Выбрать главу

– CO ROBIĘ? CO ROBIĘ? JAK TO CO? A PAN GDZIE BYŁ, DO JASNEJ CHOLERY?

– W TOALECIE. DLACZEGO TAK PAN WRZESZCZY?

Wskazałem na trumnę.

– BO TAM LEŻY TRUP! BABKA Z CYCAMI JAK MELONY!

Grovers podszedł do trumny i podniósł wieko.

– Tu nie ma żadnych zwłok, panie Belane.

– Co?

Podszedłem i zajrzałem. Trumna była pusta. Odwróciłem się błyskawicznie i złapałem Groversa za klapy marynarki.

– Nie ze mną takie numery, szczylu! Widziałem ją! Widziałem jej cipę! Młoda, ładna laska, tyle że martwa. Zasrane wampiry, ty i ten twój… jak mu tam… Billy French! Kawały się was trzymają, co? Ale nic z tego, bratku!

– Nie robimy panu żadnych kawałów, Belane. Ma pan halucynacje.

Puściłem jego klapy.

– Przepraszam, powinienem był się domyślić – powiedziałem.

– Domyślić?

– Tak, że to sztuczka Jeannie Nitro. Miesza mi w głowie. Wie, że pracuję dla pana.

– Nie widziałem jej ostatnio. Może już jej nie ma.

– Jest, jest, panie Grovers. Czeka.

– Na co?

– Jeszcze nie wiem.

Obróciłem się na pięcie i omiotłem wzrokiem pomieszczenie.

– Grovers, ile macie tu teraz nieboszczyków? No, szybko!

– Przygotowujemy dwóch. Są w Sali Snu.

– Muszę ich zobaczyć!

– Co?

– Chce pan, żebym panu pomógł, czy nie?

– No… chcę.

– Więc muszę obejrzeć tych dwóch umarlaków.

– Dlaczego?

– Nie zgadnie pan, jeśli panu powiem.

– Słucham?

– Nieważne. Niech mi pan ich pokaże i koniec.

– Nigdy tego nie robimy.

– Ale to wyjątkowa sytuacja! Szybko!

– Dobrze. Proszę za mną.

Przeszliśmy do Sali Snu. Szykowna. Ciemna. Oświetlona świecami. Stały w niej 3 trumny.

– Dobra, otwieraj pan – powiedziałem do Groversa.

– Czy mógłby mi pan wytłumaczyć dlaczego?

– Jeannie Nitro chce ulokować w trupach swoich kumpli z kosmosu. Dać im powłokę, kryjówkę. Coś jak skorupa żółwia. Nitro Me to przecież zwłoki, już postępuje w nich rozkład. Zresztą zostaną zakopane w ziemi. Jaki pożytek mieliby z nich?

Chowają się w trupach do czasu pogrzebu, a potem przenoszą do następnych umarlaków.

Me jeśli chcą się schować, dlaczego mieliby to robić w:h? Dlaczego nie w jaskiniach, cysternach czy czymś takim?;o nie w ciałach żywych ludzi?

Rusz pan głową! Żywi ludzie czuliby ich obecność. Niech dera te trumny, Grovers! Myślę, że w środku są kosmici! Chyba pan oszalał, Belane! No już, otwieraj pan!

Grovers otworzył pierwszą trumnę. Całkiem ładna, dębowa. Trup, który w niej leżał, miał ze 38 lat i szopę rudych włosów.

Był ubrany w tani garnitur.

Odwróciłem się i spojrzałem na Groversa. Jeden z nich w nim siedzi. Skąd pan wie?

Widziałem, jak się poruszył. Co?

Poruszył się! Wyciągnąłem rękę i chwyciłem trupa za szyję.

No już, wynocha! Wynocha! Wiem, że tu jesteś!

Kiedy poruszyłem jego głową, usta otworzyły się nieco i wypadł z nich kawałek waty.

Odskoczyłem.

O, KURWA! CO TO? – Grovers jęknął cicho.

Belane, męczyłem się z godzinę, wypychając mu policzki, wyglądał ładnie i zdrowo! A teraz znów się zapadły! Będę się męczyć od początku!

Przepraszam, nie wiedziałem. Ale zaraz ich dorwiemy! pan otwiera następną trumnę. Szybko!

Proszę samemu ją otworzyć. To naprawdę obrzydliwe. Nie wiem dlaczego się zgodziłem. Musiałem zwariować, odszedłem do sosnowej trumny i uniosłem wieko. Spojrzałem, zamurowało mnie. Nie wierzyłem własnym oczom.

– Czy to jakiś żart, Grovers? Jeśli tak, to bardzo kiepski. Wcale nie zabawny.

Mężczyzną leżącym w trumnie byłem ja. Trumna była wyłożona aksamitem, a ja miałem na ustach woskowy uśmiech. Ubrany byłem w wymięty ciemnobrązowy garnitur, a w skrzyżowanych na piersi dłoniach trzymałem białego goździka.

Odwróciłem się do Groversa.

– Co tu jest grane, koleś? Skąd go wytrzasnąłeś?

– Co? To jest pan Andrew Douglas, zmarł nagle na zawał.

Od kilkudziesięciu lat był jednym z filarów miejscowej społeczności.

– Nie wciskaj mi ciemnoty, Grovers. Ten sztywniak to ja! Ja!

– Nonsens – rzekł Grovers. Podszedł bliżej i zajrzał do trumny.

– To pan Douglas.

Zerknąłem jeszcze raz. W trumnie leżał stary, siwy facet – mógł mieć 70, 80 lat. Wyglądał całkiem nieźle, bo pokryli mu różem policzki i pociągnęli szminką usta. Skóra lśniła mu jak nawoskowana. Nie, to nie byłem ja.

– Jeannie Nitro znów zrobiła mnie w konia – powiedziałem.

– Chyba coś się panu miesza w głowie, panie Belane.

– Zamknij się pan.

Potrzebowałem się zastanowić. To wszystko musiało mieć jakiś sens. Jakoś do siebie pasować.

W drzwiach stanął nie znany mi mężczyzna.

– Przygotowałem zwłoki, Hal ~ oznajmił.

– Dziękuję, Billy. Możesz iść.

Billy French odwrócił się i wyszedł.

– Chryste, Grovers, on nawet nie umył rąk!

– Co takiego?

– Widziałem na jego rękach krew!

– Nonsens.

– Widziałem krew.

– Panie Belane, chce pan zajrzeć do trzeciej trumny? Pewien klient zamówił ją z góry.

Wbiłem w nią wzrok.

– I leży w niej? – zapytałem.

– Nie, wciąż żyje. Trumna jest pusta. Kupił ją na zapas. Jeśli ktoś kupuje trumnę za życia, dostaje 10% rabatu. Może miałby pan ochotę skorzystać z naszej oferty? Posiadamy naprawdę wspaniały asortyment.

– Dzięki, Grovers, ale muszę pędzić… Skontaktuję się z panem.

– Czy to jakiś żart, Grovers? Jeśli tak, to bardzo kiepski. Wcale nie zabawny.

Mężczyzną leżącym w trumnie byłem ja. Trumna była wyłożona aksamitem, a ja miałem na ustach woskowy uśmiech. Ubrany byłem w wymięty ciemnobrązowy garnitur, a w skrzyżowanych na piersi dłoniach trzymałem białego goździka.

Odwróciłem się do Groversa.

– Co tu jest grane, koleś? Skąd go wytrzasnąłeś?

– Co? To jest pan Andrew Douglas, zmarł nagle na zawał.

Od kilkudziesięciu lat był jednym z filarów miejscowej społeczności.

– Nie wciskaj mi ciemnoty, Grovers. Ten sztywniak to ja! Ja!

– Nonsens – rzekł Grovers. Podszedł bliżej i zajrzał do trumny.

– To pan Douglas.

Zerknąłem jeszcze raz. W trumnie leżał stary, siwy facet – mógł mieć 70, 80 lat. Wyglądał całkiem nieźle, bo pokryli mu różem policzki i pociągnęli szminką usta. Skóra lśniła mu jak nawoskowana. Nie, to nie byłem ja.

– Jeannie Nitro znów zrobiła mnie w konia – powiedziałem.

– Chyba coś się panu miesza w głowie, panie Belane.

– Zamknij się pan.

Potrzebowałem się zastanowić. To wszystko musiało mieć jakiś sens. Jakoś do siebie pasować.

W drzwiach stanął nie znany mi mężczyzna.

– Przygotowałem zwłoki, Hal – oznajmił.

– Dziękuję, Billy. Możesz iść.

Billy French odwrócił się i wyszedł.

– Chryste, Grovers, on nawet nie umył rąk!

– Co takiego?

– Widziałem na jego rękach krew!

– Nonsens.

– Widziałem krew.

– Panie Belane, chce pan zajrzeć do trzeciej trumny? Pewien klient zamówił ją z góry.

Wbiłem w nią wzrok.

– I leży w niej? – zapytałem.

– Nie, wciąż żyje. Trumna jest pusta. Kupił ją na zapas. Jeśli ktoś kupuje trumnę za życia, dostaje 10% rabatu. Może miałby pan ochotę skorzystać z naszej oferty? Posiadamy naprawdę wspaniały asortyment.

– Dzięki, Grovers, ale muszę pędzić… Skontaktuję się z panem.

Obróciłem się na pięcie i ruszyłem do drzwi. Wyszedłem do hallu, a następnie na świeże powietrze. Świeże, przyjemne powietrze. Każdy palant, który za życia kupuje sobie trumnę, trzepie konia 6 razy w tygodniu.

Wsiadłem do garbusa, zapaliłem silnik i włączyłem się w ruch. Jakiemuś gościowi w furgonetce wydawało się, że zajechałem mu drogę. Puknął się w czoło. Ja również.