Nigdy przedtem Goram nie miał żadnych problemów ze swoją płcią. Taki był dumny, że został wybrany na elitarnego Strażnika, z takim zapałem oddawał się swemu powołaniu, że sprawy płci nie miały dla niego najmniejszego znaczenia i traktował to jako coś naturalnego.
Dopóki nie spotkał Lilji. Bo wtedy natura upomniała się o swoje.
W końcu udało mu się zasnąć. I miał najbardziej podniecający sen w życiu. Zresztą, czego innego mógłby się spodziewać?
On, który nigdy nie był na polowaniu, znajdował się na jakimś rozległym, pokrytym śniegiem pustkowiu. Wołał swoich przyjaciół, należących do elity Strażników, ale jego głos odbijał się od nagich, również białych skał.
Nagle coś obok niego przebiegło. Czy to drapieżnik?
Goram zaczął ścigać zwierzę. Biegł tak lekko, jakby miał skrzydła, prawie leciał ponad białą ziemią. Teraz nie widział już zwierzęcia, słyszał natomiast przed sobą jego przerażający, świszczący oddech i biegł dalej z mocnym postanowieniem, że musi je schwytać.
Nie miał broni. Mimo to myślał o upolowaniu zwierzęcia, czuł się niczym ogarnięty wściekłością jaskiniowiec, który za wszelką cenę pragnie dopaść swoją zdobycz.
Głos zwierzęcia był coraz wyraźniejszy i nagle Goram znalazł się tuż przed nim. Bez namysłu rzucił się na zwierzę i…
To nie był drapieżnik. To Lilja, z przerażonym, błagalnym wzrokiem. Kiedy jednak oplótł ją ramionami, uspokoiła się i mógł robić z nią, co chciał.
To było cudowne, naprawdę cudowne, nigdy jeszcze nie przeżył niczego takiego.
Ocknął się nagle z bolesną świadomością, że nie jest w pomieszczeniu sam.
Cóż on wyprawia!
Ale Dolg i Lilja spali spokojnie. Goram nasłuchiwał chwilę dla pewności, potem odetchnął wolno z ulgą i wymknął się do małej kabiny prysznicowej w ich tak zwanej łazience. Było tam tak mało miejsca, że podczas kąpieli należało siedzieć na ławeczce przytwierdzonej do ściany, mimo to urządzenie bardzo się przydawało. W obawie, że szum wody obudzi przyjaciół, Goram umył się pospiesznie. Pod wieloma względami poczuł się oczyszczony, a ponieważ wiedział, że teraz już nie zaśnie, ubrał się bezszelestnie i wymknął na dwór.
Chłodny wiatr od bieguna studził jego rozpaloną twarz.
Wybacz mi, Święte Słońce, prosił w duchu. Nie pragnąłem tego, co przydarzyło mi się we śnie.
Ale sen bardzo mu pomógł, złagodził największe napięcie. Naciągnął więc podszyty futrem kaptur na nie do końca wysuszone włosy i głęboko oddychał polarnym powietrzem.
Było jeszcze bardzo wcześnie, wciąż trwała noc, ale rozwidniło się na dobre. Ptaki morskie i lądowe nawoływały się ochrypłymi głosami. Goram szedł przez jakiś czas po łące, na której kwiaty stały jeszcze pozamykane po nocy, a trawę pokrywała zimna rosa. Ale nigdzie ani śladu czarnego błota. Eliksir Madragów, w skład którego wchodzi również jasna woda, skutecznie usunął resztki złej mazi. Zresztą może to nawóz dla roślin?
Trudno powiedzieć.
Myślami powrócił do własnych problemów.
Może powinienem się wstydzić? Ale sen był taki cudownie piękny…
– O ty, Święte Słońce, przykro mi, ale kocham ją teraz jeszcze bardziej. Naprawdę jest mi pod wieloma względami o wiele bliższa.
Czy o to chodziło?
6
Lilja otworzyła oczy, może przez sen słyszała skrzypnięcie drzwi, kiedy Goram wychodził?
Jej wzrok natychmiast skierował się na łóżko w tylnej części kabiny. Gorama nie było. Lilja usiadła i wyjrzała przez okno.
Tam jest! Stał widoczny z daleka na tle jasnego nieba i patrzył na morze.
Lodowata dłoń zacisnęła się wokół serca dziewczyny, budząc dawną rozpacz i smutek. Jaki on jest bosko piękny, kiedy tak stoi na brzegu! Goram, jeśli chodzi o wygląd, nie należał do najprzystojniejszych Strażników, dla niej jednak nie było bardziej pociągającego mężczyzny. Była po prostu beznadziejnie zakochana, stracona na zawsze.
Pobiegła do maleńkiej łazienki, wzięła krótki prysznic, bez tego nie mogła się obejść. Lilja pragnęła być zawsze czysta i zadbana, na nic więcej nie mogła sobie pozwolić na tych pustkowiach.
Miała nadzieję, że Goram jeszcze nie wrócił.
Dolg obudził się także i zajął po niej „łazienkę Lilja ubrała się ciepło i wyszła.
Goram wciąż stał na brzegu. Ale, o rety, jak daleko odszedł od gondoli! Czy powinna go zawołać?
Pewnie by i tak nie usłyszał poprzez ptasi gwar.
Zaczęła biec. Tak bardzo chciała być z nim w ten piękny, przezroczysty niczym szkło poranek. Takie odnosiła wrażenie, choć chmury zwieszały się nisko, chyba samo powietrze było takie orzeźwiająco czyste i jasne.
Goram zobaczył ją i stał teraz, czekając.
Czyż w jego oczach nie pokazał się tego poranka jakiś specjalny błysk i ciepły uśmiech?
Wiatr próbował zerwać jej kaptur z głowy, mocniej więc zaciągnęła wiązanie.
Lilja wyjęła z kieszeni kamyk.
– Spójrz, jaki piękny wzór – powiedziała bez tchu.
Ostrożnie wziął od niej kamień i pochwalił znalezisko.
– Ale jakie ty masz lodowate palce! – zawołał. – Tutaj powinnaś nosić futrzane rękawiczki.
– Nie pomyślałam o tym – przyznała zawstydzona.
Goram ujął jej rękę i wsunął do swojej kieszeni. Trzymał ją mocno.
Jaka ciepła okazała się jego dłoń! Jak dobrze było ukryć w niej swoją! Lilja czuła, że kręci jej się w głowie i nie mogła zrozumieć, dlaczego.
Nie mówili nic więcej, uśmiechali się tylko do siebie nawzajem i szli brzegiem pod wiatr.
Goram był zaszokowany swoją reakcją na spotkanie z Lilją. Niemal wierzył, że nadal przeżywa swój sen, jego intymny nastrój i mało brakowało, a byłby ą do siebie przytulił. Co mogło stać na przeszkodzie teraz, kiedy znają się tak dobrze…
Niestety, to tylko iluzja, w dodatku surowo zakazana.
Jak to dobrze, że zdołał się opanować na czas i powrócił do rzeczywistości!
Ale też nic dziwnego, że Lilji zakręciło się w głowie! Goram nie zdawał sobie z tego sprawy, ale przez cały czas wysyłał w jej stronę sygnały właściwe tylko Lemuryjczykom. Wciąż trzymał w ręce drobną dłoń Lilji, ogrzewał ją w swojej głębokiej kieszeni, a ona czuła, jak bezgraniczna miłość przenika do jej świadomości. Nie była to zwyczajna miłość, to… Nie znajdowała innego określenia, jak „duchowa erotyka”. Czy coś takiego w ogóle istnieje?
Nie myliła się. To właśnie to. Specjalność Lemuryjczyków. Potrafią oni oddziaływać na partnera na wiele różnych sposobów. To tylko jeden z nich. Goram nie zdawał sobie sprawy z tego, co czyni. Po prostu jego miłość i najgłębsza tęsknota przenikały do serca i zmysłów Lilji.
To bardzo trudna sprawa dla młodej dziewczyny, wychowanej w surowych warunkach przez nieodpowiedzialnych rodziców w nieprzyjaznym mieście zwanym Małym Madrytem. Goram był jedyną miłością jej życia, wiedziała jednak, że nigdy go nie zdobędzie, więc znajdując się tak blisko niego czuła, że zbiera jej się na płacz.
Zastanawiała się, co też ojciec i matka by powiedzieli, gdyby ją teraz mogli zobaczyć. Matka, która zawsze tak bardzo uważała, żeby wszystko na zewnątrz wyglądało dobrze. Fasada, to dla niej najważniejsze. Nikt nie mógł się dowiedzieć o brutalnym zachowaniu męża w domu.
No, no, naprawdę powinni oboje zobaczyć teraz swoją córkę.
A zresztą nie, nie powinni. Lilja za nic by im nie opowiedziała o swojej niezwykłej przygodzie na powierzchni Ziemi daleko, bardzo daleko od cywilizowanych okolic.
Dlaczego gęsto zamieszkane obszary i wielkie miasta ludzie nazywają cywilizowanymi okolicami? Co może być piękniejszego niż ten stary Samojed, który został przy swojej chorej żonie, kiedy wszyscy ucieka li przed wielką grozą? Czy on nie jest cywilizowany.