– Podróżujemy – potwierdziła z lekkim wahaniem panienka – lecz nie dla rozrywki… Tutaj, w Kawarrenie wieki temu mieszkał człowiek, który nas interesuje… z punktu widzenia nauki. Był magiem. Wielkim magiem. Mamy nadzieję, że pozostawił zapiski, manuskrypty, które znajdziemy w starych archiwach.
Ożywiała się z każdym słowem, zapominając o wcześniejszym skrępowaniu. Najwidoczniej jakieś zapleśniałe szpargały były dla niej ważniejsze ponad wszystko. Przy słowie „archiwa” jej głos zadrgał zapałem. Egert uniósł kielich. Nieważne, co tak podniecało tę pannę, byle dalej błyszczały jej oczy i różowiły się policzki.
– Piję zdrowie poszukiwaczy starych manuskryptów! Tylko, o ile wiem, w naszym mieście nigdy w życiu nie było żadnych uczonych kronikarzy…
Student wydął wargi i rzekł beznamiętnie:
– W Kawarrenie znajduje się spora biblioteka historyczna… W ratuszu. To dla pana nowość?
Egert nie zadał sobie trudu podjęcia z nim rozmowy. Zauważył, że Toria potrafiła docenić dobre wino, ponieważ przymrużyła z zadowoleniem powieki, przełknąwszy pierwszy łyk. Dał jej czas, by się nim delektowała. Wydobył z koszyka następną butlę.
– Proszę zwrócić uwagę: duma naszych piwnic, pochodząca z południowych winnic „Muskat Serenada”. Życzy sobie pani zdegustować?
Ponownie napełnił jej kielich, wdychając zapach jej perfum, o cierpkiej, ziołowej woni. Znowu musnął jej rękaw, nakładając na talerz cienki plasterek różowego mięsa. Student z ponurą miną obracał korek w długich palcach.
– Cóż więc to za szczęśliwiec zainteresował panią, chociaż żył przed wiekami? – zaciekawił się Soll z czarującym uśmiechem. – Chciałbym być na jego miejscu…
Bardzo chętnie rozpoczęła opowiadać długą i kompletnie nieciekawą historię maga, który stworzył jakiś zbrojny zakon. Egert dopiero po chwili połapał się, że chodzi o Święte Widziadło Łaszą, któremu gdzieniegdzie jeszcze oddawano cześć. Słuchał jej, lecz słowa przeciekały mu przez uszy, gdyż przede wszystkim rozkoszował się jej mile brzmiącym głosem… Miękkie wargi co pewien czas rozchylały się, ukazując przebłysk białych ząbków. Oficer odczuł, że czoło spłynęło mu potem na myśl, jaką rozkosz może ofiarować pocałunek tych uroczych usteczek.
Pragnął, aby przemawiała doń bez końca. Ona jednak zamilkła nagle, zerkając niepewnie na studenta. Ten siedział wciąż nastroszony niczym chory ptak i spoglądał na nią karcąco.
– Proszę mówić dalej – rzekł Egert przymilnie. – To niezwykle ciekawe. Ten wasz mag w końcu zasnął na wieki, czy tak?
Student popatrzył wymownie na Torię i uniósł wzrok do sufitu. Oficer był wystarczająco bystry, by dostrzec w tym zachowaniu absolutną pogardę dla swej ignorancji. Było jednak poniżej jego godności przejmować się fochami byle studencika.
Toria uśmiechnęła się niewyraźnie.
– Chętnie opowiedziałabym panu więcej, lecz jesteśmy bardzo zmęczeni podróżą. Przepraszam, ale czas na nas.
Podniosła się, pozostawiając niedopity kielich.
– Pani Torio – odparł Egert, wstając także – może pozwoli mi pani również jutro okazać naszą gościnność? Z pewnością zainteresują was rozmaite miejscowe osobliwości, ja zaś jestem, nie chwaląc się, ich największym znawcą…
Jedynymi osobliwościami, jakie znał Egert, były karczmy i zagrody dzików bojowych, lecz wyczuwał, że panienka połknęła sprytnie zarzucony haczyk.
– Doprawdy?
Student ciężko westchnął. Egert kiwnął głową skwapliwie, nie zwracając na tamtego uwagi.
– Absolutnie. Czy mógłbym poznać wasze jutrzejsze plany?
– Jeszcze nie są ustalone – odparł opryskliwie młodzieniec.
Zerknąwszy nań spod oka, Soll stwierdził ze zdziwieniem, że studenci także potrafią się złościć.
– Pani Torio – zwrócił się znowu do dziewczyny, jakby jej towarzysz nie istniał – proponuję zaplanować na jutro zwiedzanie osobliwości, obiad w najlepszej gospodzie naszego miasta i wieczorną przejażdżkę łódką… Zauważyła pani, że nasza Kawa to rzeka wielce malownicza?
Panna jakby nagle przygasła, a jej oczy pociemniały, zamieniając się w dwa mroczne jeziora pod chmurnym niebem. Egert nadal się uśmiechał tak szczerze i ujmująco, jak tylko potrafił.
– Chyba nie wszystko zrozumiałem z pani opowieści. Chętnie zadałbym jeszcze kilka pytań na temat tego… pana, który podarował światu zakon Łaszą. A w podzięce za opowieść wasz pokorny sługa uczyni wszystko, by panią zadowolić… Wszystko, czego pani zapragnie, znajdzie się u jej stóp. Do jutra!
Ukłonił się i wyszedł. Niemłody gość gospody odprowadził go zmęczonym spojrzeniem.
Komendant ratusza długo wił się z zażenowania i kręcił głową. Księgozbiór znajduje się w nieodpowiednich warunkach, część woluminów spłonęła trzydzieści lat temu. Istnieje niebezpieczeństwo, że na głowy młodych ludzi spadnie spróchniała belka lub cegła. Poszukiwacze byli jednak nieustępliwi i ostatecznie zyskali dostęp do upragnionych skarbów.
Z owych skarbów pozostały zresztą tylko nędzne resztki. To, co ocalało z pożaru od lat było pożywieniem niezliczonych szczurów. Rozgrzebując ten śmietnik, poszukiwacze wydawali, co chwila odgłosy rozczarowania. Egert, który pojawił się w bibliotece z wielkim bukietem róż, zastał parę młodych w chwili, kiedy ich działania odsłoniły w końcu zniszczoną miejscami podłogę.
Oboje nie zwrócili najmniejszej uwagi na Solla. Student wisiał pod sufitem, kołysząc się na chwiejnej drabince. Toria patrzyła na niego, zadzierając głowę i w owej pozie Egert wyczuł uwielbienie. W jej włosy wczepiły się smugi pajęczyny, lecz oczy lśniły, a usta poruszały się w niemym zachwycie, kiedy słuchała mówiącego bez przerwy studenta.
Z jego ust tryskał potok słów, jak z fontanny. Odczytywał z różnych ksiąg niezrozumiałe cytaty, po czym interpretował je na użytek Torii. Wymieniał długie, dziwaczne nazwy, pokrętnie objaśniał runiczne teksty i od czasu do czasu przechodził na kompletnie nieznany Sollowi język. Panienka odbierała z jego rąk ciężkie, zakurzone tomy, a jej delikatne palce dotykały okładek z taką czcią, że oficer im pozazdrościł.
Postał obok nich mniej więcej pół godziny i nie został zaszczycony choćby jednym spojrzeniem, ozdobił więc kwiatami najbliższą półkę i odszedł. Jego miłość własna doznała poważnego uszczerbku.
Młodzi poszukiwacze wrócili do gospody w porze kolacji, ale Toria ani razu nie opuściła pokoju, nie odpowiedziała także na bilecik Solla. Gwardziści, mający sztab główny w „Solidnej Tarczy”, prawdziwie się zasępili. Czyżby tym razem Egert sięgał zbyt wysoko? Tamten tylko prychał ze złością na ironiczne zaczepki.
Następnego dnia komendant ratusza miał niespodziewaną wizytę hojnego gościa, pana Solla. Młodzi poszukiwacze, pragnący powrócić do przetrząsania ksiąg, otrzymali stanowczy zakaz: dzisiaj to niemożliwe, schody są w remoncie, a klucze zabrał dozorca… Zdziwieni student i Toria byli zmuszeni wrócić do gospody. Egert przesiedział cały dzień w jadalni, lecz panna znowu nie zeszła na dół.
Deszcz padał całą noc i całe rano, zmoczył więc studenta, który znowu wrócił z kwitkiem z ratusza. W porze poobiedniej chmury nareszcie się rozstąpiły i słońce wyjrzało wreszcie na mokre miasto. Młoda para, zmuszona do bezczynności, zdecydowała się w końcu na spacer.
Jakby obawiając się odchodzić zbyt daleko od gospody, student i jego narzeczona przeszli się parę razy tam i z powrotem wzdłuż prędko schnącej ulicy, nawet nie podejrzewając, jak wiele uważnych oczu obserwuje ich przez szyby okien „Solidnej Tarczy”. Ktoś zauważył, że student pilnuje narzeczonej lepiej niż kupiec Wapa swej żony. Ktoś inny dodał rezolutnie, że kupcowa nawet się nie umywa do przyjezdnej ślicznotki, na co ktoś znowu się zaśmiał.