Nie będąc w stanie stawiać oporu, szła naprzód. Była już prawie na wzniesieniu. Zakręciło jej się w głowie, kiedy z bliska zobaczyła jego ponurą, złowieszczą urodę. Było oczywiste, że mógłby ją pociągnąć za sobą. Jego aura była jakby pokryta szronem zła.
Mimo wszystko nie mogła zapobiec niczemu, co się działo.
Wstrząsnął nią szloch, starała się ze wszystkich sił, by potwór tego nie zauważył. Jak ona, prosta dziewczyna, skłoni go, by wypił zawartość butelki? Nie znajdowała wyjścia, jej myśli bowiem były sparaliżowane przez tę jego męską siłę, widziała jedynie lodowato zielone oczy, które zdawały się wypełniać cały świat. Ani jedno słowo nie pojawiło się na jej wargach, zresztą i tak by nie wiedziała, co powiedzieć. Nie mogła go przecież prosić, by zaraz napił się z butelki. To by oznaczało jej pewną śmierć, wtedy domyśliłby się podstępu.
Przeniknął ją dreszcz. Widziała coś więcej niż tylko pragnienie zdobycia butelki w jego fascynujących oczach, czytała w nich zwyczajne, pospolite podniecenie seksualne, zamierzał ją posiąść i prawdopodobnie potem porzucić jej wykorzystane, martwe ciało.
Ale nic nie mogła na to poradzić. Znajdowała się w jego sieci. Wyjął amforę z rąk Lilji i zacisnął palce na jej nadgarstku żelaznym uchwytem.
I wtedy nareszcie duchy zaatakowały.
– Puść dziewczynę! – krzyknął duch Ziemi głosem przypominającym grzmot. Teraz wszystkie ukazały się w całej swojej okazałości. – Jeśli tego nie zrobisz, odbierzemy ci naczynie! A wiesz, że. możemy to uczynić!
Potwór zmrużył oczy i wpatrywał się w stojące przed nim cztery postacie. Po czym wyciągnął rękę i wysyczał parę słów.
Lilja, która już chciała odetchnąć z ulgą, ku swemu największemu przerażeniu zobaczyła, że wszystkie cztery duchy zostały odrzucone w tył i wylądowały daleko od wzniesienia. Była tak wstrząśnięta, że nie zauważyła, iż przez krótką chwilę on jej nie trzymał. Uświadomiła to sobie dopiero wtedy, gdy było za późno. Zaraz bowiem lodowata dłoń ponownie zacisnęła się na jej nadgarstku.
No to koniec ze mną, pomyślała oszołomiona. Goram, jak to się mogło stać?
Duchy jednak wiedziały, co robią. Pozbierały się szybko i zmusiły złego księcia do błyskawicznego działania. Momentalnie puścił rękę Lilji, by móc wyjąć korek z butelki, potem po omacku znowu chciał ją złapać, przytykając jednocześnie butelkę do ust.
Tym razem Lilja zdążyła uskoczyć. I całe szczęście. Zanim bowiem duchy przybiegły z odsieczą, z gardła wstrząśniętego demona wydobył się ryk wściekłości. Duchy odciągnęły Lilję w bezpieczne miejsce na dnie rozpadliny. Zaszokowana patrzyła, jak monstrum dosłownie w ciągu paru sekund zostało unicestwione. Palił je od środka ogień wywołany przez jasną wodę, która oczyszczała jego ciało.
Po chwili wszystko zniknęło.
Lilja gapiła się na duchy.
– Dziękuję – szepnęła. – Serdecznie dziękuję!
Duchy były tak samo porażone jak ona.
– Mało brakowało, a wszystko potoczyłoby się fatalnie – powiedział duch Powietrza. – On był bardziej niebezpieczny, niż myśleliśmy. Nikt, ale to nikt nie zrobił nam czegoś takiego, sądziliśmy, że to niemożliwe. On naprawdę mógł sprowadzić na ludzkość nieszczęście. Przyjmij podziękowania, panienko, zachowałaś się bardzo dzielnie.
Lilja nie powiedziała, że przez cały ten czas pozbawiona była jakiejkolwiek woli działania. Uważała, że może sobie na to przemilczenie pozwolić i rozkoszować się pochwałami.
Niech prawda trochę poczeka.
17
Następnego dnia opuścili terytorium Samojedów.
Sławiono ich niczym bohaterów. Byłych więźniów pajęczycy rozwieźli po rodzinnych wioskach, odbyło się wzruszające pożegnanie z dwojgiem staruszków i ich pieskiem oraz z Kinigutem, który znalazł się w obcej sobie epoce, ale podejmował imponujące próby zaaklimatyzowania się pośród traktorów i skuterów śnieżnych. Ponad wszystko bowiem pragnął przeżyć resztę życia jak normalny człowiek.
Dawniejsze Taran – gai również otrzymało swoją porcję życiodajnego deszczu.
Duchy już dawno się pożegnały, cokolwiek zażenowane swoim bardzo nikłym wkładem w ostatnie wydarzenia. Czarny książę został jednak unieszkodliwiony, a to najważniejsze.
Ku wielkiemu zmartwieniu Dolga nie nadeszły żadne nowiny dotyczące losów Móriego i jego grupy.
Lilja wciąż jeszcze znajdowała się w szoku po spotkaniu z tą pierwotną siłą, którą jest zło samo w sobie.
Goram i Dolg zdawali sobie sprawę, jakie wielkie szczęście dopisywało im przez cały czas. Gdyby demon nie zgubił amfory w wodospadzie… Gdyby Kinigut jej nie zobaczył i gdyby nie był na tyle przyzwoitym człowiekiem, że potrafił przeciwstawić się złu w grotach, a potem opowiedzieć im o więźniach wampirzycy… Gdyby duchy nie przybyły na czas…
Wszystko jednak poszło jak najlepiej. Lilja zachowała się znakomicie podczas spotkania z potworem, Dolg we właściwy sposób korzystał z pomocy szlachetnych kamieni, a Goram dawał im to poczucie bezpieczeństwa, jakiego bardzo potrzebowali. Stanowili wspaniały zespół.
Niezwykle przyjemnie było mimo wszystko znaleźć się znowu w podróży.
Półwysep Kolski.
– O rany! – mruknął Dolg. – Tutaj siły natury są absolutnie niewinne. To wszystko dzieło człowieka. Chlapnij tu porządnie eliksirem, Liljo!
Zrobiła, co kazał.
– Dolg, pojemnik lada moment będzie pusty. Musimy zdobyć więcej preparatu.
– Została nam jeszcze tylko północna Skandynawia i Islandia.
– A Svalbard?
– Tam już nikt nie mieszka.
Lilja westchnęła.
– Rozumiem. Postaram się jakoś sobie poradzić.
Teraz bowiem bardzo chciała wracać do domu. Wolała więc, by nie musieli lecieć na Grenlandię i z powrotem. To już za wiele. Po ostatnich wydarzeniach nerwy miała napięte do ostateczności.
Okazało się, że pod ich nieobecność Indra, Ram i Marco zajęli się Półwyspem Skandynawskim, skoro już i tak byli w tych okolicach.
– Znakomicie, to na Islandię nam starczy – stwierdziła Lilja z ulgą.
W gondoli panował dość przygnębiający nastrój. Wszyscy byli śmiertelnie zmęczeni. Zauważyła, że Dolg siedział przeważnie pogrążony w głębokich rozmyślaniach. Na jego twarzy malował się smutek i tęsknota, co Lilję bardzo martwiło. Dolg wprawdzie zawsze żył we własnym świecie, do którego nikt nie miał dostępu, teraz jednak było to dużo bardziej widoczne niż kiedykolwiek.
Również Goram trzymał się na uboczu, przynajmniej na ile to możliwe, rzadko spoglądał w jej stronę. Zajmował się wyłącznie gondolą i sprawiał wrażenie, że ma mnóstwo problemów.
Tak jednak nie było.
Goram był po prostu bardzo milczący od chwili, gdy opuścili tereny nad Morzem Karskim.
W końcu wykorzystał moment, kiedy pozostała dwójka była zajęta, i nawiązał łączność z szefem elity Strażników. Tym, który kiedyś w więzieniu w Królestwie Światła odbył z Lilją rozmowę.
Goram oznajmił krótko i oficjalnie:
– Występuję z naszego stowarzyszenia.
Po tamtej stronie zaległa cisza.
– Nie możesz tego zrobić – usłyszał w końcu.
– Muszę. Nie poradzę sobie z tą sytuacją.
Może szef myślał teraz o tym, jak z dumą opowiadał Marcowi, że on także się kiedyś zakochał, ale zabił w sobie tę miłość, a Marco zapytał go dość wyniośle: „No a ta kobieta? Jak ona sobie poradziła?”
Poinformował więc Gorama krótko:
– Przyjadę na Ziemię. Spotkamy się na Islandii.
Goram bardzo spokojnie się z nim rozłączył. Żadne z jego współpracowników niczego nie zauważyło.
Oczywiście niepokoiło go to spotkanie z przełożonym. Podjął jednak decyzję i teraz musiał ją przeprowadzić.