– Specjalizujesz się w klęskach żywiołowych?
– Nie tylko. Można powiedzieć, że specjalizuję się w cierpieniu. – Zmusił się do uśmiechu i wzruszył ramionami. – Puste twarze ofiar tortur, szkliste spojrzenia tych, którzy przeżyli kataklizmy, przerażone oczy głodujących dzieci, oto moja praca.
– To musi być bardzo trudne – powiedziała cicho.
– Ach – odrzucił jej współczucie. – Pstrykanie zdjęć ma być trudne? To proste. Żyć pośród gwałtu i tortur, w czasie wojny i głodu, kiedy wszystko zostało ci odebrane – to jest trudne. – Chwycił swoją szklankę i opróżnił ją do dna. Patrząc w sufit i nie do końca kontrolując swoje słowa, ciągnął dalej: – Ja zarabiam na ludzkim cierpieniu. To wszystko, czym się zajmuję. A kiedy już jestem zmęczony i mam dość przygnębiających obrazów, lecę sobie do Hiszpanii, żeby odpocząć.
– Co ty mówisz? Pomagasz o wiele bardziej niż my wszyscy. Opowiadasz światu, co się dzieje gdzieś tam, daleko, podczas gdy my wiedziemy tu spokojne i dostatnie życie.
Zdjął jej rękę ze swego ramienia. Nie chciał współczucia, nawet jeśli pochodziło od niej. Współczucie osłabiało, a on potrzebował teraz siły, by dojść do siebie po ostatniej wyprawie, odzyskać swój drapieżny humor, który umożliwiał wykonywanie tego potwornego zawodu. Milczał. Coś ściskało go za gardło i nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Bezwiednie zacisnął dłonie w pięści i gdyby nie jej czuły dotyk, pewnie zasnąłby w tej pozycji. Tak bardzo był zmęczony.
– Nie powinieneś sobie tego wyrzucać, proszę…
– Co ty możesz o tym wiedzieć, mała bibliotekarko… Nie powinienem? – szepnął. – A kto jest tym zerem, tym głupkiem, który nie przyjechał nawet na pogrzeb własnego ojca i zaniedbuje swoją rodzinę? Czy nie za to mnie znienawidziłaś, zaocznie, że tak powiem?
– Nie nienawidzę cię, nie jesteś tym, za kogo cię miałam. Dziś wiem, że musiałeś mieć swoje powody, a ja nie powinnam cię tak pochopnie oceniać.
– A może to właśnie ty masz rację? Gdybym tak naprawdę chciał, to z pewnością zjawiłbym się tutaj w odpowiednim momencie. To wszystko na ten temat.
Erin wstała i pochyliwszy się nad nim, cmoknęła go w czoło.
– Lepiej będzie, jak się położysz. Powinieneś odpocząć. Dobranoc, Nathan.
Nie chciał, żeby odchodziła, ale nie chciał też jej zatrzymywać. Jak to się stało, że tak nagle jakaś kobieta wkroczyła w jego życie? Subtelnymi pytaniami, delikatnym głosem, rozkoszną niewinnością zawojowała jego serce. Do tej pory z nikim nie rozmawiał o swoich problemach. Nawet sam przed sobą nigdy się nie przyznawał, jak mu to wszystko potwornie doskwiera. Wśród kolegów po fachu słynął wręcz ze swojego czarnego humoru. Nie odsłaniał się nigdy. Skrywał wszelkie emocje, jakby nie miał do nich prawa. Może właśnie dlatego okazywanie uczuć własnej rodzinie wydawało mu się takie banalne? Zresztą już jako dziecko czuł się odrzucony przez bliskich. Najpierw czuł smutek, potem wściekłość, gniew, aż w końcu odizolował się od wszystkich, zabarykadował przed światem. Maska uprzejmej obojętności – to było właściwe rozwiązanie. Nie chciał, by kiedykolwiek powróciły paraliżujące odczucia z tamtych lat. A jednak teraz coś zaczynało go dręczyć i z całą pewnością miało to ścisły związek z uroczą bibliotekarką, która, odkąd ją poznał, nieustannie pojawiała się w jego myślach, wprowadzała nieład i zamieszanie do jego życia. Ku swemu zaskoczeniu chciał od niej tego, czego nigdy nie udało mu się uzyskać od rodziców – bezwarunkowej akceptacji. Przeraziła go ta myśl. Zaczął rozglądać się w poszukiwaniu czegoś mocniejszego, w czym mógłby utopić żal. Skąd nagle u niego takie emocje? Kilka uśmiechów, parę skradzionych pocałunków, czuły dotyk dłoni i jakieś drobne szaleństwo na śniegu, i co? I to powód, by zmieniać całe swoje życie? A może tak wygląda miłość? Ale on nauczył się nie ufać miłości. Doskonale pamiętał, jak matka patrzyła na niego tym niepojętym, obcym wzrokiem, jakby dopiero przed chwilą go zauważyła i zastanawiała się, co właściwie robi w jej życiu. Wstrząsnął nim lodowaty dreszcz. Odsunął od siebie ten przygnębiający obraz. Po cichu wszedł na górę i mimo dręczącej tęsknoty ukrytej gdzieś w głębi serca nawet się nie zatrzymał przed drzwiami Erin.
W weekend znowu pojawiły się bliźnięta, tak więc Erin nie miała na nic czasu. Przez kolejny tydzień także praktycznie się nie widywali. Oboje starali się dostosować do reguł gry, a Nathan zdawał się jej wręcz unikać. Trochę ją to bolało, ale przecież sama tego chciała. Skąd zatem brało się przykre uczucie odrzucenia? Miała wrażenie, że tamtego wieczoru powiedział jej więcej, niżby chciał. Teraz była już pewna, że pod płaszczykiem nonszalancji starannie ukrywał swoje demony.
Nadszedł kolejny piątek, a Erin, zamiast tryskać energią, czuła się rozbita i zmęczona. Niby lubiła swoją pracę, ale tak naprawdę wcale nie marzyła o katalogowaniu książek. Pragnęła coś stworzyć, coś napisać, choćby jakiś artykuł z zakresu antropologii.
Od samego rana męczyła się z komputerem, który dziś był wyjątkowo złośliwy i kapryśny.
– Ktoś do pani, pani Avery.
Nie musiała się oglądać, by wiedzieć, że to pani Appleton, która przyszła, by ją powiadomić, że zjawił się klient.
– Tylko zajmij się nim jak należy – syknęła przez zęby. – To może być twoja życiowa szansa. Ten facet potrzebuje jakichś pozycji dotyczących rytuałów plemiennych. Powiedziałam, że jesteś naszym ekspertem w tej dziedzinie.
Erin przywołała na twarz profesjonalny uśmiech.
– To lekka przesada. Nie jestem ekspertem, ale postaram się panu pomóc. – Podniosła wzrok na przybysza i zdębiała. Przed nią stał Nathan.
– Co ty tu robisz? – zapytała, gdy pani Appleton zostawiła ich samych.
– Poszukuję informacji – odparł krótko, uśmiechając się przy tym szeroko.
– O rytuałach plemiennych? – Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Starała się zignorować fakt, że jego widok wywołał w jej głowie całkowity zamęt.
– Oczywiście. A może podejrzewasz mnie, że wymyśliłem sobie taki pretekst tylko po to, żeby cię zobaczyć? – Pochylił się i zniżył głos: – Jeśli mam być szczery, tak właśnie jest, ale nie mów o tym nikomu. – Nagle wyjął z kieszeni notes i powiedział: – Badam zwyczaje plemienne związane z zalotami.
– Co takiego?
– Dziś jest piątek, dzień negocjacji, i muszę wiedzieć, jak poderwać jedną rudą bibliotekarkę, która pewnej nocy, skąpana w poświacie księżyca, z wdziękiem wkroczyła w moje życie.
– Hm… chwileczkę, mówi pan bibliotekarka… – Wystukała coś na klawiaturze komputera. – A więc zaloty… O, bardzo mi przykro, ale komputer nie dysponuje takimi danymi. Niestety, nie będę mogła panu pomóc. Może powinien pan sam napisać taką książkę – dodała z uśmiechem.
– Świetny pomysł! – Śmiech Nathana przyciągnął aprobujący wzrok pani Appleton. – A czy w takim razie dysponowałaby pani dziś po pracy wolnym czasem w celu przeprowadzenia wstępnych badań?
– Co pan ma na myśli?
– O, jeśli chodzi o moje myśli, to zachowują się jak kolejka górska, niełatwo to wyrazić. Mógłbym zaprosić panią na taką przejażdżkę…
To fakt, również ona przy nim zawsze czuła się jak na kolejce górskiej.
– Mam zatem rozumieć, że zabiera mnie pan w środku zimy do parku rozrywki?
– Wiem, że kocha pani zabawy na śniegu…
– Nathan, ale parki rozrywki są zimą nieczynne! – nie wytrzymała w końcu.
– Mylisz się, jeden jest otwarty cały rok, ten obok wielkiego centrum handlowego. To co, dzisiaj czy w weekend?