie uważasz, że jest choć trochę… seksowny?

– Trochę, ale nie za bardzo. Raczej zachrypnięty. Jesteś przeziębiona?

– Nick, Nick, mój skarbie, taka gorąca dziewczyna jak ja nie bywa przeziębiona!

– Co?

– Powiedziałam, że taka gorąca dziewczyna jak ja nie bywa przeziębiona!

– Ale masz chrypę. Może za dużo palisz.

– Nie biorę papierosów do ust, Nick. Tylko coś zupełnie innego.

– Co, Kitty?

– Nie domyślasz się?

– Nie.

– Spójrz w dół, Nick.

– Dobra.

– Co widzisz?

– Szklankę. Telefon.

– Co jeszcze, Nick?

– Buty…

– Nick, a to wielkie coś, co sterczy do przodu, kiedy tak sobie rozmawiamy… co to?

– To? To mój tłusty bebech!

– Mów do mnie, Nick. Słuchaj mojego głosu, myśl o tym, że siedzę ci na kolanach, sukienka podjeżdża mi do góry, widzisz moje kolana, moje uda. Mam długie blond włosy. Opadają mi na ramiona.

Myśl o mnie, Nick, myśl o mnie…

– No dobra…

– I co teraz widzisz, Nick?

– To samo. Telefon, buty, szklankę, swój bebech…

– Jesteś niegrzecznym chłopcem, Nick! Mam ochotę przyjechać do ciebie i dać ci parę klapsów! A może sam chciałbyś mi sprawić lanie, Nick?

– Co takiego?

– W pupę. W pupę, Nick!

– Kitty…

– Tak?

– Przepraszam, ale muszę odejść na chwilę. Muszę iść do łazienki.

– Och, Nick, wiem, co chcesz zrobić! Ale wcale nie musisz iść do łazienki, możesz to przecież zrobić rozmawiając ze mną!

– Nie, nie mogę, Kitty. Muszę się odlać.

– Nick, uważam naszą rozmowę za zakończoną!

Rozłączyła się.

Poszedłem do łazienki i wysikałem się. Stojąc nad klozetem wciąż słyszałem bębnienie deszczu. Kiepska była ta rozmowa z Kitty, ale przynajmniej pomogła mi przestać myśleć o Czerwonym Wróblu i innych sprawach. Spuściłem wodę, umyłem ręce, popatrzyłem w lustro, zrobiłem do siebie oko i wróciłem napić się szkockiej.

45

Nazajutrz znów siedziałem w biurze. Czułem się nie spełniony i, szczerze mówiąc, dość niechętnie nastawiony do życia. Tkwiłem w martwym punkcie, reszta świata też. Wszyscy po prostu zbijaliśmy bąki, czekając na śmierć i zajmując się czymkolwiek, żeby wypełnić czas. Niektórzy z nas nie robili nic. Byliśmy jak warzywa. Ja również. Nie wiem, jakim byłem warzywem. Czułem się jak rzepa. Zapaliłem cygaro, zaciągnąłem się i udawałem, że wiem, co jest, kurwa, grane.