Drzwi otworzyły się gwałtownie. Wpadł David Hartley. Widać było, że jest wściekły.
Przeraziła się. Czas minął. Zrobiło się już za późno, by dzwonić po Paula Jordana.
Dawid spojrzał na nią z wściekłością. I na bukiet róż.
– Co się, do licha, z tobą dzieje?
Wstała z krzesła i spuściła głowę. Czuła się winna.
– Czy wiesz, że delegacja zainteresowana jest również rozmowami z Crawleyem? – zapytał wściekłym tonem.
To brzmiało groźnie. Crawley był najpoważniejszym przeciwnikiem Davida, firmą konkurencyjną, nie zawsze działającą fair play. Nielegalnie wykorzystywał patenty Davida, które przedstawiał jako swoje. W najbliższej przyszłości czekała ich sprawa sądowa przeciwko Crawleyowi, właśnie o kradzież patentów. Przeciwnik był przebiegły, nie liczył się zupełnie z niczym. Na pewno należało na niego uważać.
– Przepraszam…
– Przez dziesięć minut próbowałem się z tobą skontaktować, Bez przerwy zajęte! Zrobiłaś ze mnie idiotę w oczach tych ludzi!
Czuł się zlekceważony, wystrychnięty na dudka. Tak, to wyszło nie tak, jak powinno. Zdawała sobie z tego sprawę.
– Dzwoniła moja mama… Ma poważny problem i nie mogłam jej przerwać – próbowała wyjaśnić, ale wiedziała, że to brzmi bez sensu.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem. Rozumiała to. Nigdy dotąd coś takiego jej się nie zdarzyło. Zawsze mógł liczyć na jej służbową subordynację.
– Gdzie jest Paul Jordan? – zapytał.
Zaczęła gorączkowo zastanawiać się nad jakąś sensowną odpowiedzią.
Popatrzył na jej zaróżowione policzki, potem przeniósł wzrok na róże i koszyki z prezentami.
– Czy to matka przysłała ci te róże? – zapytał.
– Nie, przecież one… są od ciebie… – wyjąkała, speszona.
Spojrzał na nią, jakby zupełnie oszalała.
– Nie rozumiem, o czym mówisz. Nic takiego nie zamawiałem. Nie w głowie mi róże. Mam teraz doprowadzić do podpisania poważnego kontraktu. Co się z tobą dzieje?
– Jeśli nie ty przysłałeś mi te róże, to kto? – zapytała i nagle poczuła, że kręci jej się w głowie, a ziemia osuwa się spod nóg.
– Zapytaj swoją matkę albo kogo chcesz, ale nie mnie – odparł cierpkim głosem. – Czy mogłabyś teraz zająć się tym, co do ciebie należy?
Uczucia zmieszania i niedowierzania powoli zmieniały się we wściekłość. On jej wcale nie słuchał! Nic nie pojął! Wydawał rozkazy, myśląc tylko o sobie. Jej świat się wali, a jego to nic nie obchodzi. Nie pamiętał o walentynkach. A więc tak mało dla niego znaczy? Nie kupił jej róż ani upominków. Tego dnia, kiedy wszyscy panowie myśleli o prezencie dla swojej wybranki, on zachowywał się jak tyran. Sadysta i despota. Traktował ją jak pogotowie seksualne, jak panienkę na zamówienie. Gdyby choć trochę była dla niego ważna, pamiętałby o Dniu Zakochanych.
– Dobrze. Zaraz wszystkim się zajmę. Sądzę, że już nie mamy o czym rozmawiać. Wracaj do gości.
– Zadzwoń natychmiast po Paula Jordana – przypomniał. – On jest mi bardzo potrzebny.
Patrzyła, jak odwrócił się do niej plecami i wyszedł.
Zimny, twardy i bezwzględny. Taki był zawsze dla swoich przeciwników, na przykład dla Crawleya. Takiego znali go również jego partnerzy handlowi, jak właśnie inżynier Schmidt z niemieckiej delegacji.
Teraz i dla niej był taki. Jak kostki lodu, które rano przygotowywała do napojów gazowanych.
Z ciężkim sercem sięgnęła po słuchawkę. W gabinecie kierownika działu handlowego nikt nie odbierał telefonu. Czekała jeszcze parę minut, po czym zadzwoniła do recepcji, aby zapytać Jenny Ashton o Paula Jordana.
– Nie ma go w biurze – uprzejmie poinformowała ją Jenny. – Wyszedł na pół godzinki do szkoły handlowej, spotkać się z kimś tam, w sprawie jakiegoś ważnego kontraktu.
Caitlin odłożyła słuchawkę i aż jęknęła. Ten szczęśliwy poranek zmienił się w coś upiornego. Sprawy służbowe, życie prywatne, wszystko legło w gruzach. Nic już nie wróci minionych dobrych dni. Pomyślała, że zanim odejdzie, musi coś zrobić, żeby David ją zapamiętał. Na zawsze.
Wyszukała w segregatorze dane dotyczące zawartego niedawno kontraktu z Sutherlandem. Przyjrzała im się uważnie.
Już nigdy więcej nie będzie mu uległa.
David nie będzie tu rządził. Nie przy niej.
Paul Jordan nie będzie robił głupich uwag o jej licznych adoratorach. I nawet jeśli chciał sobie wyjść z biura, nie zawiadomiwszy o tym swojego szefa, to niech sobie idzie, gdzie chce.
Sama potrafi poradzić sobie z niemiecką delegacją. Ani David, ani też Paul Jordan nie byli jej do tego potrzebni. I już nigdy więcej nie będą nią komenderować.
ROZDZIAŁ CZWARTY
David oczywiście usiadł na honorowym miejscu przy stole w saloniku. Czterech mężczyzn z niemieckiej delegacji siedziało koło niego, dwóch po lewej, dwóch po prawej stronie. Przewodniczący delegacji, inżynier Schmidt, zajął miejsce po przeciwnej stronie stołu, naprzeciw Davida. Przeglądał właśnie jakieś papiery, gdy weszła Caitlin. Uwaga czterech mężczyzn skierowała się na nią.
Szef rzucił jej groźne spojrzenie. Schmidt zirytował się, że przerwała mu w połowie zdania. Twarze pozostałych panów wyrażały uprzejme zainteresowanie ładną dziewczyną. Poza tym wszyscy spojrzeli pytająco – co ma oznaczać to nie zapowiedziane wejście?
Wyglądali na biznesmenów znających się na rzeczy. Żaden jednak nie miał tego uroku, co David. W tym pokoju on był osobą dominującą. Znała jego silną osobowość, doświadczała jej przecież przez całe cztery miesiące. Ta myśl znowu wzbudziła w niej bunt Dość tego. Nigdy już nie będzie tłamsił jej swoją osobowością.
Poczuła przypływ weny. Tak, teraz ona przejmie tu inicjatywę. To ona zagra główną rolę. Teraz ona będzie dyktować mu, co ma robić. Być może nigdy nie była dla niego kimś ważnym, ale teraz to on jej już nie zapomni. Ani tego, co teraz zrobi. Miała ochotę dopiec mu do żywego. Nie aż tak oczywiście, by nie podpisano tego kontraktu, ale tak, żeby nie zapomniał, co ona potrafi, jeśli chce. To ona wpłynie na niemiecką delegację, by wreszcie osiągnąć cel. A David nie będzie miał tu nic do gadania.
Podeszła sprężystym krokiem do stołu, rzucając Davidowi wymowne spojrzenie.
– Panie Hartley, w naszym biurze panuje dziś taki straszny zgiełk, mamy tyle pracy… – powiedziała, nie okazując żadnego zakłopotania.
– Wiem o tym – uciął. Głos jego przypominał pomruk, jaki można słyszeć przed trzęsieniem ziemi czy też przed wybuchem wulkanu.
– Panie prezesie, miło mi zakomunikować panu, że nadeszło właśnie zatwierdzenie kontraktu z Sutherlandem. Zaakceptował wszystkie nasze warunki.
– To dobrze – próbował zmrozić ją spojrzeniem.
– Zupełnie nie wiem, jak nam się uda dostarczyć na rynek tak ogromną partię towaru – zwierzyła się.
– Panno Ross… proszę się kontrolować.
– Piętnaście tysięcy kompletów – szepnęła z rozpaczą w głosie.
Zarówno ona, jak i David wiedzieli, że znacznie zawyżyła tę liczbę. Nigdy w życiu nie udało im się podpisać aż tak dobrego kontraktu. Delegacja niemiecka natomiast musiała przyjąć jej słowa za prawdziwe.
– Panno Ross, tego rodzaju informacje są ściśle tajne, proszę uważać, co pani mówi – szybko powiedział David i jeszcze szybciej zapytał: – Gdzie jest Jordan?
– Wyszedł. Niestety, nie mógł poczekać. Spieszył się na spotkanie do szkoły handlowej – westchnęła głęboko. – Ten człowiek jest jak maszyna. Sprzedaje, sprzedaje i świata nie widzi poza pracą.
– Nie wiedziałem, że planował wyjście… – Szef wydawał się wyprowadzony z równowagi. – Powinien był przyjść tutaj.
– Zupełnie nie miałam czasu, żeby pana o tym zawiadomić – wyjaśniła Caitlin z pewnym zniecierpliwieniem. – Jak pan się już zorientował, wszystkie linie telefoniczne naszej firmy były przez cały ranek zajęte. Pracujemy nad tym drugim kontraktem… Wie pan, o czym mówię… Nie będę teraz wdawać się w szczegóły, bo to też jest ściśle tajne. Nie damy rady wykonać wszystkich zamówień. Zainteresowanie naszą firmą jest ostatnio stanowczo nadmierne. Żeby temu sprostać, potrzebujemy nowych linii telefonicznych…