– Po prostu śledziłem was oboje.
Tak proste, tak oczywiste. Każdy mógł na to wpaść.
– Nie wierzę, żeby mógł pan w ten sposób poznać dokładnie nasze życie.
– Proszę sprawdzić.
– I zna pan dokładnie zwyczaje Davida? Jeszcze szerszy uśmiech rozjaśnił jego oblicze.
– Oczywiście.
– O której wyszedł David dziś rano z mojego mieszkania?
– Szósta czterdzieści pięć. Zawsze wychodził o tej porze. Caitlin pomyślała, że wiedział, i to za każdym razem, kiedy byli ze sobą, i mimo zdenerwowania poczuła rozbawienie. Zachichotała. Potem szybko próbowała coś powiedzieć, żeby słowami zatuszować swoją nie kontrolowaną reakcję.
– I co zawsze robi David, kiedy wychodzi ode mnie? – zapytała. Sama nie miała o tym pojęcia, ale co jej szkodziło sprawdzić wszystkie informacje tego szpiega?
Michael Crawley wybuchnął ochrypłym śmiechem.
– Jak to co? Je śniadanko ze swoją mamusią! Rechotał, aż łzy pojawiły się w jego oczach. Potem opanował się, przeważyła chęć, by pochwalić się swoim tryumfem.
– Rozumiesz, Caitlin, rozpracowałem go psychologicznie. Wykorzystam odpowiednio tę wiedzę o śniadankach z mamusią. Zniszczę go doszczętnie.
Caitlin poczuła, że zaraz oszaleje.
– Pan jest sadystą! – krzyknęła.
– Rzeczywiście, jestem sadystą. W dodatku inteligentnym. Matka Davida będzie głównym atutem w moich planach.
Drgnęła i wskazała ręką na otwarte drzwi.
– Do widzenia panu.
Stanął w progu i czekał, wlepiając w nią oczy.
– Przemyśl to wszystko, Caitlin. Zadzwoń do mnie, jak będziesz szukała pracy. David jest dla ciebie stracony. Nie ma już do ciebie źdźbła zaufania. Nie będzie chciał cię widzieć. A ja zapłacę więcej niż on. Plus słodka nagroda, żebyś nie czuła się pokrzywdzona.
– Myślę, że się nie rozumiemy – powiedziała ostro. – Dobranoc panu.
Nie czekał już, żeby mu to powtórzyła.
Wyszła na zewnątrz, patrząc, jak nikną w oddali światła jego samochodu. Potem zwymiotowała na grządkę. Przepłukała usta wodą z węża ogrodowego. Trzeba było wracać do gości. To nie było łatwe. Drgał w niej każdy mięsień.
Zamknęła drzwi za sobą i oparła się o nie. Michael Crawley był tak obrzydliwy, że nadal zbierało jej się na wymioty. Potrzebowała jakiegoś antidotum na tę truciznę. Nic takiego jednak na razie nie mogła znaleźć. Crawley operował faktami i to było bardzo trudne do podważenia. I miał rację. Zaufanie, jakim darzył ją David, zostało bezpowrotnie zniszczone. Caitlin pomyślała, że nie ma już powrotu do Davida, nie ma sposobu, żeby mogła znowu być razem z nim. To już koniec.
Powiodła wzrokiem po ścianach, znowu ta walentynkowa dekoracja, sznur świateł, dwa czerwone serca. Łzy pojawiły się jej w oczach. Ależ udało jej się w tym roku to święto!
Powoli, docierały do jej uszu dźwięki płynącej z salonu muzyki. Poznała melodię, to była stara piosenka z filmu „Duch”. Tak, najwyższy czas wracać do gości. Otarła łzy i próbowała ułożyć usta w coś w rodzaju uśmiechu.
Słowa piosenki mówiły o miłości, o szczęściu. To było takie piękne, wyrażające tak niezgłębioną tęsknotę… Pomyślała, że już nigdy nie będzie w jej życiu miłości. To, co się tak cudownie zaczęło, ten ogień namiętności nigdy już nie rozpali się pełnym blaskiem. Nie będą mieli okazji, żeby się lepiej poznać. I on nigdy już się nie dowie, że byli stworzeni dla siebie… Coś fantastycznie wspaniałego zostało zniszczone przez diabła w ludzkiej skórze, przez tego obrzydliwego Michaela Crawleya.
Słyszała przez drzwi, jak głos ojca dołączył do piosenkarza.
Wolnym krokiem pokonała odległość dzielącą ją od salonu. Poprzez łzy widziała, jak rodzice tańczą razem, przytuleni do siebie. Patrzą sobie w oczy, jakby na świecie nie istniał nikt inny oprócz nich. Matka także zaczęła śpiewać.
Patrzyła na nich, wirujących na parkiecie. Tacy byli cudowni, trzydzieści lat razem i ciągle tak bardzo zakochani. I Caitlin przysięgła sobie, że zrobi, co tylko będzie możliwe, żeby David znowu jej wierzył. Musi odzyskać jego zaufanie. I jego miłość.
Potrzebowała go.
Kochała go.
A on? On przecież był samotny przez większość swego życia… Sam jej to wyznał.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Przyszła do biura już o ósmej rano. Jeszcze nie było sprzątnięte. Dwie sprzątaczki dopiero kończyły swoją pracę. Caitlin od razu jednej z nich sprezentowała te nieszczęsne róże od Crawleya, a drugiej koszyk z upominkami. Wyjęła z torebki odświeżacz powietrza i szybko unicestwiła zapach róż. Potem poszła do łazienki i bardzo starannie umyła ręce, które mimo wszystko musiały dotykać kwiatów i koszyka.
W ten sposób znikły z pokoju wszelkie ślady po podstępnym draniu Crawleyu.
Jej wymówienie leżało nadal na biurku, tak jak je zostawiła poprzedniego dnia. Znalazła również na faksie wiadomość od delegacji niemieckiej, prawdopodobnie oznaczającą pogrzebanie jeszcze jednej nadziei. Nic jednak nie mogła na to poradzić. Poszła do toalety – nigdy w życiu nie czuła się aż tak bardzo zdenerwowana, jak dziś.
Jeszcze raz przejrzała się w lustrze, zastanawiając się, czy jest stosownie ubrana. Może powinna była włożyć tę zieloną sukienkę, która kiedyś tak bardzo podobała się Davidowi. Jeżeli jednak pamiętał, że ją pochwalił, potraktowałby to jako wyrachowanie. Zastanawiała się nad tym przed wyjściem do pracy i w końcu zdecydowała się na czerwoną garsonkę. To był mocny kolor, a tego poranka szczególnie potrzebowała siły. Niestety, czerwony kolor podkreślał bladość jej twarzy i sińce pod oczami, oczywisty znak nerwów i niewyspania.
Nie miała wiele czasu na spanie, jednakże nawet w ciągu tych paru godzin nie zmrużyła oka i wydawało jej się, że ta noc ciągnie się w nieskończoność.
Caitlin powiedziała rodzicom, Michelle i Trevorowi, że David po prostu nie mógł dłużej zostać, bo musiał już wracać i mogli sobie interpretować tę informację, jak tylko chcieli. Gdy impreza zbliżała się już do końca, któryś z gości chętnie i życzliwie podwiózł ją do Yarramalong i wkrótce znowu dysponowała swoim malutkim samochodem.
Wracając do Sydney, pomyślała z ulgą, iż przyjęcie skończone i że już do nikogo nie musi się uśmiechać. Czuła się okropnie zmęczona. Poszła spać bardzo późno i nie miała wiele czasu na sen, nawet gdyby udało jej się trochę zdrzemnąć, gdyż postanowiła, że przyjdzie do pracy dużo wcześniej niż szef.
Całą noc zastanawiała się, czy David, wychodząc z domu jej rodziców, rzeczywiście nie miał żadnych wątpliwości, co do prawdomówności Crawleya. Próbowała też dojść, o co chodziło temu draniowi, gdy mówił o matce Davida. W jaki sposób mógł wykorzystać fakt, że David codziennie rano jadał śniadanie razem z matką? Nawet gdyby z tego wynikało, że David jest maminsynkiem czy nawet fajtłapą, to i tak jej szef nie był człowiekiem, który przejmowałby się takimi pomówieniami. O co mogło chodzić Crawleyowi?
I jeszcze pozostawała kwestia, dlaczego David był tak konsekwentnie uparty w ścisłym trzymaniu się rozkładu dnia. Przecież mimo wszystko śniadanie z matką nie było aż tak ważne, żeby nie mógł tego odwołać.
Dlaczego nigdy nie zaprosił jej do siebie do domu? Co tam ukrywał? Czyżby drugą kochankę? Tamta byłaby jego domową panią, a ona służbową? Ciekawa organizacja haremu. Nie, na pewno nie chodziło o nic tak podłego. Ale dlaczego jej nie zapraszał? Co on tam ukrywał? Trzymał jakiegoś potworka w tym swoim domu?
Tak wiele pytań cisnęło się jej na usta. Niestety, na razie musiały poczekać.
O ósmej dwadzieścia dwie otworzyła biuro, zamknięte przedtem na klucz. Wiedziała, że punktualnie o ósmej trzydzieści pojawi się w pracy David.