– Doprawdy? – Więc jednak rozmyślał o jej sekrecie, a miała nadzieję, że nie zwrócił uwagi na jej słowa.
– No, i mam dla ciebie pewną propozycję…
– Propozycję?
– Myślę, że powinniśmy napisać razem książkę.
– Książkę? My?
– Tak, my, książkę. Natchnęło mnie, gdy opowiadałaś o zachowaniach ludzi w grupie… homo sapiens w mieście, pamiętasz?
Kiwnęła głową.
– No właśnie. Twoje badania antropologiczne i moje fotografie, to byłoby wyzwanie dla nas obojga.
Dłuższy czas opowiadał o tym, jak to sobie wyobraża, aż zaczęła się zastanawiać, kiedy zdążył wszystko tak dokładnie przemyśleć. Zadziwił ją.
– I co o tym sądzisz, urocza bibliotekarko? – zapytał wreszcie.
To brzmiało jak bajka, jak oferta, która spada człowiekowi z nieba tylko raz w życiu; jak początek nowej drogi. Ale jak długo zamierzał tu zostać? Przecież napisanie takiej książki zajęłoby im mnóstwo czasu. Miała tysiące pytań, jednak wrodzona ostrożność powstrzymywała ją przed wypowiadaniem ich na głos.
– Pomysł jest świetny, ale jak miałaby wyglądać realizacja? Jak to sobie wyobrażasz?
– To całkiem proste. Książka powstanie w wyniku naszej wspólnej pracy. To znaczy, najpierw powinniśmy wszystko obgadać, ustalić, o co nam chodzi, czego szukamy, co bierzemy na warsztat, a potem razem spróbowalibyśmy to jakoś połączyć.
Razem? Mieliby więc krok po kroku wszystko robić razem? To duży problem. Z jednej strony pomysł był genialny i spełniłby wielkie marzenie Erin, ale z drugiej, na samą myśl o tak ścisłej współpracy z Nathanem ogarniała ją prawdziwa panika. Dzień w dzień z nim? I jak miałaby się ustrzec przed jego czarodziejskim spojrzeniem? Jak zrobić, by znikły wizje i marzenia, które ostatnio, nawet wbrew sobie samej, mogła snuć bez końca?
– Miałeś przecież stąd wkrótce wyjechać, a taki projekt zabierze sporo czasu…
– Jeszcze nie wiem, co zrobię, czy wyjadę i dokąd. Znalazłem się na dość ostrym życiowym zakręcie… Myślałem, że mógłbym kupić gdzieś w okolicy dom i osiąść tu na stałe. Sama mówiłaś, że powinienem być blisko rodziny, a rodzinę mam właśnie tu.
Poczuła, jak coś ściska ją za gardło, a serce zaczyna walić jak młot. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wydobyć z siebie ani słowa.
– Chcesz się osiedlić w Maine? – wydusiła w końcu.
– Na dobre? – Dlaczego chciał koniecznie pokrzyżować jej plany, które łączyły się ściśle z jego wyjazdem. Czy życie musiało być aż tak skomplikowane? I dlaczego, gdy wypowiadał ostatnie słowa, poczuła ten zniewalający dreszcz szczęścia?
– Na razie jeszcze nic nie zdecydowałem – dodał szybko, widząc na jej twarzy przerażenie.
– Sally byłaby zachwycona – wykrztusiła.
– Ale ty nie wyglądasz na szczęśliwą.
– Ja…? W tej sprawie moja opinia w ogóle się nie liczy – wybrnęła jakoś.
– Dla mnie tak. Dlaczego nie chcesz, żebym tu został?
– zapytał wprost.
Nie przestrzegał zasad. Nie wolno mu było stawiać takich pytań. Zawarli przecież umowę…
– Przyznaj się, zwyczajnie się boisz, prawda? Sama myśl o tym, że mógłbym mieszkać niedaleko i kręcić się w pobliżu, napawa cię przerażeniem.
Znalazła się nagle w potrzasku. Takie zbliżenie z nim oznaczało koniec niezależności, wiedziała to na pewno. Najrozsądniej byłoby więc natychmiast odrzucić propozycję współpracy. Ale jak to zrobić, kiedy pokusa była tak wielka? Marzyła o tym, marzyła już od lat, a w dodatku trafiał się jej wzięty fotograf o nadzwyczajnej reputacji. Z pewnością nie mieliby trudności ze znalezieniem wydawcy. Mogliby przeanalizować całą złożoność współczesnego społeczeństwa, relacje między ludźmi zarówno w pracy, jak i w rodzinie. Pokusić się o analizę socjologiczną wybranych miejsc, choćby na przykład centrów handlowych, pasaży czy blokowisk. Możliwości było nieskończenie wiele.
– To świetny pomysł i naprawdę chętnie podjęłabym wyzwanie, ale nie dziw się, że mam pewne obawy…
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę – powiedział, widząc iskrę, która zapaliła się w jej oczach. Sięgnął po długopis i bloczek i podał je Erin. Trzeba kuć żelazo póki gorące, pomyślał. Wspólny projekt to doskonała okazja, by lepiej się poznali. Poza tym był przekonany, że to niepowtarzalna szansa na radykalne zmiany w życiu. A może uda im się zawojować rynek, kto wie?
Erin natychmiast przystąpiła do sporządzania planu działania. Skrzętnie zapisywała pomysły, którymi sypała jak z rękawa. Była niezwykle podekscytowana, paplała niemal bez przerwy, nie mogąc powstrzymać potoku słów. Wkrótce i Nathan zaraził się jej entuzjazmem.
– Wiesz co, a może już teraz spróbujemy się nieco rozejrzeć? Zobaczymy, co uda się nam załatwić od ręki – zaproponował.
W odpowiedzi ujrzał szeroki uśmiech na twarzy Erin.
Cały weekend jeździli po Portlandzie, rozmawiali z różnymi ludźmi, opowiadali o swoich pomysłach i robili zdjęcia.
W niedzielę wieczorem zdjęcia były gotowe. Rozłożyli je na stole i stali nad nimi, próbując dokonać wstępnej selekcji i dopasować do nich notatki sporządzone przez Erin.
– Jesteś genialny! Wciąż nie rozumiem, jak ci się udało przekształcić łazienkę Sally w ciemnię fotograficzną, ale wiem, że to absolutnie genialny pomysł. Nie mogłam się już doczekać, żeby zobaczyć te zdjęcia.
– Wiesz – spojrzał na nią poważnie – to był naprawdę wspaniały weekend, Erin. Myślę, że odwalamy kawał dobrej roboty i ani Sally, ani Thomas nie będą nam mieli za złe tej czerwonej lampki w swojej łazience.
Jego piękne oczy zawsze wywoływały w niej niepokój. Stała przez moment jak zahipnotyzowana i nie mogła oderwać od niego wzroku.
– Chodź ze mną. – Podszedł bliżej i ujął ją za rękę. Przeszli do salonu. Cudownie było czuć na sobie jego gorące spojrzenie i słyszeć czuły szept:
– Nadal uważasz, że jestem słodki?
Wprawdzie nie odpowiedziała, ale wyraźnie było widać, że nie zmieniła zdania. Choćby chciała, nie potrafiła mu się oprzeć ani odmówić sobie cudownych chwil spędzonych w jego objęciach. A wszystko z powodu tych nieziemskich oczu i długich rzęs.
Pokiwała głową. Siedzieli jakiś czas na sofie, wpatrując się w siebie, aż wreszcie Nathan zapytał:
– Wystarczająco słodki, by mnie pocałować?
– Ale dziś przecież nie piątek – powiedziała niepewnie, przypominając o tym bardziej sobie niż jemu. Najchętniej uciekłaby z pokoju, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
Już bez słowa położył głowę na jej kolanach, a dłoń Erin bezwiednie powędrowała w kierunku jego włosów.
– A nie moglibyśmy już dziś wrócić do naszych negocjacji? – odezwał się po chwili i objął ją czule.
Zadrżała, a jej ciało zalała fala ciepła.
– Dlaczego każda nasza wieczorna rozmowa kończy się tym samym?
– Czyli czym? – zapytał, udając, że nie rozumie, o co chodzi.
– Taką bliskością…
– Bo bardzo cię lubię, słodka bibliotekarko. – Przyciągnął ją do siebie, a ich usta połączyły się w gorącym pocałunku.
Lot numer 1532 z Aten, godzina 6.30, 2 grudnia.
Erin wpatrywała się w swój notes Za dwa dni wracają Thomas i Sally. Tyle miała biegania, że nawet się nie spostrzegła, kiedy minął ten ostatni tydzień. Nathan prawie co dzień podwoził ją do pracy, a potem odbierał, czego naturalnie nie omieszkała skomentować nawet pani Appleton. Erin starała się jednak nie reagować w żaden sposób na jej uwagi, zwłaszcza że wcale nie były takie dalekie od prawdy. Spędzała z Nathanem niemal każdą wolną chwilę. Po południu kursowali po mieście w poszukiwaniu interesujących miejsc i sytuacji, które pasowałyby do ich projektu.