W końcu się zatrzymali, choć nie bardzo wiedzieli, gdzie są. W każdym razie nie w pobliżu gondoli, a Lilja tak by chciała się teraz w niej znaleźć, w przytulnym, bezpiecznym pomieszczeniu. Ale wszędzie wokół był tylko nieznajomy las.
– Wywołaj zdjęcie! – polecił Dolg.
Goram natychmiast to zrobił, wszyscy przestraszeni wpatrywali się w fotografię.
Nie udało mu się uchwycić zbyt wiele. W ciasnym korytarzu, pośród wielkich kamieni, widać było wściekłą, wykrzywioną kobiecą twarz.
To wszystko, reszta kryła się za kamieniami.
Pierwszy odezwał się Dolg:
– W takim razie mamy numer dwa.
– To znaczy, że numer trzy może się znajdować gdziekolwiek – westchnęła Lilja.
– Otóż to – potwierdził Goram.
Stracili poczucie kierunku. Kiedy wyruszali, żadne nie pomyślało, by zabrać kompas.
Śnieżyca była teraz gęsta niczym ryżowy pudding. Goram surowo nakazał im trzymać się razem, nikomu nie wolno nawet na krok oddalić się od reszty.
Wodny potwór, kobieta o groteskowej, odpychającej twarzy i coś trzeciego, czego jeszcze nie znają. To wszystko może się znajdować tuż – tuż, dosłownie za każdym drzewem.
Osypisko bowiem było rozległe. Kiedy jeszcze było cokolwiek widać, majaczyło im daleko wzdłuż górskich zboczy.
Żadne nie wiedziało też, w której stronie może się teraz znajdować wodospad.
Najgorsze było jednak to, że nie mieli pojęcia, dokąd się kierować, by dotrzeć do gondoli. Kiedy ją opuszczali, wydawało im się, że stoi wysoko, z daleka widoczna, a widoczność była znakomita, w żadnym razie nie mogli przeoczyć swojego pojazdu. Dlatego nie wzięli kompasu ani żadnego innego wyposażenia.
Ale teraz…?
Wszystkie wzniesienia, na które się wspinali, były puste. Ogarniała ich rozpacz. Żadnej gondoli, żadnego domu dla samotnych mieszkańców Królestwa Światła zagubionych w obcym świecie, w którym śnieg tłumi wszelkie dźwięki, wdziera się za kołnierz, oślepia.
Lilji zmarzły nogi, ale nie miała odwagi o tym powiedzieć. Człapała po coraz grubszej warstwie śniegu, śmiertelnie przerażona, że mogłaby stracić z oczu towarzyszy.
– Ciii! – syknął nagle Goram, chociaż nikt nic nie mówił. Przystanął, reszta poszła za jego przykładem. – Czy mi się zdaje, czy gdzieś kapie woda? Jak spod zamarzniętego wodospadu?
Nasłuchiwali wszyscy.
– Tak – stwierdził Dolg. – Wróciliśmy na dawne miejsce.
Nagle zauważyli, że coś się dzieje.
Ziemia uginała się lekko, jak pod skradającymi się, ciężkimi krokami. Niczego więcej nie zdążyli zarejestrować, Goram i Dolg bowiem zostali z wielką siłą odepchnięci na boki, każdy w swoją stronę, a Lilję uniosły w górę czyjeś oślizgłe ramiona.
Pierwsza absurdalna myśl, jaka przyszła jej do głowy, podyktowana była przez poczucie winy: Co ja znowu narobiłam moim przyjaciołom! Nie mają ze mnie żadnego pożytku, same kłopoty!
W końcu jednak zaczęło do niej docierać, co się stało: Napastnik niesie ją do wodospadu. Trzeba działać!
Wściekle krzycząc, szarpała się i wyrywała lepkiej postaci, która ją uprowadziła, ale wszelkie protesty na nic się nie zdały. Usłyszała, że Dolg woła: „To ten pierwszy! Wodny potwór!”
Ale nie biegli za nią. Dlaczego nie gonią potwora?
W tej samej chwili otrzymała odpowiedź. Dotarł do niej głos Gorama:
– Biegnij za nimi! Ja dam sobie radę. Odnajdź Lilję! Na Święte Słońce, Dolg, ratuj ją, błagam cię!
A więc Goram jest ranny, to się stało podczas upadku. A Dolg nie wiedział, komu najpierw pomagać. Tak, ale teraz już słychać jego szybkie kroki na śniegu.
Och, pomóż mi, pomóż mi, myślała Lilja z sercem w gardle. Jedyne, co mogła zrobić, to krzyczeć przez cały czas, żeby Dolg wiedział, gdzie jest. Goram, Goram, chyba nic poważnego ci się nie stało? Boże, a ja nie mogę się tobą zająć!
Tymczasem potwór znalazł się niepokojąco blisko wodospadu. O rany, ależ on cuchnie! Zepsutą rybą i gnijącymi wodnymi roślinami, ledwo mogła oddychać, odór był dławiący. Zbliżali się do głębokiej rozpadliny, do której wpadała woda z wodospadu. Nawet teraz nie była zamarznięta, potwór w każdej chwili mógł się w niej zanurzyć i zniknąć razem z Lilją.
Goram, Dolg, pomóżcie mi, teraz jest ze mną naprawdę źle! Zaczęła myśleć jaśniej. Wiedziała, że ma przy sobie aparacik mowy wynaleziony przez Madragów. Spojrzała więc prosto w przepastne, ohydne ślepia, które lśniły złowrogo tuż nad jej głową. O Boże, nie dam rady! Kręciło jej się w głowie, miała mdłości, zebrała jednak resztki sil, jakie jej jeszcze zostały.
– Czy nie wiesz, że ja nie mogę żyć w wodzie? – syknęła. Jej głos zabrzmiał znacznie śmielej, niż przypuszczała. Tak naprawdę bowiem była roztrzęsiona jak galareta.
Potwór wielkimi skokami zbliżał się do wody.
– Ty chyba też niegdyś byłeś człowiekiem – spróbowała znowu.
Znajdowali się teraz nad samą wodą, Lilja była śmiertelnie przerażona, ale chociaż się bardzo starała, nie potrafiła wyrwać się z objęć potwora.
Poza tym beznadziejnie wplątała się w długie, przypominające morską trawę włosy, które potworowi sięgały do łydek.
Nagle z gardła monstrum wyrwały się jakieś ochrypłe, gulgoczące dźwięki. Była to najwyraźniej jego mowa. W każdym razie do Lilji dotarło:
– Ja mogę! To i ty też!
– Nie! Utopię się!
– Skłoń go, żeby stał spokojnie, Lilja! – zawołał Dolg. – Nie mogę wycelować!
– Zaczekaj! – wrzasnęła do potwora, a on rzeczywiście na moment się zatrzymał. Lilji wydawało się, że trwa to wszystko wieczność.
Potwór nie był taki wysoki, jak im się początkowo wydawało. Miał natomiast przerażająco długie łapy, dlatego udało mu się dosięgnąć do nisko lecącej gondoli. Człowiek – ryba wyprostowany mógł mierzyć sobie od dwóch do trzech metrów wysokości i nie ulegało wątpliwości, że był to osobnik męski, widać to było nawet pod tymi trawiastymi włosami.
Nietrudno zgadnąć, dlaczego uprowadził właśnie Lilję. Nawet taka niewinna dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę.
W tej trwającej wieczność chwili spojrzała prosto w jego straszną, podobną do rybiego pyska gębę, ociekającą wodą. Prosto w dwoje dziwnych oczu.
Zza zasłony śniegu ukazał się Dolg z pistoletem gotowym do strzału.
– Nie strzelaj! – krzyknęła zdławionym głosem.
– Puści cię natychmiast, gdy tylko środek znieczulający dotrze do jego krwi.
– Nie, nie! – krzyknęła ostrzegawczo, ale było za późno. Dolg już strzelił.
Lilja z łoskotem upadła na ziemię, kiedy łapy potwora utraciły siłę. Słaniając się na nogach, dotarł do wody, wpadł do niej głową w dół i zniknął.
– Utonie! – krzyczała Lilja.
– Nic mu się nie stanie. To stworzenie wodne! Ale szkoda, że nam umknął. Mieliśmy szansę, żeby go unieszkodliwić na zawsze, choć nie wiem, czy by nam się to udało. W każdym razie możliwość przepadła.
Lilja wpatrywała się w rozpadlinę, czarny krąg otwartej wody majaczył w śnieżycy. W tej chwili potwór mógł się znajdować już bardzo daleko od nich.
Bezradnie odwróciła się do Dolga.
– Dziękuję za uratowanie mi życia – powiedziała z rozpaczą w oczach. – Ale widzisz, ja myślę, że popełniliśmy błąd.
Kiedy Dolg chciał zaprotestować, dodała szybko:
– Tak, tak, miałeś rację, że nie pozwoliłeś, by zabrał mnie ze sobą do wody. Ale ja w jego oczach widziałam coś…
Umilkła i zastanawiała się przez chwilę. W lesie panowała wielka cisza, słychać było tylko szum strużki wody pod zamarzniętym wodospadem.
– Wiesz, Dolg, może to głupie, ale ja pamiętam parę słów o wodnym trollu, takim co to się ukrywa w wodospadach, w zakolach rzek, gra na skrzypkach i w ogóle.