Выбрать главу

Ram przekazał im pozdrowienia od Chora oraz informację, że J1 jest już w Królestwie Światła i że wielu wyswobodzonych niewolników zostało rozlokowanych w odpowiednich miejscach w Ciemności.

– Znakomicie – ucieszył się Faron.

– Czy mogę zamienić parę słów z Ramem? – zapytała Indra cichutko.

Faron się zgodził.

– Ram – wyszeptała tak przepełniona uczuciem, że głos wiązł jej w gardle.

– Indra, odchodziłem od zmysłów z niepokoju. Jak się czujesz?

– Słyszałeś o kimś, kto musiał się zanurzyć w szambie? Wyglądam strasznie. Poza tym wszystko idzie dobrze.

– Tęsknię za tobą jak wariat, najdroższa!

– I ja za tobą. Ale już niedługo się zobaczymy!

– Nie mogę się doczekać!

Powrót jednak nie należał do najłatwiejszych przedsięwzięć. Długi, strasznie trudny marsz po górzystym terenie z mnóstwem przeszkód, a tu w gondoli dwanaście żywych trupów. W dodatku trzeba było wyminąć blokadę J2. Jak zdołają tego dokonać, całkowicie widzialni, bez żadnej ochrony, wioząc tajnych więźniów władców gór?

– Uważaj na siebie, Indro – zakończył Ram. – Czy mogę jeszcze porozmawiać z Faronem? Zdaje mi się, że mam pewien pomysł.

Pomysł nie był nowy, chodziło o nasiona Tsi. Gdyby tak można było…

Ale na pokładzie J2 przerwała mu Siska. Nie ma więcej nasion. Udało jej się zachować jedynie trzy po to, by czwórkę idącą do źródeł sprowadzić do domu w razie, gdyby znaleźli się w sytuacji bez wyjścia.

Ram i Faron dyskutowali długo.

– To jedyny sposób – rzekł na koniec Faron. – Nie pokonamy drogi z gondolą, nawet gdybym przyspieszył marsz. Ale musimy próbować. Nasiona są zbyt cenne, trzeba je oszczędzać, jak długo się da, mając zwłaszcza na uwadze Oko Nocy i jego towarzyszy.

Bardzo szybko okazało się jednak, że nie da się poruszać tak, jak zamierzali. Freki męczył się niczym koń roboczy, żeby ciągnąć przeciążoną gondolę przez wzgórki, kamienie i cierniste zarośla. Chcąc zabrać wszystkich za jednym razem, przywiązali trzech uratowanych, którzy nie zmieścili się w gondoli, do grzbietu wilka, co, oczywiście, nie dodawało mu sił. Trafili zresztą na wyjątkowo trudny teren. Specjalnego tempa Obcych nie można było w tych warunkach zastosować. Jak pech, to pech, nic się na to nie poradzi.

Kiedy na dodatek zobaczyli nad horyzontem chmarę czarnych ptaków, Faron dał za wygraną.

Ponownie wezwał Rama i Tsi, który na szczęście właśnie był przytomny, musiał położyć trzy ostatnie nasiona na swojej piersi.

Wkrótce potem Faron, Indra, śmiertelnie zmęczony wilk i cała zniszczona gondola pełna na pół martwych istot dotarli do J2. Na szczęście przewidujący Ram zdążył przenieść Tsi do dużego środkowego pomieszczenia. Przednia część pojazdu i tak była zbyt ciasna dla tak licznej grupy.

Wszyscy na pokładzie J2 byli zaszokowani straszliwym wyglądem odnalezionych nieszczęśników. Ram znał wielu z nich i kiedy już uściskał Indrę, przejmując część jej niezbyt wytwornego zapachu, witał się z nimi po kolei. Miał w oczach łzy współczucia.

Członkowie załogi J2 bardzo chcieli pomagać. Siska i Tich poili niedawnych więźniów po kropelce świeżą wodą i jakimiś odżywczymi płynami, a Cień pochylał nad każdym po kolei małe święte słońce. Dolg przyniósł szafir, teraz znowu całkiem czysty, i kamień uczynił wszystko co możliwe, by wzmocnić biedaków i dać im trochę odporności. Najtrudniej było robić im zastrzyki, po prostu na wychudzonych ciałach nie znajdowano odpowiedniego miejsca, żeby wbić igłę. Tylko skóra i kości.

Wyglądało na to, że szafir odzyskał swój dawny blask. Farangil natomiast wciąż sprawiał wrażenie martwego. Już wprawdzie nie był czarny, ale jakiś szary, bez życia.

Faron pochylił się nad Tinko, który chyba miał się najlepiej z całej dwunastki.

– Powiedz nam tylko jedno: Jak zdołaliście przeżyć tak długo?

Tinko zwilżył suche wargi równie suchym językiem. Słowa więzły gdzieś w gardle.

– Oni… nie mogli… zabić – wyszeptał z największym trudem. Faron musiał bardzo natężać uwagę, żeby zrozumieć, co tamten mówi. – A Łowca Niewol…ników nie miał… żadnej władzy… nad nami. Więc rzucili nas tam… żeby się nas pozbyć. Potem już ich… nie widzieliśmy. Tylko… kiedy przychodzili nowi… więźniowie.

To straszne, pomyślał Faron. Drżące dłonie zdradzały wielkie zdenerwowanie. Nieustannie zaciskał pięści i otwierał je.

– Tak, rozumiem, że ty dawałeś sobie radę najlepiej. Zawsze byłeś niepospolicie silny, Tinko. Ale… znasz Niezwyciężonego?

Tinko skrzywił się boleśnie.

– Słyszałem… o nim. Słyszałem, że… oni nie odważyli się go wezwać, żeby sami… nie pomarli. To zrozumiałe… bo, widzisz, Niezwyciężony jest… samą śmiercią.

– Śmiercią? – jęknął Faron i wyprostował się. – A Oko Nocy z pewnością go spotka. Bo nędznicy z tych złych gór najwyraźniej odkryli, że niektórzy z nas idą do źródeł.

Przez chwilę stał bez ruchu.

– Śmierć – powtarzał półgłosem sam do siebie. – A tymczasem nie mamy już nasion Tsi. To się dobrze nie skończy. Utracimy ich! Utracimy czworo nieocenionych mieszkańców Królestwa Światła, czworo oddanych towarzyszy. Jak przeżyć coś takiego?

9

Nieduży białobrody starzec stał przed potężnymi władcami we wnętrzu Góry Zła. Zdał im właśnie raport.

O ekspedycji, która uratowała najściślej chronionych więźniów, władcy nie mieli pojęcia. Nie, ich szokowały zupełnie inne informacje.

– Powiadasz, że przeszli przez górskie wrota? – wrzeszczał najważniejszy z nich. – Co to ma znaczyć? A jak zdołali wypełnić nasze trzy zadania? To przecież niewykonalne!

– Nie dla nich – mruknął starzec.

– Oni naprawdę potrafią wszystko – zawodził Nardagus. – To było zadanie nie do wykonania, a oni je wykonali!

– Zamilcz! – warknął najwyższy z wściekłością. – Czy nie wiesz, że to my zawsze wygrywamy! Powiedz mi teraz, jak zdołali tego dokonać – zwrócił się do starca.

– Ja nie wiem. Wszystko stało się w bardzo krótkim czasie. Jeden poszedł na łąkę i coś grzebał w krzakach. Diabli wiedzą, czego tam szukał. Dwoje zniknęło mi na jakiś czas, ale zaraz wrócili i wlali coś do skalnego zagłębienia, a ten czwarty… nie, nie mam odwagi tego powiedzieć.

– Gadaj! – wrzasnął najpotężniejszy.

– On… stanął na łące, wyciągnął ręce w górę i chwycił kość, która została zrzucona z nieba.

– Zrzucona? Przez kogo?

– Przez nikogo. Nad nim było tylko powietrze. Nikt się nie pokazał, żaden ptak, naprawdę nic!

– Te diabły czarują!

– Nie! Troje wypełniło zadania bez żadnych czarów. Mieli zdobyć nasienie wroga, mleko dziewicy i krew kościotrupa, i zrobili to. Wszystko prawdziwe, wszystko zdobyli w bardzo krótkim czasie, i to w okolicy, gdzie nikt nie chodzi, w górach. Ja tego nie rozumiem.

Słuchający go władcy siedzieli z posępnymi minami w fotelach.

– Niech tam, ale teraz daleko już nie zajdą – oznajmił w końcu jeden z triumfem.

– To prawda – potakiwał starzec. – Bo teraz spotkają Niezwyciężonego!

– Czy Niezwyciężony został powiadomiony?

– Oczywiście! Przekazałem wiadomość przez tych dziesięciu niewolników, których mi wasze wysokości przysłały. Tylko trzech wróciło.

– W takim razie możemy być spokojni. Ta ich żałosna próba dotarcia do źródeł na tym się skończy.

Najwyższy strzelił palcami i starzec zniknął. Był przecież fantomem.

Zebrani opuszczali pomieszczenie ze złośliwymi uśmiechami. Cieszyła ich sama myśl o tym, co się będzie działo, kiedy tamtym czworgu wyjdzie na spotkanie Śmierć.