Выбрать главу

Na ścianach biura nie było odpowiedzi. Zaczynałem wariować, wyobrażałem sobie, że jestem w łóżku z Panią Śmierć, z Cindy i z Jeannie Nitro, ze wszystkimi trzema naraz. Za dużo. Włożyłem melonik i wyszedłem z biura.

Znalazłem się na torze wyścigowym. Hollywood Park. Nie było gonitw. Odbywały się w Oak Tree. Ale transmitowano je stamtąd i można było normalnie obstawiać.

Wjechałem na górę ruchomymi schodami. Jakiś facet wpadł na mnie, otarł się o moją tylną kieszeń.

– O, przepraszam – powiedział.

Zawsze noszę portfel w przedniej lewej kieszeni spodni. Człowiek uczy się, uczy się z czasem.

Doszedłem do klubu dla członków. Zajrzałem do środka. Same staruchy. Ale nadziane. Jak im się udało zbić tyle szmalu? Ile człowiekowi potrzeba? I o co właściwie chodzi? Wszyscy umieramy bez grosza przy duszy, a większość również żyje w ten sposób. Ogłupiająca gra. Samo włożenie butów rano to już jakieś zwycięstwo.

Pchnąłem drzwi i wszedłem do pomieszczeń klubowych. Zobaczyłem mojego sąsiada, listonosza, który stał i sączył kawę. Podszedłem do niego.

– Kto cię tu, kurwa, wpuścił? – zapytałem.

Twarz miał wciąż spuchniętą.

– Belane, zabiję cię – rzekł.

– Nie pij kawy, bo nie będziesz mógł spać po nocach.

– Załatwię cię, Belane. Twoje dni są policzone.

– Który koń podoba ci się w pierwszej gonitwie? – zapytałem.

– Dog Ears.

– Masz – powiedziałem, dając mu 2 dolce. – Może ci się poszczęści.

– Hej, dzięki, Belane!

– Nie ma o czym mówić. – Oddaliłem się.

Pech zawsze prześladuje człowieka. Nigdy nie daje mu spokoju. Ani chwili odpoczynku.

Podszedłem do bufetu i poprosiłem o dużą kawę.

– Który koń podoba ci się w pierwszej, Belane? – spytała kelnerka.

– Nie powiem, bo jak go oboje obstawimy, wygrana spadnie do zera.

– Gnojek – burknęła.

Zabrałem napiwek, który zdążyłem położyć na kontuarze, i schowałem do kieszeni. Znalazłem wolne miejsce blisko ekranu, usiadłem i otworzyłem „Informator wyścigowy”. Po chwili usłyszałem za sobą głos.

– Myślałeś, że się wymigasz tymi 2 dolcami, Belane? Akurat!

Już po tobie.

To był listonosz. Wstałem i odwróciłem się.

– W takim razie oddaj mi, kurwa, moje 2 dolce!

– Nic z tego!

– Bo sprawię ci kolejne manto – zagroziłem.

Uśmiechnął się i doskoczył do mnie. Poczułem na brzuchu ostrze noża. Sam czubek, resztę listonosz zasłaniał palcami.

– Jeden zły ruch i 15 centymetrów zimnej stali rozharata ten twój tłusty bebech!

– Dlaczego nie jesteś w pracy? Kto, do cholery, roznosi dziś listy?

– Zamknij mordę! Zastanawiam się, czy cię zaszlachtować czy nie.

– Stary, mogę ci dać 10 dolców, żebyś postawił na Dog Ears.

– Ile?

– 20.

– Ile?

Poczułem, jak czubek noża wbija mi się w skórę.

– 50.

– Dobra, sięgnij do portfela, wyjmij 50 dolców i wsuń mi do kieszeni koszuli.

Poczułem, jak krople potu ściekają mi z włosów za uszy. Z przedniej lewej kieszeni spodni wyciągnąłem portfel, wyjąłem 50 dolarów i wsunąłem listonoszowi do kieszeni na piersi. Nacisk noża zelżał.

– Teraz usiądź, otwórz informator i zacznij czytać.

Usłuchałem. Poczułem czubek noża na karku.

– Masz szczęście – oświadczył listonosz.

I poszedł sobie.

Dopiłem kawę. Po czym wstałem i ruszyłem do wyjścia. Zjechałem na dół ruchomymi schodami, udałem się na parking i wsiadłem do garbusa. Czasem ma się po prostu zły dzień. Dotarłem do Hollywood, zaparkowałem byle gdzie i wszedłem do najbliższego kina. Kupiłem prażoną kukurydzę, jakiś napój i usiadłem na sali. Film już leciał, ale w ogóle nie patrzyłem na ekran. Gryzłem kukurydzę, sączyłem napój i zastanawiałem się, czy Dog Ears wygrał pierwszą gonitwę.

21

Tej nocy nie mogłem zasnąć. Piłem piwo, piłem wino, piłem wódkę. Wszystko na nic.

Żadnej sprawy nie udało mi się rozwiązać. Wszystko było w zawieszeniu. Ojciec ostrzegał mnie, że wyrosnę na nieudacznika. Sam był nieudacznikiem. Złe geny.

Włączyłem telewizor. Mam jeden w sypialni. Na ekranie ukazała się dziewczyna, która powiedziała, że porozmawia ze mną i postara się, aby było mi przyjemnie. Muszę tylko mieć kartę kredytową. Nie zdecydowałem się. Potem twarz dziewczyny znikła, a na jej miejscu pojawiła się twarz Jeannie Nitro.

– Belane, nie chcę, żebyś się wtrącał w moje sprawy – oświadczyła.

– Co? – spytałem.

Kiedy powtórzyła to samo, wyłączyłem telewizor. Nalałem sobie kolejną porcję wódki. Zgasiłem światła i usiadłem po ciemku w pościeli. Pociągnąłem spory haust.

Wtem rozległo się głośne bzyczenie, jakby rój pszczół krążył nad przewróconym ulem. Po czym błysnęło fioletowe światło i nagle w pokoju zjawiła się Jeannie Nitro. O mało się nie posikałem ze strachu.

– Przestraszyłeś się, Belane? – zapytała.

– A skąd! – odparłem. – Ale co to za maniery? Nie wiesz, że trzeba zapukać?

Jeannie Nitro rozejrzała się po pokoju.

– Przydałaby ci się służąca – stwierdziła. – Co za chlew!

Dopiłem wódkę i cisnąłem szklankę na ziemię.

– Gadaj, co chcesz, i tak dobiorę ci się do tyłka!

– Gówniany z ciebie detektyw. Brakuje ci trzech rzeczy.

– Taa? Na przykład?

– Inwencji, inteligencji i ikry.

– Co ty nie powiesz? Rozgryzłem cię, laluniu.

– Czyżby?

– Dowalasz się do Groversa, bo jest przedsiębiorcą pogrzebowym, a tobie potrzeba trupów, żeby twoi kumple z kosmosu mogli w nich zamieszkać.

Usiadła w fotelu, poczęstowała się moim papierosem, zapaliła i parsknęła śmiechem.

– Czy ja wyglądam tak, jakbym mieszkała w trupie?

– Nie bardzo.

– Sami potrafimy tworzyć ciała. Patrz!

Znów rozległo się bzyczenie, znów błysnęło fioletowe światło i w rogu sypialni pojawiła się druga Jeannie Nitro. Stała przy mojej roślinie doniczkowej.

– Cześć, Belane – powiedziała.

– Cześć, Belane – powtórzyła Jeannie Nitro siedząca w fotelu.

– Cholera, naprawdę możesz być w dwóch ciałach równocześnie? – zapytałem.

– Nie – odparła Jeannie Nitro siedząca w fotelu.

– Ale mogę przeskakiwać z ciała do ciała – wyjaśniła Jeannie Nitro stojąca obok doniczki.

Wstałem z łóżka, podniosłem szklankę i nalałem do niej wódki.

– Spisz w gaciach? – zdziwiła się jedna Jeannie Nitro.

– Obrzydliwe – skomentowała druga.

Wróciłem ze szklanką do łóżka i oparłem się o poduszkę. Ponownie bzyknęło, błysnęło i Jeannie stojąca obok doniczki znikła. Spojrzałem na tę w fotelu.

– Słuchaj, Grovers wynajął mnie, żebym go od ciebie uwolnił – oświadczyłem. – I zamierzam to zrobić.

– Jesteś całkiem mocny w gębie jak na faceta, który ledwo umie zawiązać sobie sznurowadła.

– Tak myślisz? Radziłem sobie z o wiele trudniejszymi przeciwnikami od ciebie!

– Naprawdę? Opowiedz mi o nich.

– Nie zdradzam szczegółów spraw, które prowadziłem. To poufne informacje.

– Poufne czy wyssane z palca?

– Nie denerwuj mnie, Jeannie, bo…

– Bo co?

– Bo… – Uniosłem szklankę. Nagle ręka znieruchomiała mi 5 centymetrów od ust. Nie byłem w stanie drgnąć.

– Jesteś tylko podrzędnym łapsem, Belane. Nie igraj ze mną.

Tym razem ci daruję. Masz szczęście.

Masz szczęście. Po raz drugi słyszałem to samo w ciągu ostatnich 12 godzin.

Rozległo się bzyczenie, błysnęło fioletowe światło i Jeannie Nitro znikła.

Siedziałem w pościeli, nie mogąc się poruszyć, ze szklanką 5 centymetrów od ust. Siedziałem i czekałem. Miałem czas, żeby podumać nad swoją karierą. Nie było się nad czym specjalnie zastanawiać. Może wybrałem zły zawód. Ale było za późno, żeby zaczynać wszystko od początku.