Dni ciągnęły się leniwie, a jeden był podobny do drugiego. Właściwie tylko poczta od Nadlana stanowiła jakąś odmianę w monotonnym życiu. Erin podziwiała zdjęcia, którymi ją zasypywał, i próbowała ułożyć pasujący do nich tekst. Nathan był prawdziwym mistrzem w swoim fachu, to pewne. Obawiała się, że nie uda się jej dorównać mu poziomem. Sam projekt też nie wydawał się jej już aż tak ekscytujący jak na początku, ale wciąż była zainteresowana jego realizacją. Trochę dziwnie się czuła, pisząc listy do Nathana na adres swojego brata i starając się przy tym, by ani Tom, ani Sally nie rozpoznali jej charakteru pisma. Miała wrażenie, że o niczym nie wiedzą.
Odkąd rozstała się z Nathanem, nieustannie towarzyszyło jej poczucie straty, mimo że przecież nigdy tak naprawdę ze sobą nie byli. Ale wszystko dokładnie przemyślała i doszła do wniosku, że tak będzie najlepiej. Nie było sensu wciąż rozpamiętywać raz podjętej decyzji. Wierzyła święcie, że dziecko uleczy wszelkie rany i gdy będzie je trzymać w ramionach, nic już nie zmąci jej spokoju. Lecz dziś wspomnienia nie dawały za wygraną, powracały bezustannie, absorbując myśli. Kiedyś w końcu to wszystko jakoś się ułoży, pocieszała się, spoglądając tęsknym wzrokiem na listy. Nathana.
Erin, spięta do granic możliwości, podjechała pod dom Sally i Toma. Całe tylne siedzenie zarzucone było pięknie zapakowanymi paczuszkami. Od razu zauważyła samochód Nathana. A więc był tam i już za chwilę znowu go zobaczy. Wyłączyła silnik, ale nie od razu wysiadła z samochodu. Siedziała jeszcze dłuższy czas, starając się zebrać jak najwięcej siły i odwagi, nim wejdzie do środka. W ostatnim czasie unikała spotkań z Nathem i zdarzało się jej nawet zawrócić spod domu brata, jeśli zauważyła zaparkowany tam czarny sportowy wóz.
W końcu jednak pozbierała pakunki, ruszyła w stronę drzwi wejściowych i… jakby wisiało nad nią jakieś fatum – pierwszą osobą, na którą się natknęła, był nie kto inny, ale właśnie Nathan. Nie wiedziała, jak ma się wobec niego zachować, zwłaszcza teraz, gdy poznała jego smutną przeszłość. Zobaczyła go przez otwarte drzwi w salonie. Stał na środku, a mała Natalie trzymała go za palec i rytmicznie kołysała się w takt muzyki. Wyglądało to tak, jakby ze sobą tańczyli. Nagle Nath odwrócił się i dostrzegł Erin, ale natychmiast, w tej samej chwili, jego wzrok stał się chłodny i pusty.
– Witaj, Erin – powiedział, jakby była zaledwie jego znajomą. – Dawno cię nie widziałem.
Trochę zbiło ją to z pantałyku, spodziewała się bardziej entuzjastycznego powitania. Czyżby zapomniał wszystko, co między nimi zaszło? Czułe pocałunki, wspólne wypady, zabawę na śniegu? Nie, zapewne starał się być po prostu dżentelmenem. Nigdy by nie dopuścił, by jego osobiste problemy rzuciły cień na radosną atmosferę rodzinnych świąt. Poza tym obiecał, że nie będzie się jej więcej narzucał, i starał się dotrzymać słowa.
Nagle zdała sobie sprawę, że stoi przed nią zupełnie inny człowiek niż ten, którego sobie wyobraziła. Nathan ani trochę nie przypominał jej rodziców. Dlaczego zatem postawiła go z nimi w tym samym szeregu? Był szczery i otwarty i w odróżnieniu od niej nie prowadził podwójnej gry. To ona nie wyznaczyła na początku jasnych granic. Pragnęła zaznać czułości i ciepła, a potem odrzuciła go i unikała, chcąc za wszelką cenę przeprowadzić swój plan. Z przerażeniem dostrzegła, że nieświadomie podążała śladami rodziców.
Bąknęła coś pod nosem na przywitanie i czym prędzej weszła do kuchni, skąd dochodziły głosy Toma i Sally. Zachowała się jak tchórz, ale doskonale wiedziała, że wystarczy jedno spojrzenie szmaragdowych oczu i Nathan dowie się wszystkiego – nie uda się jej ukryć miłości, która bez reszty zawładnęła jej sercem.
– Witaj, kochanie – powitała ją Sally, ale jej głos nie był zbyt radosny.
– Źle się czujesz? – zapytała Erin zaniepokojona.
– Nie, skąd, bardzo się cieszę na te święta, zwłaszcza że Nathan jest jeszcze z nami.
– Jeszcze?
– No tak, już za kilka dni wyjeżdża i kto wie, kiedy znowu go zobaczę.
– Naprawdę? – A więc wraca do swojego burzliwego życia. Widocznie doszedł już do formy.
– Tak, ale tylko na dwa lub trzy tygodnie – odezwał się Nathan, który wszedł właśnie do kuchni. – Potem znowu będziecie musieli się ze mną pomęczyć. Chyba że macie coś przeciwko temu?
– Przeciwko tobie? Nie żartuj, jestem taka szczęśliwa, że jesteś tu z nami – zawołała Sally i uścisnęła go mocno.
Wszyscy troje przeszli do salonu.
– Wspaniała choinka – zachwyciła się Erin. – Ogromna i bajecznie kolorowa! Tyle lampek i bombek, i złota gwiazda – cieszyła się jak dziecko. – Ale te tandetne zabawki z bibułki na samym dole trochę psują cały efekt.
– To ze względu na Natalie – wyjaśniła Sally z uśmiechem. – Biega po całym pokoju jak fryga, wszystko ją ciekawi. Baliśmy się, że ściągnie jakąś bombkę i zrobi sobie krzywdę. Strącanie zabawek z choinki sprawia jej wielką frajdę. To mały uparciuch i psotnik. – Mówiąc to, Sally pogłaskała córeczkę po rudych loczkach.
– No, chodź do cioci, łobuziaku! – zawołała Erin. Dziewczynka bez wahania podbiegła do niej i zaczęła wdrapywać się jej na ręce. Co za cudowne uczucie, pomyślała Erin, przytulając małą. I znowu poczuła w sobie tak silne pragnienie posiadania własnego dziecka, że z trudnością powstrzymała łzy.
– Takie maleństwo to szalenie absorbująca istotka – zaśmiał się Nathan.
– O tak, masz całkowitą rację – przytaknęła mu siostra. – Ale ile dostarcza radości!
– Ciekawe, dlaczego niektóre kobiety decydują się na samotne macierzyństwo. To przecież poważna decyzja.
Erin rzuciła mu ostre spojrzenie.
– Też tego nie rozumiem. – Sally pokręciła głową. – To szaleństwo! Gdyby wcześniej wiedziały, jakie to trudne, z pewnością nigdy by się tego nie podjęły. Nawet gdy ma się kochającą rodzinę i wsparcie, nieprawdopodobnie ciężko jest przejść przez to wszystko. Bezsenne noce, niepokój, zmęczenie…
– No, a na życie też trzeba jakoś zarobić – dodał Nath. – Najczęściej nie mogą zostać ze swoim dzieckiem w domu, tylko muszą wracać do pracy.
– Pozostają jeszcze alimenty – przypomniała Sally.
– Jeżeli dziecko ma ojca – skwitował Nathan. – W dzisiejszych czasach to żadna sztuka mieć dziecko bez ojca.
Erin odwróciła się, czując, że jej policzki płoną. Jak śmiał poruszać teraz ten temat. Była oburzona.
– Czasem jednak lepiej jest mieć tylko jedno z rodziców – powiedziała niby mimochodem. – Sally wie najlepiej, jak to u nas wyglądało, jak nieustannie kłócili się o nas. Ich wieczne wojny doprowadzały mnie do szału.
Sally uśmiechnęła się, jednak jej nie poparła.
– Przepraszam was kochani, ale kuchnia mnie wzywa. Posiedźcie sobie chwilę i podyskutujcie o trudnych rodzinnych sprawach. – Wyszła, lecz po chwili ponownie zajrzała do salonu. – A tak swoją drogą, najwyższa pora, żeby choć jedno z was postarało się o towarzystwo dla naszej Natalie – rzuciła i natychmiast znikła za drzwiami.
Nathan uśmiechnął się i zmarszczył brwi, po czym usiadł obok Erin. Mała Natalie przytulała się do cioci. Nathan położył rękę na ramieniu Erin i zapytał:
– Czy w nowym roku spełni się życzenie mojej siostry?
– Mam nadzieję, że tak – odpowiedziała niepewnie Erin. Dłoń Nathana parzyła jej ciało poprzez materiał bluzki.
– Brakuje mi ciebie – szepnął.
Jego ciepły głos wywołał w pamięci Erin wszystkie cudowne chwile wpędzone wspólnie w tym domu, na tej sofie. Zadrżała.
– To niemożliwe. Nie możesz uważać, że nic między nami nie było. Tak trudno mi żyć bez ciebie, bez twoich spojrzeń, uśmiechów, a nawet zrzędzenia, że buty stoją nie tak, że kubek nie umyty…