Выбрать главу

Chyba ich tutaj nie ma.

Głęboko wciągnął powietrze, miał wrażenie, że postawił stopę na świętej ziemi.

Był to cud natury. Przypominał dwa położone obok siebie porty, ale tak naprawdę były to dwie wrzynające się głęboko zatoki, oddzielone długim pasem porośniętego trawą lądu. Obie zatoczki były osłonięte wysuniętymi skałami, które obejmowały je niczym ramiona, a wewnątrz każdą zatokę otaczała plaża pokryta pięknym piaskiem.

Przy jednej z zatok, w skale, znajdowała się grota otwarta na ów trawiasty cypel. Przed tą grotą Dolga zdjął lęk, niemal oczekiwał, że wyjdzie z niej kilka elfów. Ale nie.

Tamtym razem słyszał kroki w trawie porastającej cypel.

Stał przez chwilę i napełniał płuca morskim powietrzem. Potem uklęknął na skraju cypla z twarzą zwróconą ku wzburzonemu morzu. W zatokach po obu stronach toczące się fale zalewały piasek, a potem bezgłośnie odpływały.

Dolg długo klęczał z pochyloną głową i zamkniętymi oczyma.

Myślał o swoim życiu. Był wyjątkowy i zawsze bardzo samotny. Przyjaciel wszystkich, dla nikogo ten jedyny. Uśmiechnął się krzywo na wspomnienie maleńkiej elfowej panienki, Fivrelde. Ostatnio nie była taka natrętna. Znalazła sobie elfa, równego jej wzrostem. Szczerze mówiąc, Dolg przyjął to z wdzięcznością.

Marco też go w jakiś sposób opuścił, choć przyjaźń pozostała. Marco otrzymał zdolność kochania, Dolg to wyczuwał.

Najbliższy był mu ojciec. Ale teraz ojciec znalazł się w potrzebie. Zniknął. No i w ten sposób Dolg będzie mógł mu najlepiej pomóc.

Mama, babcia, dziadek, rodzeństwo, ich dzieci, wszyscy przyjaciele.

Każdy ma swoje sprawy. Nero najlepiej się czuje u mamy Tiril.

Tylko Dolg wciąż sam. I tak już miało pozostać na wieki, Dolg bowiem jest nieśmiertelny.

Głuchy krzyk dojrzewał w jego krtani niczym skarga wobec nieskończoności. Morze i horyzont, zlewające się z niebem, wieczność…

Więcej już nie zniosę, myślał Dolg.

Nagle zdrętwiał. Uniósł głowę.

Kroki w trawie?

Źdźbła, które odchylają się na boki, by uniknąć spotkania ze stopami.

Ciche, bardzo ciche stąpanie.

Ktoś klęka obok niego.

– Dolg Lanjelin – mówi delikatny głos.

Kto nazywał go Dolg Lanjelin? Nie ludzie, oni mówią Dolg. Karły również. To elfy mówią: Lanjelin.

Wstrzymał dech, odwrócił głowę.

Jego zaskoczenie było całkowite, łzy przesłoniły wzrok.

– Eliveva! Mój duch opiekuńczy! Eliveva, ty, która byłaś moją przyjaciółką, moją pocieszycielką na ziemi. Myślałem, że opuściłaś mnie już na zawsze.

– To ty mnie opuściłeś, Dolg Lanjelin. Kiedy zniknąłeś tak daleko, w Królestwie Światła.

– To prawda, ale musiałem zostawić cię tutaj. Tam bowiem nikt nie potrzebuje duchów opiekuńczych.

– To mi sprawiło ból, Dolg. Nie mogłam wypełniać nałożonego na mnie zadania, prowadzić cię poprzez życie człowiecze.

Patrzył na nią, rozradowany ponownym spotkaniem. Dolg widywał w Królestwie Światła niezliczoną liczbę prawdziwych piękności, w samym jego towarzyskim kręgu jedna dziewczyna była ładniejsza od drugiej. Żadna jednak nie wydawała mu się taka piękna, jak stojąca teraz przed nim drobna Eliveva. Była istotą umarłą, duchem, ale on miał mnóstwo takich znajomych, więc nie robiło to na nim wrażenia. Wiedział jednak, że każde z nich należy do innej sfery, i dlatego nigdy nie mogliby być razem.

Jej dusza była bardzo stara. Przez tysiące lat wędrowała od człowieka do człowieka, za każdym razem była inną żywą istotą. Doszło do tego, że dusza Elivevy mogła zakończyć swoje wędrowanie, jeszcze tylko ostatnie zadanie, zanim zostanie przeniesiona do wyższej sfery: została wybrana na ducha opiekuńczego Dolga, miała być jego pomocnicą, przewodniczką, towarzyszką, aniołem stróżem czy jak jeszcze można by to nazwać. Ale on zamknął jej możliwość przejścia do wyższego wymiaru. Najpierw spędził dwieście pięćdziesiąt lat u elfów, a potem zniknął w Królestwie Światła.

– Tak mi przykro, Eliveva – powiedział z żalem. – Za nic nie chciałbym ci sprawić bólu i akurat tobie go sprawiłem.

Markotna kiwała głową.

– Widziałam cię kiedyś. Właśnie tutaj, w tym świętym miejscu. Wtedy jednak znajdowałeś się we władzy elfów, nie mogłam nawet się do ciebie zbliżyć.

– Wiem. Ja cię słyszałem, kroki w trawie, nie wiedziałem tylko kto to. To ty dzisiaj mnie uratowałaś, prawda? Tam na skale?

Z zapałem przytaknęła.

– Dziękuję ci – powiedział ciepło.

– Tak bardzo mi ciebie brakowało, Dolg Lanjelin.

– Mnie ciebie też brakowało. Wielokrotnie, kiedy czułem, że stoję poza wszystkim, sam, na uboczu, myślałem o tobie. Jak dobrze nam było blisko siebie.

Przez chwilę siedzieli w milczeniu i patrzyli sobie w oczy tacy szczęśliwi, że znowu mogą być blisko siebie.

Dolg myślał o czasach, kiedy żył na ziemi jako dziecko, a potem młodzieniec, wtedy ona często mu pomagała. Wykształcił się między nimi wyjątkowy układ, w przeciwieństwie bowiem do większości ludzi on widział swego ducha opiekuńczego. Zawsze się nawzajem rozumieli.

Wspaniale było znowu ją zobaczyć! Jej długie, jasne jak len włosy, grzywkę, którą teraz rozwiewał wiatr, piękne rysy twarzy.

Z odrobinę krzywym uśmiechem zastanawiał się, ilu naprawdę było takich, którzy pragnęli się nim opiekować. Chyba nie szedł przez życie taki samotny, jak to sobie wyobrażał. Przede wszystkim rolę opiekuna pełnił Cień. Od chwili urodzenia Dolga, a nawet jeszcze wcześniej. Następnie spotkał Elivevę, szczerze mówiąc, nie pamiętał, kiedy zobaczyli się pierwszy raz, był wtedy dzieckiem. I w Królestwie Światła… Dolg musiał się uśmiechnąć. Tam mała panienka z rodu elfów, Fivrelde, bardzo poważnie traktowała sprawę swojej opieki nad nim. Musiała bardzo uważać na tego niemożliwego Lanjelina, który nieustannie wpadał w jakieś kłopoty i bez niej by sobie nie poradził.

Na szczęście uwolnił się od tej małej.

Włosy Elivevy powiewały na wietrze. Były takie lekkie, takie ładne, gładkie i lśniące, sięgały jej prawie do pasa. Właściwie wyglądała tak bezbronnie, że musiał spoglądać na wzburzone fale, żeby ukryć wzruszenie. Tyle przez niego wycierpiała, tak wiele zepsuł!

Jej głos brzmiał poważnie, niemal surowo:

– Dolgu Lanjelinie Matthiasie z rodu islandzkich czarnoksiężników, w którego żyłach płynie krew elfów, Lemuryjczyków, a nawet Obcych, który jesteś dalekim krewnym wielu duchów i innych istot natury – rzeczywiście był to bardzo niezwykły wywar, który doprowadził do tego, że zostałeś poczęty – co ty robisz w zewnętrznym świecie?

Ponieważ nie odpowiedział natychmiast, mówiła dalej:

– I widzę, i czuję twój smutek, twoją samotność i twoje zdecydowanie. Nie chcesz mi odpowiedzieć?

Spojrzał na nią.

– Nikt nie wie, dlaczego tutaj przyszedłem. Ty jednak jesteś mi bliższa niż wszyscy inni, ty powinnaś wiedzieć. Pracuję nad tym, by uwolnić cię od twoich obowiązków, moja droga przyjaciółko.

Wyraźnie drgnęła. Niebieskie oczy pociemniały ze zdziwienia, niedowierzania i rozczarowania.

– Eliveva – prosił z naciskiem. – Postaraj się mnie zrozumieć. Zbyt długo żyłem w samotności.

– Ale przecież masz mnie!

– Sumienie już mi nie pozwala trzymać cię dłużej na Ziemi. Powinnaś pójść dalej, do lepszego istnienia.

Miała łzy w oczach. Dolg nie wiedział, co zrobić.

– Sprawiasz, że zaczynam się wahać – rzekł niepewnie.

– Nie, nie wolno ci tak mówić! – zawołała przestraszona. – Opowiadaj!

I nareszcie Dolg zdecydował się komuś zwierzyć. Eliveva go zrozumie. Wyznał jej, że dla ratowania dwojga drogich mu przyjaciół postanowił zostać jednym z elitarnych Strażników.