Skończyła się pakować i zamknęła torbę. Pokój wyglądał tak, jakby nigdy jej tu nie było. Pozostało więc już tylko napisać do Nathana kartkę w sprawie rybek.
Drogi Nathanie…
Przerwała, stukając nerwowo długopisem o stół.
…na jakiś czas przenoszą się do mojej siostry, Eriki. Byłabym ci bardzo wdzięczna, gdybyś zechciał raz dziennie karmić rybki. Pokarm stoi obok akwarium. Z góry dziękuję. Erin Westchnęła z ulgą i zastukała przez szybę do rybek.
– Zabiorę was stąd tak prędko, jak tylko się da. Potem wzięła torbę i z kartką w zębach ruszyła na dół. Postanowiła przyczepić ją do lodówki.
– Co ty wyprawiasz na miłość boską?!
Powinna się już przyzwyczaić do jego szyderczego tonu. Tym razem jednak przestraszył ją. Znowu. Wchodził po schodach, patrząc na nią z wyrzutem. Włosy miał potargane od wiatru. Kiedy spotkali się pierwszy raz, wyglądał bardzo podobnie. Wtedy, przy oknie…
– Tak trudno się domyślić?
– Czyżbyś chciała zostawić mnie tu samego? – Schylił się i podniósł kartkę, która bezszelestnie wylądowała u jego stóp. Rzucił na nią okiem. – Bingo! – zawołał.
– A miałaś się mną zająć. To przeze mnie?
Erin postawiła torbę na podłodze. Chciała zaprzeczyć, ale jaki to miało sens? Powód, dla którego opuszczała dom brata, był aż nazbyt oczywisty.
– Przykro mi, Nathan, ale nie mogę tu dłużej zostać.
– Ruszyła schodami w dół.
– Zaczekaj – powiedział pospiesznie i położył jej rękę na ramieniu. – Porozmawiajmy…
Ona jednak zacięła się w sobie i schodziła w milczeniu.
– Erin, mówię poważnie, porozmawiajmy…
– Nie zamierzam z tobą spać – wypaliła prosto z mostu. – Nie będzie pocałunków, nie będzie seksu, nie będzie flirtowania! Nie ze mną!
– Zgoda, nie będzie. – Kiwnął głową. Usiadł na schodach, po czym pociągnął ją za rękaw tak, że i ona usiadła.
– Nie chciałem ci się narzucać, Erin…
– Wiem, nie o to chodzi i nie tego się obawiam. To moja wina. Między nami jest takie dziwne napięcie, którego nie powinno być.
– Ale dlaczego nie powinno?
– Nie będę się przed tobą tłumaczyć, nie muszę ci chyba podawać powodu, dla którego nie chcę iść z tobą do łóżka.
– Jasne, że nie. Ale chętnie bym się dowiedział, dlaczego nie chcesz dać nam szansy.
Łagodność jego głosu stała się przyczyną jej zguby. A wszystko mogłoby być takie proste…
– O nie, ty płaczesz…
– Nie bój się, od tego się nie umiera.
– Nie mam wobec ciebie złych zamiarów, Erin…
Dała się przytulić, rozkoszując się emanującym od niego ciepłem i zapachem, którego nie sposób było zapomnieć. Czuła się tak bezpiecznie w jego ramionach i nie miało żadnego znaczenia, że siedzieli w jakiejś kompletnie pokracznej pozycji w połowie długości schodów.
– Powiedz, co cię tak przeraża?
Erin zamknęła oczy. A może faktycznie powinna mu wytłumaczyć, dlaczego nie może teraz myśleć o żadnym związku z mężczyzną?
– Sally i Tom mogliby poczuć się w jakiś sposób urażeni, że my w ich domu… i w ogóle… – zaczęła.
– Urażeni? A niby dlaczego?
– No bo wyobraź sobie tylko, jaka wytworzy się atmosfera, gdy będzie już po wszystkim. A Sally i Tom, jak oni będą się czuć? Jakby znaleźli się między młotem a kowadłem.
– Wydaje mi się, że przesadzasz. Po pierwsze, jak sama zauważyłaś, bywam tu bardzo rzadko, a po drugie, trudno dziś prorokować, co by było, gdyby…
– Poza tym, wcale mi nie zależy na tym, żeby przechodzić jeszcze raz przez to, co zgotowali nam nasi rodzice… A na to nie ma gwarancji…
– To prawda. Ale co właściwie wydarzyło się w waszym domu rodzinnym? – zainteresował się Nathan.
– Na pozór nic szczególnego, samo życie. Rodzice wcześnie się pobrali i w ciągu dwóch lat dorobili się trójki dzieci… Gdy urodził się Thomas, mieli zaledwie po siedemnaście lat! Nie wiedzieli jeszcze wówczas, co ich czeka, co to znaczy założyć rodzinę, mieć dzieci. To wszystko ich przerastało, więc kłócili się nieustannie i ranili nawzajem. Mało brakowało, a pourywaliby sobie głowy, i to nie było zabawne dla nas, dzieci.
– Z pewnością, rozumiem. Ale czy nie sądzisz, że nasza sytuacja nie ma nic wspólnego z tamtą historią? Po pierwsze jesteśmy starsi i dojrzalsi, a poza tym wcale nie mam ochoty skręcić ci karku. O wiele bardziej nadaje się do całowania, jest taki ponętny, aksamitny… – zamruczał i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, poczuła na szyi dotyk jego gorących warg.
– Dlaczego wciąż mi to robisz? – odsunęła się zdenerwowana, pocierając dłonią szyję, jakby chciała zetrzeć ślad pocałunku.
– A co ja takiego robię?
– Robisz mi mętlik w głowie i powodujesz, że… – cię pragnę, dodała już w myślach. – Między nami nic nie może się wydarzyć, Nathan, i jeśli jedynym sposobem, by temu zapobiec, jest wyniesienie się stąd, zrobię to bez wahania.
– Nie możesz odejść, Sally nigdy mi tego nie wybaczy.
– Nie rozśmieszaj mnie. Dla Sally jesteś pierwszy po Bogu, nie usłyszysz od niej nawet słowa wyrzutu.
– Nie byłbym tego taki pewien, ale skoro nie możemy tu zostać razem, ja wyjadę. Ty byłaś tu pierwsza i tobie Sally powierzyła opiekę nad domem, nie mnie.
– Skoro tak bardzo martwisz się o reakcję Sally, zastanów się, co się stanie, gdy twoja siostra dowie się, że cię stąd wygoniłam?
– A ty w takim razie pomyśl o jej ukochanych kwiatach! Nie dość, że będzie oczywiste, że odeszłaś z mojej winy, to jeszcze padną wszystkie roślinki. A tego Sally mi nie daruje. Spójrz na te ręce! – Podsunął jej obie otwarte dłonie niemal pod nos. – Wszystkie kwiatki przy mnie usychają, czy je podlewam, czy nie. Mogę robić, co chcę, a i tak nie daje to żadnych efektów.
Miał przy tym tak rozbrajająco szczere oczy, że trudno jej było się nie uśmiechnąć. Wyglądał jak mały chłopczyk, który napsocił, a teraz usiłuje wytłumaczyć, że to nie jego wina.
– To co, zostaniesz? – spytał, ośmielony jej uśmiechem.
– Nie mogę. Zamarł w bezruchu.
– Jak to?
Erin nie mogła dłużej się powstrzymywać. Wybuchła głośnym śmiechem.
– Próbujesz mną manipulować na wszystkie sposoby, co? – spytała.
Roześmiał się także.
– Powoli kończą mi się pomysły, więc może byś tak wreszcie zmiękła. Jak chcesz, mogę wyjechać, to byłoby najbardziej logiczne rozwiązanie. Wyjadę i już. Ale jeżeli się zgodzisz, żebym został, obiecuję solennie traktować cię tak, jakbyś była moją siostrą. Słowo skauta! – zawołał, przykładając rękę do serca.