Выбрать главу

– Czy pamiętacie zapis w dzienniku amerykańskiego porucznika? Napisał, że zobaczył don Sebastiana z koniem i mieczem w ręku na grani wzgórza, pamiętacie?

– Pewnie – odpowiedział Pete. – Tam było wszystko pokręcone, bo jak się wychodzi z hacjendy, nie ma żadnego wzgórza za rzeką.

– Jest teraz – powiedział Jupiter tryumfalnie. – Było też w 1846 roku. Patrzcie!

Za strumieniem, który był teraz rzeką, widniał wyraźnie posąg człowieka na bezgłowym koniu na grzbiecie wysokiego wzgórza!

– W 1846 roku i wcześniej, rzeka Santa Inez musiała mieć dwie odnogi – mówił Jupiter. – Nie odczytaliśmy tego na starych mapach, bo rzeka i strumień wyglądają na mapie tak samo. Ale w 1846 roku, kiedy porucznik tu przebywał, strumień był również rzeką. Któregoś dnia ziemia osunęła się ze wzgórza w pobliżu tamy i uformowała wzniesienie, które odcięło jedną odnogę rzeki. Może stało się to wskutek tego samego trzęsienia ziemi, które zamknęło jaskinię. Tak czy inaczej, połowa rzeki stała się strumieniem i wyschła. Wszyscy zapomnieli, że była to kiedyś rzeka.

– Więc porucznik miał rację! – wykrzyknął Bob. – Rzeczywiście widział don Sebastiana na wzgórzu za rzeką Santa Inez. Widział go stojącego przy posągu i myślał, że koń jest prawdziwy. Był tu obcy i nic nie wiedział o posągu.

– Tak było, dokładnie.

Jupiter przeszedł przez most i wraz z innymi zaczął się wspinać na strome wzgórze. Pete spojrzał w górę na bezgłowego konia.

– Don Sebastian musiał akurat chować ten pokrowiec, gdy go zobaczył porucznik – powiedział. – Czy myślisz, Jupe, że w tym posągu jest jakaś wskazówka, którą przeoczyliśmy?

– Popioły… Prochy… Deszcz-Ocean – wyrecytował pulchny przywódca zespołu. – Byłem przekonany, że jest to ostatnia wiadomość don Sebastiana, zostawiona synowi, i miałem rację! Myślcie, chłopaki! Deszcz pochodzi z oceanu i na koniec do oceanu wraca. Dokąd wracają popioły? Dokąd wracają prochy? Hiszpańscy Kalifornijczycy byli bardzo religijni. Byli…

– Popioły do popiołów! – wykrzyknął Diego

– I prochy do prochów – zawtórował mu Bob. – Fraza z modlitwy pogrzebowej! Oznacza, że na koniec wszystko wraca tam, skąd przyszło. Skąd wzięło początek.

– Tak! – potwierdził Jupiter. – Śmiertelnie ranny, don Sebastian miał mało czasu. Zostawił Josemu wiadomość, którą ten powinien był zrozumieć od razu. Jose musiałby sobie uświadomić, że ojciec starał się ocalić miecz z rąk Amerykanów, i te cztery słowa powiedziałyby mu, gdzie miecz jest. A więc tam, skąd przyszedł. U samego Cortesa!

Doszli na szczyt wzgórza i stanęli przed bezgłowym koniem z jego brodatym jeźdźcem, spoglądającym dumnie na ziemię Alvarów.

– Myślisz, że miecz jest jednak ukryty w posągu? Tak jak pokrowiec? – zapytał wujek Tytus.

– Ale myśmy przecież obszukali posąg. Tam nie ma gdzie schować miecza! – powiedział Diego.

– Tylko mi nie mów, że go zakopał – jęknął Pete. – Na następne sto lat mam dość kopania.

– Nie – uspokoił go Jupiter. – Myślę, że obejdzie się bez kopania. Pamiętacie, jak od początku dziwiliśmy się, że don Sebastian wyjął miecz ze skórzanego pokrowca? Pokrowiec zabezpieczał cenny miecz, a jednak don Sebastian go usunął. A więc teraz wiem dlaczego.

– Dlaczego, Jupe?!.

– Powiedz nam!

– Gdzie jest miecz?

Jupiter uśmiechnął się szeroko.

– Pamiętacie garnek z czarną farbą w jaskini? Z farbą, którą don Sebastian napisał wiadomość? A więc użył tej farby także w innym celu. Sprawił, że miecz wrócił tam, skąd się wziął. Miecz nie jest ukryty w posągu, jest ukryty na posągu!

Sięgnął do wiszącego u boku drewnianego posągu Cortesa miecza i pociągnął go. Miecz oderwał się i kiedy, osuwając się z rąk Jupe’a, uderzył o bok bezgłowego konia, zadźwięczał! Jupiter wyjął swój scyzoryk i zaczął skrobać czarną powierzchnię pochwy miecza. W tym właśnie momencie słońce przedarło się przez chmury.

Na oskrobanej powierzchni zalśnił srebrzysty metal i długi rząd klejnotów rozjarzył się wieloma barwami.

– Oto miecz Cortesa – powiedział Jupiter, unosząc miecz ku słońcu.

Rozdział 21. Tryumf sprawiedliwości

– Popioły do popiołów i prochy do prochów… – zadumał się Alfred Hitchcock. – Znakomicie sformułowana wskazówka, którą nasz bystry Jupiter znakomicie rozszyfrował.

Jupiter promieniał. Było to w parę dni później i chłopcy siedzieli w olbrzymim salonie znanego reżysera. Przyszli przedstawić swą ostatnią sprawę i poprosić o napisanie wstępu do relacji Boba. Chłopcom towarzyszył uzbrojony strażnik, gdyż mieli ze sobą miecz Cortźsa, który chcieli pokazać panu Hitchcockowi. Czarna farba została już usunięta i miecz leżał na stole w całej swej olśniewającej okazałości – złoto, srebro i klejnoty. Jupiter pokazał jeden ze szmaragdów. Był to kamień, który znaleźli w chacie, bezpiecznie teraz umieszczony na swoim miejscu.

– Co za cudo! – pan Hitchcock z podziwem przesunął rękę po sławnym mieczu. – Alvarowie są więc uratowani. Co stało się z facetami, którzy narobili tyle kłopotów?

– Szeryf schwytał tych trzech kowbojów w górach na ranczu Norrisów, tak jak oczekiwałem – odpowiedział Jupiter. – Ukrywali się tam przy pomocy Cody’ego, gdyż byli poszukiwani za rabunek w Teksasie. Przyznali się do podpalenia hacjendy, więc Cody’ego uwolniono z tego zarzutu.

– Czyżby ten łobuz Cody uszedł bezkarnie? – zapytał reżyser.

– Nie, proszę pana – odpowiedział Bob. – Jest oskarżony o szereg różnych przestępstw, jak upozorowanie winy Pica, ukrywanie zbiegów i szczucie nas psami, nie mówiąc o reszcie!

– Świetnie – powiedział pan Hitchcock zadowolony. – Zapewne na dłuższy czas odpadł mu problem szukania pracy.

– Ale Chudy, wie pan, wywinął się naprawdę łatwo – wtrącił Pete. – Rzeczywiście niczego nie popełnił, poza przemilczeniem poczynań Cody’ego i trzech kowbojów. Prawnicy jego ojca zrzucili całą winę na to, że był pod złym wpływem Cody’ego, i uzyskali dla Chudego tylko nadzór sądowy. Pan Norris wysłał go już do szkoły wojskowej do innego stanu!

– Może go to utemperuje. Myślę, że cały problem tkwi w tym, że rodzice zbyt go psuli – powiedział reżyser. – Ale wracając do miecza Cortesa. Co się z nim stanie?

– A więc – Jupiter uśmiechnął się – gdy pan Norris go zobaczył, sam chciał go kupić.

– Oczywiście za niższą cenę niż proponowana przez wszystkich innych – dodał Bob. – Chyba pan Norris nie może się powstrzymać od chciwości.

– Miejscowy bank udzielił Picowi i Diegowi pożyczki na spłacenie długu hipotecznego panu Norrisowi – mówił dalej Jupiter. – Nie muszą więc decydować natychmiast, co zrobić z mieczem.

– Cóż za wspaniałomyślność! – powiedział pan Hitchcock sarkastycznie. – To takie typowe! Bankierzy zachowują się dokładnie tak samo jak mecenasi sztuki, dają pieniądze, kiedy już ich nie potrzebujesz.

– Pico i Diego są prawie zdecydowani sprzedać miecz Meksykowi, do Narodowego Muzeum Historycznego – powiedział Pete. – To nie jest najwyższa oferta, ale Pico mówi, że miecz należy do historii Meksyku i rodziny Alvarów.

– Piękna decyzja – zauważył reżyser.

– Rząd Meksyku i tak zapłaci Alvarom więcej, niż potrzebują na spłacenie pożyczki, odbudowanie hacjendy i zakup sprzętu rolniczego. – Jupiter uśmiechnął się i dodał: – Będą nawet mieli dość, żeby kupić ranczo Norrisów!

– Czy chcesz powiedzieć, że ten okropny Norris nie ma już ambicji zostania potentatem ziemskim? – zdziwił się pan Hitchcock.