Выбрать главу

– Wiem. Jakow go spotkał i nie wydawał się zbytnio szczęśliwy.

Elena wzruszyła ramionami.

– Tak to już jest. Ale wioślarz może ci pomóc, naprawdę. I tam jest spokój. Będzie jeszcze spokojniej, gdy pozbyliśmy się Licha i Zlydena. Możemy pić herbatę i rozmawiać przez cały dzień.

Galina pokiwała głową.

– Brzmi nieźle.

Lepsze niż alternatywa, pomyślała. Wspomniała historię Sirin, potęgę jej głosu, który sprawiał, że ludzie pogrążali się w cichym zadowoleniu – gorszym od śmierci, przynajmniej tak mówiły opowieści, choć nigdy nie wyjaśniały dlaczego. Bohaterowie powinni wytrwale zmagać się z przeciwnościami, są tworzeni do walki, nie do składania broni. Ale gdy walka się kończy, a ktoś ciągle przegrywa, dlaczego nie poddać się zadowoleniu? Nic jej nie trzyma na powierzchni.

Usłyszała, że Fiodor i Jakow poszeptują za ich plecami. Odwróciła się, ciekawa, co się dzieje. Postanowiła porzucić nadzieję, ponieważ nadzieja mogła ją tylko jeszcze bardziej zranić, ale nie mogła się powstrzymać.

Fiodor pokazywał Jakowowi i Kościejowi kawkę, a Siergiej, wciąż w ciele białego gawrona, przyglądał się sceptycznie. Bolesny spazm ścisnął serce Galiny.

– Nie – powiedział szybko Fiodor – to nie twoja siostra, przykro mi. To ten facet, Władimir, a raczej jego dusza, rozumiesz? Była w jednej z tych szklanych kulek, szczur Oksany wykradł ją Sławie, a my wcisnęliśmy ją w kawkę. Kościej wspomniał, że może zdoła przywrócić Siergiejowi ludzką postać, więc pomyślałem, że może też pomóc Władimirowi.

Władimir zaskrzeczał z napięciem w głosie:

– Naprawdę jesteś Kościejem Nieśmiertelnym?

– Naprawdę – odparł Kościej. – I owszem, mogę ci pomóc, ale muszę mieć odpowiednie ciało.

Jakow i Fiodor wymienili spojrzenia.

– No co? – Zapytał Kościej. – Nie mogę zrobić czegoś z niczego. Przekładanie dusz to jedno, ale robienie ciał z powietrza to pomysł zbyt metafizyczny.

– Ale te ptaki… – Zaczął Jakow.

– Ci ludzie zostali przemienieni w ptaki przez magię, jakiej nie posiadam. Odczarowałem ich, to wszystko. Ale jak według was miałbym zrobić ludzkie ciało ze szklanej kulki albo z głupiej kawki? Nie słyszeliście o prawie zachowania masy, idioci?

Jakow i Fiodor pokiwali głowami, milcząc jak skruszone dzieci.

– Rzućmy okiem, co zrobiliście z obecną tu kawką. – Kościej wziął ptaka z rąk Fiodora. – Ho, ho… Chwileczkę… A co to takiego?

– Co? – Zapytała Oksana. – Zrobiliśmy coś źle?

– To znaczy, poza wepchnięciem kulki do dzioba niczego niepodejrzewającego ptaka? – zadrwił Kościej. – Tak, w istocie. Ten ptak… To jeden z tych zaklętych.

– W takim razie dlaczego się nie przemienił? – Zapytał Jakow.

– Bo wpakowaliście w niego drugą duszę. Zasrani amatorzy. – Kościej przez jakiś czas przyglądał się kawce, po czym spojrzał na Galinę. Gdy przemówił, jego głos był wyważony, ostrożny: – Moja droga, mam dobrą i złą wiadomość.

Galina z trudem przełknęła ślinę, bo zaschło jej w gardle. Słyszała w uszach ogłuszający huk krwi. Ledwo rozumiała słowa Kościeja.

– Dobra wiadomość jest taka – powiedział – że chyba znaleźliśmy twoją siostrzyczkę.

***

Galina przypomniała sobie, jak Masza uciekła z domu. W przeciwieństwie do większości dzieci, które wracały w porze kolacji, Masza wciąż szła przed siebie; policja zatrzymała ją piętnaście kilometrów od domu, za obwodnicą, która otacza miasto niczym wąż połykający własny ogon, krztuszący się trującymi wyziewami spalin i smoły rozgrzanej na słońcu. Gdy policjant przywiózł ją do domu, jej sukienka – różowe różyczki na blado-żółtym tle – pachniała benzyną i spalinami. Masza nie umiała udzielić przekonującej odpowiedzi na pytania dorosłych – Dlaczego? Co chciałaś zrobić? – Tylko patrzyła na zmartwione twarze mamy i babci. Dopiero gdy dały jej spokój i Galina zapytała ją o to samo, wzruszyła ramionami.

– Nie wiem. Po prostu chciałam być daleko.

– Nie jesteś tu szczęśliwa, z nami?

– Jestem. – Masza uśmiechnęła się, odzyskując zwykły pogodny nastrój. – Chciałam tylko zobaczyć, czy gdzie indziej mogę być szczęśliwsza.

Rzeczywiście, gdzie indziej. Nawet jej bunt miał dobroduszny charakter, nie był negacją, lecz kolejną próbą aprobaty, ogarnięcia większej cząstki świata. Galina zazdrościła jej zdolności do kochania – gdy ona uciekła jako dziecko, błąkała się po okolicznych ulicach i rozkoszowała fantazją o rozpaczy i wyrzutach sumienia matki, dopóki się nie zmęczyła i nie zgłodniała; dłużej nie mogła się karmić ponurą urazą i wróciła do domu na kolację. Masza nauczyła ją, że miłość i ciekawość dają więcej siły.

Spojrzała na kawkę siedzącą na dłoni Kościeja.

– Co się stanie? – Zapytał ptak. – Ze mną, to znaczy z Władimirem.

– Będziemy musieli znaleźć ci inne naczynie – odparł Kościej. – Obawiam się, że mamy tylko szczury.

Władimir nie wydawał się zachwycony.

– Nie martw się – powiedział Fiodor. – Jestem pewien, że pod ziemią znajdziemy coś odpowiedniejszego. Może wronę, jak Siergiej.

– Nie chcę iść pod ziemię – sprzeciwił się Władimir.

– Ja też nie – dołączył do niego Siergiej.

– Cóż, raczej nie macie wyboru, prawda? – Zauważyła Elena. – Chyba że chcecie zostać tutaj, ale wiecie co mówią o białych wronach. Poza tym pod ziemią nie ma kotów, z wyjątkiem Bajuna.

Galina westchnęła.

– A co z moją siostrą? Czy to znaczy, że na zawsze zostanie ptakiem?

Kościej wzruszył ramionami.

– To zła wiadomość, moja droga. Nie mogę jej odmienić, ale mogę przenieść jej duszę w ciało innej kobiety, oczywiście jeśli je znajdziesz.

– Chcesz powiedzieć, że aby ona żyła, ktoś będzie musiał umrzeć? – Zapytała. Pomysł wcale nie wydawał się potworny, przecież ledwie parę minut temu rozważała, czy nie zamarznąć na śmierć. Złość była niewystarczająca, żeby ją zmusić. Ale miłość…

– Nie – powiedział Kościej. – W zasadzie nie umrzeć. Po prostu zamienić się z nią miejscami, zostać ptakiem.

– Jak te dwa? – Galina wskazała Siergieja i Władimira.

– Niezupełnie. Oni zachowują się po ludzku, bo ich dusze, opakowane w szkło, nie są związane z ptasimi ciałami. Są jak ręce w pacynkach, ożywiają je, ale nie stanowią z nimi jedności. Bez szklanej osłony dusza ludzka stanie się duszą ptaka.

Galina skinęła głową.

– Ja się z nią zamienię. Z przyjemnością.

Elena obrzuciła ją zmartwionym spojrzeniem.

– Galino… Myślisz, że to naprawdę dobry pomysł?

Galina się uśmiechnęła.

– Najlepszy, jaki kiedykolwiek miałam. Pozwólcie mi tylko coś jej powiedzieć, dopóki jeszcze mogę mówić.

Kościej chwycił ptaka, żeby wyłuskać z wola szklaną kulkę z duszą Władimira. Galina skrzywiła się, widząc to bezceremonialne traktowanie siostry, i odwróciła wzrok. Spojrzała dopiero wtedy, gdy szklana kulka leżała bezpiecznie na wąskiej dłoni Kościeja, wśród garbów kości biegnących równolegle jak klepki beczułki.

Galina ujęła kawkę w dłonie, ostrożnie, jak kruchą bombkę choinkową. Kawka patrzyła na nią koso, przekrzywiając łebek, z szelmowską miną. Galina wyszła na dwór.

– Posłuchaj – powiedziała do kawki – kiedy przypomnisz sobie to wszystko – i musisz, musisz – błagam, nie czuj się źle. Jasne, to ciało jest starsze niż twoje, ale więcej nie mogę zrobić. Pamiętaj, masz dziecko i teraz ty musisz opiekować się mamą. Nie mów jej, co się stało. Po prostu bądź sobą.

Spojrzała na nagie drzewa, delikatne, a zarazem surowe, rysujące się na niebie jak na obrazie. Szukała słów, żeby wszystko wyjaśnić słuchającemu uważnie ptakowi.