Pijawki!
W tym samym momencie, gdy poznał odpowiedź, znalazł też magiczne formułki przeciwko paskudnym stworom. To wprawdzie domena Móriego, ale i Faron swoje wiedział. Jako Obcy posiadał specjalne zdolności, a poza tym był trenowany, by przeciwstawić się każdej możliwej formie ataku.
W jednej chwili odzyskał kontrolę nad sytuacją, a kiedy już się to stało, mógł posługiwać się tym, czego sam się nauczył i w co wyposażyła go natura, a także tym, czego dowiedział się od Dolga i Marca podczas wyprawy. Dolg przejął wiele swoich umiejętności od Móriego, poza tym sporo przekazały mu też elfy.
Freki wył ze strachu. Jedno z olbrzymich monstrów przyssało się do jego brzucha, co mogło się skończyć fatalnie. Pijawka mogła wyssać wszystką krew z wilka, i to w bardzo krótkim czasie. Indra walczyła w gęstej wodzie z dwiema nacierającymi na nią paskudami.
– Odczepcie się ode mnie, przeklęte kapuściane glizdy! – wrzeszczała, choć w porównaniu z wyciem Frekiego prawie tego nie było słychać. Faron, który stał nieco z boku, na razie uniknął ataku pijawek, ale lada moment mogły zaatakować również jego.
Gdyby tylko mogły. Oto nagle zaczęły się kurczyć, i to bardzo szybko, bo nigdy jeszcze Faron nie wypowiadał zaklęć w takim tempie. Ta, która wczepiła się w skórę Frekiego, miała szczęście, że wypiła zaledwie kilka kropel krwi, bo teraz na pewno by pękła. Kiedy stwierdziła, że jest nie większa niż ludzki palec i wisi pod brzuchem ogromnego „psa”, przerażona rozwarła paszczę.
Echo wycia Frekiego niosło się daleko, podczas gdy Indra brodziła w śluzie pełna jak najgorszych przeczuć, Faron chciał wziąć ją pod rękę i uspokoić. Ona pomyślała jednak, że to kolejny atak spod wody, i odepchnęła go z całej siły tak, że stracił równowagę. Na szczęście Freki uratował go od okropnego doświadczenia, jakim mogło być zanurzenie się w wodzie. Jeśli w ogóle tę breję można było nazywać wodą, w co cała trójka szczerze wątpiła.
Przestraszona Indra rozglądała się wokół.
– Pojawi się ich jeszcze więcej?
– Nie, poradziłem sobie z całym plemieniem.
– Że też ty wszystko potrafisz! – zawołała z podziwem.
– Tak jest – przyznał Faron sam zaskoczony. – Ja wszystko potrafię. No, a co z tobą, Freki?
Wilk odpowiedział, że bestie już się od niego odczepiły.
– Znakomicie – rzekł Faron spokojnie. – Czy zatem możemy iść dalej?
Oboje dziękowali mu za pomoc, a on przyjmował ich podziw z fałszywą skromnością.
Indra oderwała sobie jeszcze jakąś małą pijawkę z ramienia, a Faron patrzył z uznaniem, że umie zachować taką zimną krew. Kiedy jednak przypominała sobie te ogromne pasożyty, to…
– Będziemy musieli płynąć – oznajmił Freki lakonicznie.
Indra i Faron przyjęli to ze spokojem. Wydawało im się, że najgorsze mają już za sobą.
– Zobaczycie, że przyzwyczaję się do tych kąpieli w szlamie i nigdy już nie będę chciała się kąpać w czym innym – mruczała Indra. – Jestem pewna, że to znakomicie robi na cerę.
Nie wyglądała jednak na specjalnie zadowoloną, kiedy silnymi uderzeniami ramion zmagała się z gęstą mazią. Jej piękne, ciemne włosy pozlepiały się wokół twarzy, wszystko, łącznie z policzkami, pokrywał zielonkawy szlam i obrzydliwy nawóz.
– Teraz powinien cię zobaczyć Ram – wyzłośliwiał się Faron płynący obok.
– Niech mnie Bóg broni! – zawołała szczerze przerażona.
– Czuję grunt pod stopami – oznajmił Freki.
– Jesteś pewien, że to stały grunt? – zapytała Indra podejrzliwie. – Mam nadzieję, że nie stanąłeś na jakimś żywym stworzeniu? Nie chciałabym spotkać więcej potworów wyłaniających się ze szlamu.
– Nie, to chyba jednak grunt.
Wszyscy wyczuwali, że dno podnosi się łagodnie ku brzegom wyspy. Wyczerpani gramolili się na ląd.
– Kim pani jest? – zapytał Faron kompletnie do siebie niepodobną, umazaną błotem Indrę. – Chyba pani przedtem nie spotkałem?
Wybuchnęła śmiechem. Jakiekolwiek próby doprowadzenia się do porządku nie miały sensu. Indra wycierała twarz i ręce, próbowała strząsać błoto z ubrania. Pomogła też Frekiemu trochę oczyścić futro i zebrała z niego kilka pijawek. Faron spoglądał na swój zniszczony strój i wzdychał głośno.
– Nie masz się co tak nad sobą użalać – zawołała Indra bezlitośnie. – Twoja szlachetna głowa ani na chwilę nie zanurzyła się pod wodą.
– Rzeczywiście, masz rację, przesadzam. Przepraszam!
Uśmiechnęła się w odpowiedzi tak szeroko, że zęby rozbłysły bielą na tle ciemnoszarego szlamu. Zaraz jednak spoważniała.
– Czy nic was tu nie uderzyło?
– Bardzo wiele rzeczy – odparła Faron. – Ale o czym konkretnym myślisz?
– O tym, co wydaje się takie oczywiste, że nikt nie zaprzątał sobie tym głowy.
– No to powiedz! Nie stój tak i nie przechwalaj się, że wiesz wszystko lepiej!
– Nie wydaje mi się, żeby oczy pijawek były szczególnie imponujące, ale chcę wam powiedzieć, że one nas widziały!
Freki jęknął głucho, a Faron rzekł porażony:
– Tak jest, widziały nas!
– To znaczy, że ziarna przestały działać – stwierdził Freki. – Szybko to poszło.
– Owszem – przytaknęła Indra. – Siska nas przecież ostrzegała, że Tsi się nimi posługiwał, ukrył je sobie na piersi, by móc przyprowadzić do domu Kari i Armasa. O, fuj, jak my wyglądamy! To przecież straszne!
Bardzo zgnębieni ruszyli wolno w kierunku domu.
– Przypomina bunkier – stwierdziła Indra. – Bez wejścia.
– Coś się zrobiła taka optymistka! – prychnął Faron.
Obchodzili wkoło niski, przysadzisty budynek.
W końcu, kiedy go już prawie okrążyli, znaleźli bardzo dobrze ukryte drzwi.
– Czyż nie mogliśmy zacząć od tego miejsca? – złościła się Indra.
– Chyba wiesz, że zawsze zaczyna się nie od tego końca co trzeba – rzekł Faron. – To się nazywa złośliwość rzeczy martwych.
– Ach, tak? W świecie Obcych to również działa?
– Jeszcze jak! Ale my potrafimy jej przeciwdziałać!
– Och, wy wszystko potraficie! Cholerni geniusze!
– No, to teraz trzeba otworzyć drzwi – powiedział Faron nie zrażony jej złośliwością. – Powinien być tu z nami Móri!
– A kiedy nie powinien? – wtrąciła Indra. – Ale ty sobie z tym poradzisz. Otwieraj drzwi, czarowniku!
Posłał jej mordercze spojrzenie, które zdawało się mówić: „Ile można ścierpieć!”, ale jego dziwna twarz promieniała wesołością.
Faron nie powiedział, jakich magicznych sztuczek używa, ale zamek ustąpił po kilku zaledwie nieudanych próbach, których Freki i Indra starali się nie zauważać i o których postanowili natychmiast zapomnieć.
– Nie mam ja talentu Móriego – rzekł Faron samokrytycznie.
– Ale jesteś wystarczająco dobry, zapewniam cię – pocieszała go Indra.
Drzwi otworzyły się bezgłośnie i wędrowcy znaleźli się w ciemnym choć oko wykol korytarzu. Optymistka Indra zaczęła szukać po omacku jakiegoś kontaktu, ale Faron na to nie liczył, prychnął, wymamrotał coś pod nosem i cała jego postać rozbłysła jasnym światłem.
– Bardzo dobrze! – zawołała Indra z podziwem.
Korytarz był szeroki. I dość niezwykły. Faron z trudem chwytał powietrze, kiedy zobaczył, co pokrywa ściany.
– Nasze zaginione gondole! To gondola pierwszej ekspedycji. A to drugiej. Tam trzecia i piąta. A tam szósta.
– Brakuje chyba tylko tej, która się rozbiła w Dolinie Róż, i gondoli Hannagara – oznajmił Freki.
– Prawdopodobnie. Jego ekspedycja była siódma i ostatnia przed naszą. I… Tak, ci, którzy opowiadali o różach, należeli do czwartej wyprawy, zgadza się. Tak, Freki, a ty wspominałeś o jakimś miejscu przechowywania. Oni musieli mieć na myśli właśnie to. Nasze gondole.