Выбрать главу

– Odkąd tu byłeś, to nie. A co, interesujesz się tym ptaszkiem?

– Można tak powiedzieć.

I jak na zawołanie, nagle wszedł. On. Celinę.

Przecisnął się obok nas, pomaszerował do jednej z półek i wyciągnął książkę.

Podszedłem do niego. Bardzo blisko. Trzymał podpisany egzemplarz Kiedy umieram. Zauważył mnie.

– W dawnych czasach życie pisarzy było ciekawsze od ich książek – rzekł. – A teraz ani ich życie, ani książki nie są interesujące.

Wsunął Faulknera na miejsce.

– Mieszka pan w pobliżu? – zapytałem.

– Może. A pan?

– Kiedyś miał pan francuski akcent, prawda?

– Może. A pan?

– O nie, bynajmniej. Nikt panu nigdy nie mówił, że jest pan do kogoś podobny?

– Wszyscy jesteśmy do kogoś podobni, bardziej czy mniej.

Ma pan papierosy?

– Oczywiście.

Sięgnąłem po paczkę.

– To niech pan wyjmie jednego i zapali, dobrze? Bardzo proszę. Będzie pan miał jakieś zajęcie.

Skierował się do wyjścia.

Zapaliłem papierosa, zaciągnąłem się. Po czym ruszyłem za facetem. Skinąłem Redowi głową na pożegnanie i wyszedłem na ulicę. Akurat w porę, żeby zobaczyć, jak gość wsiada do fiata, rocznik 1989, zaparkowanego przy krawężniku. A co za wóz stał zaparkowany tuż za nim? Mój garbus. Ale miałem szczęście! Czasami los, kurwa, uśmiecha się do człowieka! W dodatku po raz pierwszy od miesięcy udało mi się znaleźć tak dogodne miejsce do parkowania! Wskoczyłem do wozu, nacisnąłem na gaz i ruszyłem za fiatem.

Jechał Hollywood Boulevard na wschód.

Pani Śmierć, pomyślałem, niech pani tylko patrzy, jak wiernie pani służę.

O mało go nie zgubiłem przy następnym skrzyżowaniu, bo światło zmieniło się na czerwone, ale przejechałem i tak. Nic się nie stało, tylko zbluzgała mnie jakaś mała staruszka w cadillacu. Uśmiechnąłem się do niej.

Wkrótce znaleźliśmy się na autostradzie wiodącej do Hollywood, a słońce przebiło się przez chmury. Nie traciłem Celine'a z oczu. Czułem się fajnie. Może dam sobie wyssać tłuszcz przez rurkę, pomyślałem, wciąż jestem młodym facetem. Mam przed sobą kupę lat życia.

Potem Celinę skręcił na Harbor Freeway.

Potem na autostradę Santa Monica.

Potem na autostradę San Diego. W kierunku południowym.

Potem zjechał z autostrady, a ja za nim. Okolica wyglądała znajomo. Trzymałem się kilkadziesiąt metrów za nim. Miałem nadzieję, że nie spogląda zbyt często do lusterka.

Potem zobaczyłem, że zwalnia, podjeżdża do krawężnika i staje. Zaparkowałem nieco dalej i nadal go obserwowałem.

Wysiadł z wozu, minął kilka domów, rozejrzał się i przeszedł przez jezdnię. Zatrzymał się, znów rozejrzał i wszedł na schodki wiodące do pewnego domu. Stanął na ganku, rozejrzał się i zapukał. Dom był duży i wyglądał znajomo.

Drzwi się otworzyły i Celinę wszedł do środka.

Przejechałem wolno obok domu. Poznałem, że właśnie tu mieszka Al Ed Upek. Była dopiero 2.30. Czerwony mercedes Cindy stał zaparkowany na podjeździe.

Okrążyłem kwartał i zatrzymałem wóz na poprzednim miejscu.

Pomyślałem, że upiekę dwie pieczenie przy jednym ogniu. Dobiorę się i do Celine'a, i do tyłka Cindy.

Dam im trochę czasu. 10 minut.

Kiedy byłem w podstawówce, mieliśmy nauczycielkę, która zapytała: „Kim chcecie być, jak dorośniecie?” Większość chłopaków twierdziła, że strażakami. Kretyni, przecież można się poparzyć. Kilku oświadczyło, że chce zostać lekarzami albo prawnikami, ale nikt nie powiedział: „Chcę być detektywem”. No a teraz ja byłem detektywem. Aha, kiedy podeszła do mnie, to bąknąłem: „Nie wiem…”

10 minut minęło. Chwyciłem kamerę wideo, zatrzasnąłem kopniakiem drzwi wozu i ruszyłem w stronę domu. Czując, że lekko drżę, wciągnąłem głęboko powietrze i wbiegłem na ganek. Zamek nie nastręczał kłopotu. W ciągu 45 sekund dostałem się do środka.

Idąc przez hali usłyszałem głosy. Podszedłem do drzwi. Byli po drugiej stronie. Słyszałem ich. Mówili cicho. Przyłożyłem ucho.

Dobiegł mnie głos Celine'a.

– Nie ma co się wahać… nie ma co się zastanawiać, kiedy się czegoś pragnie…

– Ale… – to był głos Cindy – sama nie wiem… A jeśli Al się dowie?

– Nigdy się nie dowie…

– Al bywa gwałtowny…

– Nigdy się nie dowie. Trzeba myśleć o swoim szczęściu…

– Tak, wiem – powiedziała Cindy. – Wiem, że właśnie tego pragnę…

– Więc nie wolno wahać się dłużej…

Odczekałem kilka sekund, po czym kopniakiem otworzyłem drzwi i wycelowałem kamerę. Była włączona, obraz miał dobrą ostrość.

Siedzieli przy stoliku i wyglądało na to, że Cindy zabiera się do podpisania jakichś dokumentów. Podniosła głowę i zaczęła krzyczeć.

– O, kurwa! – zakląłem.

Opuściłem kamerę.

– Co tu, u licha, się dzieje? – spytał Celinę. – Co to za typ?

– Nigdy go nie widziałam na oczy!

– A ja tak – oznajmił Celinę. – Kręci się po antykwariacie i zadaje głupie pytania.

– Wezwę policję! – zawołała Cindy.

– Chwileczkę! Mogę wszystko wyjaśnić!

– Mam nadzieję – oświadczyła.

– Ja też – dodał Celinę.

Nie wiedziałem, od czego zacząć. Stałem bez słowa.

– Dzwonię na policję. Już!

– Chwileczkę – powiedziałem. – Wynajął mnie pani mąż, Al Ed Upek. Jestem detektywem.

– Wynajął cię? Po co??

– Żebym dobrał się pani do tyłka.

– Żebyś dobrał mi się do tyłka?!

– Tak, przyłapał panią na gorącym uczynku!

– Przecież ja jestem tylko agentem ubezpieczeniowym! – zaprotestował Celinę. – Namawiałem tę panią do kupna polisy, kiedy wparował pan z kamerą!

– Przepraszam, to pomyłka. Proszę pozwolić mi ją naprawić!

– A jak, do cholery, zamierzają pan naprawić? – spytał Celinę.

– Jeszcze nie wiem. Bardzo mi przykro. Ale coś wymyślę, obiecuję.

– To jakiś przygłup – stwierdziła Cindy. – Imbecyl!

– Przepraszam. Już sobie idę. Zadzwonię.

– Nie ruszaj się! Oddamy cię w ręce policji! – oznajmiła Cindy.

– Muszę iść, spieszy mi się – powiedziałem.

– O nie, nic z tego! – zawołała Cindy. – Nigdzie nie pójdziesz!

Nacisnęła przycisk dzwonka w chwili, kiedy wykonałem krok w stronę drzwi. Natychmiast stanęła w nich wierna kopia King Konga. Facet był ogromny. Ruszył wolno na mnie.

– Hej, mały, chcesz cukierka? – zapytałem.

– To ciebie schrupię, gnojku!

– A może chcesz jakąś zabawkę? Czym lubisz się bawić?

King Kong zignorował moje pytania. Zwrócił się do Cindy.

– Mam go zabić?

– Nie, Brewster. Ale załatw tak, żeby przez pewien czas nie mógł chodzić.

– Już się robi.

Był coraz bliżej.

– Słuchaj, Brewster, na kogo głosowałeś podczas ostatnich wyborów prezydenckich?

– Hę?

Zatrzymał się, żeby się zastanowić.

Z całej siły cisnąłem kamerę w stronę jego ukochanej zabawki. Idealnie trafiłem w cel. Facet zgiął się wpół, chwytając się za krocze.

Podbiegłem, złapałem kamerę i wyrżnąłem go w kark. Usłyszałem trzask pękającego obiektywu.

King Kong przewrócił się. Padł nieprzytomny twarzą na kanapę. Połowa jego cielska leżała na kanapie, reszta na podłodze.

Podniosłem szczątki kamery.

Spojrzałem na Cindy.

– I tak dobiorę ci się do tyłka – powiedziałem.

– Ten facet jest stuknięty! – zawołała.

– Chyba ma pani rację – oświadczył Celinę.

Obróciłem się na pięcie i czym prędzej wyszedłem.

Kolejny zmarnowany dzień.

15

Nazajutrz tkwiłem w biurze. Znalazłem się w ślepym zaułku. Miałem za sobą straszną noc. Upiłem się w nadziei, że zdołam zasnąć. Ale moje mieszkanie ma za cienkie ściany. Słyszałem każde słowo sąsiadów…

– Hej, kochanie, moja tubka pełna jest białego kremu, musimy trochę wycisnąć, bo jeszcze gotowa pęknąć!