Z początku Jakow pomyślał, że to czary Kościeja, ale twarz Nieśmiertelnego wyrażała to samo zaskoczenie i szok, co twarz Galiny. Nawet Zemuna i Siergiej wysunęli się z celi, gdzie roztropnie postanowili przeczekać potyczkę, i teraz wypatrywali źródła wybuchu w ogłuszającej ciszy, która po nim nastąpiła.
Zza szarego głazu, który blokował pole widzenia, napłynął odgłos ostrożnych kroków. Wojskowe buty, domyślił się Jakow. Chwycił Galinę za łokieć, Kościej zacisnął pięści, Timur-bej sięgnął po szablę. Zapomniawszy o bitwie, żołnierze napoleońscy zwrócili się przodem ku nieznanemu zagrożeniu, ich ramiona muskały rękawy Timur-beja i wyciągnięte ręce Kościeja, ich plecy obróciły się w stronę Jakowa, jakby już nie był wrogiem, a sprzymierzeńcem.
– Nie ruszać się – rozległ się kobiecy głos i zza szarego głazu wyjrzała lufa strzelby. – Do licha, a co to takiego?
Galina strząsnęła rękę Jakowa i pobiegła, przepychając się pomiędzy żołnierzami.
– Elena! To ty?
Żona dekabrysty stanęła w polu widzenia, jej czarna aksamitna suknia była poplamiona rzecznym błotem, a pod paznokciami drobnych białych dłoni czerniały półksiężyce brudu. Rzuciła na podłogę strzelbę, którą dotąd trzymała gotową do strzału, i wyciągnęła ręce do Galiny. Kobiety uściskały się ze śmiechem, nie zważając na krew na podłodze.
Elena nie przyszła sama – zza szarego głazu uroku Sirin wyszło gęsiego kilka rusałek w ciężkich wojskowych butach, a za nimi wymaszerowali dwaj żołnierze z około tysiąc dziewięćset siedemnastego – Jakow uznał ich za kawalerzystów Budionnego, Kozaków albo wyjętych spod prawa (co nie czyniło większej różnicy). Rewolucjoniści i bohaterowie wojenni pod wodzą wroga klasowego i kilku utopionych dziewcząt. Jakow uznał, że lepiej się nad tym nie zastanawiać.
– Dlaczego go zastrzeliłaś? – Zapytał Elenę.
Obrzuciła go zirytowanym spojrzeniem, wyraźnie zła, że przerwał jej pogawędkę z Galiną.
– To zdrajcy – powiedziała.
– Nieprawda! – Zaprotestował jeden z ocalałych żołnierzy.
– Oczywiście, że prawda, poruczniku. Spaleni w czasie odwrotu, pomyśleć tylko! Zapomniałeś, że mój mąż dowodził waszym regimentem. Wiem, dlaczego zostaliście z tyłu, wiem, dlaczego spłonęliście – miasto nie mogło znieść waszej obecności, dezerterzy. Wolało stracić budynek niż pozwolić wam w nim pozostać. Porzuciliście swojego dowódcę.
Porucznik wyprostował się, jego białe oczy niemal zapłonęły z gniewu.
– Gadaj zdrowa, dziwko! To ty go zdradziłaś, nie zachowałaś się jak na dobrą żonę przystało, nie pojechałaś z nim na Syberię, więc ty też zasłużyłaś na pobyt w tym przeklętym podziemiu, ty też…
Nie skończył – Elena płynnym ruchem podniosła strzelbę i wycelowała w jego pierś. Jakow wziął to za brawurę, jak wszyscy inni – żołnierze po bokach Eleny uśmiechali się drwiąco, ci naprzeciwko niej pomrukiwali z niezadowolenia. Strzał huknął niespodziewanie.
– Co ty robisz?! – Wrzasnął Jakow, gdy porucznik padł w ramiona swoich towarzyszy, pchnięty siłą strzału. – Straciłaś rozum? On nic nie zrobił!
Elena wzruszyła nagim ramieniem i oparła na nim strzelbę.
– To nie jest zabójstwo w samoobronie, Jakow – powiedziała. – To akt zemsty. To oni zabili Berendeja, to przez nich mój mąż stracił zdrowie i duszę. Załamał się po wojnie. Syberia nie skrzywdziła go bardziej niż oni.
– Nakarmili również Licho i Zlydena – dodała Zemuna.
– Nie możesz tak po prostu chodzić i zabijać ludzi! – Zawołał Jakow.
– Jasne, że może – odezwał się Timur-bej. Milczał do tej pory i Jakow zdążył o nim zapomnieć. – Nie mamy tu policji. I nie lubimy zdrajców.
– Przykro mi, że muszę przerwać tę ożywioną dyskusję na temat natury sprawiedliwości – powiedział Kościej – ale myślę, że może powinniśmy zająć się Ałkonost i jej siostrami, odkładając na później martwienie się o te usmażone worki mięsa.
Trzej pozostali żołnierze posłusznie weszli do celi zwolnionej przez Zemunę i gawrona. Zamek był zepsuty, więc dwaj stoiccy kawalerzyści stanęli na straży.
– Czekajcie – powiedziała Galina. – Co z moją siostrą? Co z resztą ludzi przemienionych w ptaki?
Kościej obrócił w palcach białe piórko.
– Mogę im pomóc, ale najpierw musimy zabrać ich na powierzchnię. Niepotrzebni nam tutaj ci wszyscy turyści.
– Czy to miejsce nie jest połączone z Kołomienskoje? – Zapytał Jakow.
– Jest – zaskrzeczał Siergiej. – Sława zawsze się tam z nimi spotykał, musi być jakieś połączenie. Myślę, że wyjście jest we wschodniej wieży. Ptaki są więzione w zachodniej.
– Sprawdzimy to wszystko – powiedziała Elena i skinęła na swoją małą, ale groźną armię. – Twój drugi przyjaciel jest na powierzchni. Jeśli Ojczulek Mróz nie bredził w pijackim zamroczeniu, on i jego dziewczyna zamierzali zajrzeć do Kołomienskoje. Chodźmy, trzeba uwolnić Gamajun i jej siostry, znaleźć wyjście i spędzić ptaki.
– I odszukać Jednookie Licho – dodała Galina. – Dziwne, że nie natknęłaś się na nie.
Elena pokiwała z uśmiechem głową.
– Jest mnóstwo do zrobienia – powiedziała. – Ruszajmy.
18 PTAKI
Fiodor nie liczył na to, że z niedźwiedzia złożonego ze szczurów będą mieli długo pożytek. Osobliwe widowisko odwróciło od nich uwagę bandytów, pozwoliło im zyskać na czasie. Gdyby tylko mógł zrobić coś z tym czasem, płynącym teraz zbytecznie, jak mu się zdawało. Nie wiedząc, co zrobić, pchnął Oksanę w najbliższą zaspę, żeby ustrzec ją przed krzywdą, która wydawała się nieuchronna.
Niestety, niedźwiedź ze szczurów źle zinterpretował jego zamiary i zwrócił się ku niemu, podnosząc łapy w opiekuńczym geście.
– A co to, kurwa, takiego? – Zapytał jeden z bandytów.
– Jakiś niedźwiedź – odparł drugi. – Niedźwiedź transformer.
– No tak – mruknął trzeci, rozpogadzając się. – Mój dzieciak ma coś takiego, z importu. Ładna zabawka.
Patrzyli, jak Fiodor cofa się po ścieżce, z kawką Władimirem krążącą nad jego głową. Sława milczał, ale jego ręka sięgnęła pod kurtkę, i Fiodor skrzywił się na myśl o tym, co wyjmie. Nie lubił broni, bał się jej – nawet gdy ojczym chodził na polowania, wolał zostawać w domu i nigdy nie patrzył na szkliste ślepka ptaków i królików, które ojczym przynosił do domu. Wyobraził sobie własne oczy przemieniające się w pozbawione wyrazu szklane kulki, zamglone przez śmierć.
Oksana, leżąca pomiędzy nim i bandytami, wstała. Wypluła śnieg i zagwizdała na niedźwiedzia, zmieniając kierunek jego chwiejnego ataku. Fiodor pomyślał, że sytuacja robi się żenująca, i tylko z tego powodu, ignorując błysk w ręce Sławy, rzucił się na bandytę.
Dzieliła ich zbyt duża odległość, a ścieżka była śliska. Sława zobaczył jego ruch i podniósł pistolet. Zmrużył szare oczy, celując w niego z ciężkiego lugera o długiej lufie. Niedźwiedź podszedł bliżej. Sława po chwili wahania wziął go na cel. Jego goryle zeszli ze ścieżki i ruszyli w stronę Fiodora.
Huknął strzał, niedźwiedź zachwiał się i rozsypał. Szczury pierzchły, zostawiając jednego, wijącego się i tryskającego krwią na pocięty niebieskimi pasami śnieg. Oksana krzyknęła i upadła na kolana, żeby podnieść rannego gryzonia. Wzięła go w ręce, nie bacząc na niebezpieczeństwo.
Fiodor zamachnął się niezdarnie na bandytę, który dotarł do niego pierwszy. Mężczyzna machnął ręką, jakby odpędzał muchę, a następnie trzasnął go w szczękę wielką okrągłą pięścią. Fiodor poczuł, że cios przemieścił mu coś ważnego, i słona krew zalała usta. Zatoczył się do tyłu, ale zdołał utrzymać na nogach. Patrzył, jak krew ściekająca z ust wypala małe ciemnoczerwone kratery w ubitym śniegu na ścieżce.