– A, jesteś już?
Głos Erin wyrwał go z błogich rozmyślań. Stała w drzwiach i bacznie mu się przyglądała.
– Źle się czujesz? Taki jesteś rozpalony, jakbyś miał gorączkę.
I co tu odpowiedzieć? Nathan uśmiechnął się do swoich myśli. Tysiące odpowiedzi przemknęło mu przez głowę, ale żadna z nich nie nadawała się do wypowiedzenia na głos.
– Nie, wszystko w porządku – powiedział, otwierając oczy. – Zdaje się, że na chwilę zasnąłem.
– Chłopcy też już śpią. Wreszcie! Przyniosłam coś w ramach pojednania – dodała po chwili Erin i wyciągnęła przed siebie rękę, w której trzymała spore, podłużne pudełko.
Ten ruch spowodował, że jej piersi drgnęły pod bluzką. Nathan starał się to zignorować, odwracając wzrok.
– A co to takiego?
– Scrabble. Masz ochotę na partyjkę?
– Z tobą mam ochotę na wszystko, urocza bibliotekarko! – Puścił do niej oczko. – Widzę, że jednak będziesz dla mnie miłym urozmaiceniem.
Najpierw rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie, ale już po chwili odpowiedziała uśmiechem. A więc wreszcie zaakceptowała moje poczucie humoru, pomyślał nie bez satysfakcji.
Zaskoczyła go. Musiał przyznać, że była naprawdę godnym przeciwnikiem. Nie ustępowała mu pola, choć scrabble to w końcu jego specjalność. Koniec końców wygrał oczywiście, ale nie oddała tej partii bez walki. W pierwszej chwili nie potrafiła ukryć rozczarowania. Wyglądała uroczo, chętnie podjąłby z nią całkiem inną grę, jeszcze ciekawszą…
Spojrzała na niego, jakby wyczuła, o czym myśli. Jego źrenice przybrały jeszcze ciemniejszą, głębszą barwę, a głos brzmiał niżej niż zwykle. Aż zaiskrzyło w powietrzu.
Język ciała znała doskonale, to dziedzina, w której specjalizowała się podczas studiów na antropologii. W spojrzeniu Nathana widziała dokładnie to, co sama czuła. I wiedziała, że się nie myli. Jak to możliwe, skoro nawet niezbyt się lubili? Udało się jej odwrócić wzrok i tym samym przerwać tę niepokojącą grę.
– Muszę powiedzieć, że jesteś bardzo dobry – wymamrotała, podając mu literki. – Rzadko przegrywam w scrabble.
– Tobie też niczego nie brakuje, godny z ciebie przeciwnik. – Z uśmiechem wyciągnął do niej rękę. – Gratuluję.
– To ja ci gratuluję. – Zrobiło się jej dziwnie gorąco. – Doszłam do wniosku, że powinnam cię przeprosić za mój wczorajszy napad złości. W końcu to naprawdę nie moja sprawa…
– Ja też nie zachowałem się jak należy – odparł, składając planszę i chowając ją do pudełka. – Z pewnością nie jak dżentelmen. Jedyne, co mam na swoje usprawiedliwienie, to fakt, że nie co noc wdzierają się do mego pokoju przez okno piękne, półnagie nimfy księżycowe. Byłem nieco zaskoczony i drzemiący we mnie diabeł wziął nade mną górę.
Tylko dlaczego ten drzemiący w nim diabeł musi być aż tak pociągający, przemknęło jej przez głowę.
– No już dobra – powiedziała po chwili. – Może starczy tych przeprosin.
Nath spojrzał w okno. Na dworze panowała całkowita ciemność.
– Wiesz, sporo myślałem o tym, co mi powiedziałaś. Szczerze mówiąc, nie zdawałem sobie wcale z tego sprawy, że Sally mnie potrzebuje. Sądziłem, że jest szczęśliwą żoną swojego męża, ma swoje życie… Wyprowadziłem się z domu, kiedy była jeszcze mała.
– Ale przecież nie macie już praktycznie nikogo z rodziny oprócz siebie?
Wzruszył ramionami.
– Od dawna jestem sam i wcale mi to nie przeszkadza, nie cierpię z tego powodu. Choć może brzmi to trochę dziwnie, ja i Sally w sumie jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi. Gdybym wiedział, że tak jej na tym zależy, może pojawiałbym się nieco częściej.
Erin zrobiło się głupio. Więc może źle go oceniłam, pomyślała zaskoczona. Ale w tym, co mówił, był jakiś chłód i obcość. Nie bardzo rozumiała, jak mógł się nie domyślić, że po tak nagłej śmierci ojca, Sally będzie szczególnie tęsknić za bratem?
– Skoro więc to wszystko mało cię obchodzi, dlaczego teraz tu jesteś? – zapytała, próbując cokolwiek zrozumieć.
– Znowu wchodzisz na teren prywatny – odparł z uśmiechem. Ale nie był to uśmiech sarkastyczny, lecz ciepły, przyjacielski. – Kiedy Sally była mała, strasznie się do mnie kleiła i biegała za mną jak szczeniak. Pamiętam, jak kiedyś schowała się w moim samochodzie, bo chciała ze mną pojechać w świat. Tak potem powiedziała.
A więc w głębi serca Nathan kochał swoją siostrę. To nieco uspokoiło Erin i choć wciąż niewiele rozumiała, postanowiła, że nie będzie dziś już dalej drążyć.
– Chyba pójdę spać – powiedziała. – Chłopcy dali mi nieźle popalić, a do tego pewnie zbudzą mnie jutro z samego rana.
– Jasne, dobranoc, Erin.
Jutro przyszło wcześniej, niż się spodziewała. Chłopaki jeszcze przed siódmą wpadli do jej pokoju z indiańskimi okrzykami na ustach. Wyrwali ją z dziwnego snu, którego wcale nie miała ochoty pamiętać. Wstała, ziewając, i zeszła do kuchni, by zrobić maluchom śniadanie. Wyszła z chłopcami z domu, nim Nathan zdążył wstać z łóżka.
Spędzili rozkoszny dzień na basenie. Atrakcja związana z robieniem podwodnych zdjęć okazała się silniejsza od strachu przed zanurzaniem głowy pod wodę. Erin była dumna, że to właśnie przy niej bracia pozbyli się tego lęku.
Do domu zjechali dopiero o czwartej, a wkrótce potem po chłopców przyjechała matka.
– Dziękuję, że się nimi zajęłaś.
– Zawsze robię to chętnie, ale wolałabym, żebyś pytała mnie wcześniej, czy mam wolny czas – powiedziała Erin, korzystając z tego, że chłopcy wybiegli na dwór. – W końcu mogłam mieć inne plany. Jestem już dorosła, mamo.
– Och, Erin, wiesz przecież, że prowadzę sklep i nie mogę go zamykać na niedzielę. Tyle wyrzeczeń kosztowało mnie życie, tyle trudu musiałam sobie zadać, żeby was wychować… Możesz chyba od czasu do czasu popilnować swoich braci.
– Oczywiście, że mogę, nie o to chodzi. Proszę cię tylko, byś mnie o tym uprzedzała. Tym bardziej że nie jestem tu sama – zniżyła głos. – Od wczoraj jest tu także brat Sally.
– Ten fotograf? – zapytała zaintrygowana matka. – Nigdy nie miałam okazji go poznać. Może powinnam się przywitać?
– Teraz nie ma go w domu, ale zostanie tu jakiś czas, więc na pewno będzie jeszcze niejedna okazja.
– Może zostanie na święta, w końcu to już niedługo. Przyjdziecie do mnie wszyscy razem, będzie wspaniale…
O nie, tylko nie to. Co roku to samo. Istna wojna podjazdowa. Ojciec uważał, że powinni spędzać święta u niego, a mama naturalnie, że u niej. Nijak nie można było ich pogodzić i w efekcie obchodzili Wigilię dwa razy i dwa razy jedli świąteczny obiad.
– Może Tom i Sally zechcą spędzić święta u siebie w domu, skoro mają tak rzadkiego gościa – odparła poirytowana.
– Porozmawiamy innym razem, teraz muszę już iść. W tym momencie, jakby na potwierdzenie jej słów, rozległ się głośny dźwięk klaksonu.
– Lecę, maluchy wariują w samochodzie.