– Z wyjątkiem, kilku Waregów – rzekł Mar. – To Miranda, która jest żoną jednego z nich, natknęła się na tę tajemniczą legendę.
Shama wyciągnął swoje długie, kościste ręce.
– Nie, Oko Nocy, twoja droga nie będzie taka sama jak droga Shiry, to pewne. Ale, oczywiście, nie mogę ujawnić nic z tego, co cię czeka. Powiem ci tylko jedno. Otóż czy pamiętasz, że w jednej próbie Shira spotkała mnie?
– Znam całą jej via dolorosa na pamięć. Byliście, panie, wobec niej bardzo surowi.
Dostojne bóstwo uniosło swoje nieistniejące brwi.
– Tak uważasz? W takim razie powiem ci, że mogłem przerwać jej życie z taką łatwością, z jaką rozdeptuje się mrówkę. Nie uczyniłem tego jednak, bo polubiłem tę dziewczynę. Tak jest, radziła sobie znakomicie, trudno zaprzeczyć. Była przeciwnikiem godnym takiego bóstwa jak ja. Przyjęła możliwość szlachetnej i sprawiedliwej walki i wygrała. Ale do rzeczy. Dlaczego jeszcze raz szukacie dostępu do źródła?
Marco zabrał głos i wyjaśnił, o co chodzi:
– Musimy zdobyć ostatni składnik napoju, który będzie w stanie uratować Ziemię.
Zamyślone oczy Shamy badawczo przyglądały się księciu Czarnych Sal.
– No a Góry Czarne? Co zamierzacie zrobić z nimi?
– Z pomocą jasnej wody pewnie uda nam się zniszczyć złe moce.
– Źródło zła również?
– Jeśli zdołamy.
Shama siedział w milczeniu. Długo. Potem powiedział:
– Nie potrafię zrozumieć, jak chcecie tego dokonać. Przecież nikt, kto ma w sercu choćby odrobinę dobra, nie może się nawet zbliżyć do czarnego źródła. Ale, kochani, daję wam swoje najszczersze błogosławieństwo, pod warunkiem jednak, że powiecie mi, co ja miałbym ze sobą począć w razie waszego ewentualnego sukcesu. Jak powiedziałem, ja też należę do tutejszych złych mocy.
– Ależ Śmierć nie jest przecież złem – zaprotestował Oko Nocy.
– Zapominasz o czymś – wtrąciła Shira. – Shama nie reprezentuje zwyczajnej Śmierci. On jest bóstwem przerwanego życia. Przedwczesnej śmierci. A to sprowadza zawsze wielki żal i cierpienie na tych, którzy zostają. Dlatego w naszym ziemskim życiu zaliczany był do bóstw niedobrych.
– No tak, powinienem był pomyśleć – zgodził się Oko Nocy.
– To posłuchajcie, co postanowiłem – rzekł Shama po chwili. – Ze względu na Shirę i Mara oraz ze względu na wasze dobre intencje nie będziesz musiał mnie spotkać w drodze do źródeł, chociaż w każdym innym przypadku byś mnie spotkał. Po prostu nie będę interweniował w twoją wędrówkę.
Na te słowa wszyscy wykrzyknęli radośnie i dziękowali Shamie.
– No, no – śmiał się bożek. – Ale nie dostałem jeszcze odpowiedzi na moje pytanie. Co się ze mną stanie potem? Jeśli się wam powiedzie?
Shirę ogarnął zapał.
– Gdybyś zechciał, mógłbyś może zamieszkać w mieście duchów w Królestwie Światła. Tylko że tam będziesz miał, bardzo niewiele do roboty, bo w tym królestwie Śmierć nie jest codziennym gościem.
W oczach wielkiego bóstwa ponownie zabłysły łzy.
– Och, gdybym tylko mógł się tam dostać, to nie skróciłbym życia nawet najmniejszego żuczka! I zostałbym z wami na zawsze, to cudowne!
Wszyscy uśmiechali się do Shamy z wielką życzliwością.
– Jeśli nam się uda, tak będzie – obiecał Marco.
– W takim razie będę wam pomagał we wszystkim, jak tylko potrafię. Powiedzcie zatem, czego sobie życzycie!
– Zyskaliśmy potężnego sojusznika – stwierdził Marco z powagą.
Shama uczynił gest dłonią i znowu znaleźli się w obrębie upływającego czasu.
Nie stracili nawet chwilki. Nikt nie zdołałby zauważyć, że odbyli tę poufną rozmowę, gdyby w ogóle znajdował się tu ktoś taki.
Wrócili do surowej teraźniejszości. Ale rzeczywistość bywa snem, a sen rzeczywistością. Nie mieli pojęcia, co teraz jest prawdą.
Oko Nocy znowu poczuł chłód nadciągający z gór, nigdy go nie odczuwali w dolinie, gdzie czekał J2. Tutaj trudno go było nie zauważyć, przenikał Indianina do szpiku kości. Młodzieniec otulił się szczelniej płaszczem, Oko Nocy zawsze nosił indiański strój i bardzo był z tego dumny. Nikt nie mógł mu zarzucić, że nie przyznaje się do swego pochodzenia.
Shira wciąż dawała wyraz radości z ponownego spotkania ze starym przyjacielem i nie zwracała uwagi na przenikliwy wiatr wiejący nad równiną. Mar zachowywał się podobnie jak ona, zaskoczony i uradowany spotkaniem Shamy, wspominał młodość, czasy, kiedy po raz pierwszy zobaczył Shirę.
Marco był najbardziej opanowany ze wszystkich. On dotychczas nie znał Shamy, ale oczywiście cieszył się, że bóstwo jest po ich stronie, razem potrafią wiele zyskać.
Wsłuchiwał się w szum z pustkowi i miał wrażenie, że docierają do niego dalekie tony wieczności.
10
Shama dał do zrozumienia, że teraz Shira i Mar powinni zakończyć eskortowanie swego przyjaciela. Marco i Oko Nocy rozumieli, że Shama chce zostać z nimi sam, i chętnie na to przystali.
– Ale ja będę czuwał i w każdym momencie będę wiedział, gdzie się znajdujesz, Oko Nocy, mój przyjacielu – zapewnił Shama. – I jeśli tylko zdołam, wkroczę w ten lub inny sposób, gdyby działo się coś niedobrego. Wiem, że nikt nie niesie przed tobą pochodni, nie masz tego, kim dla mojej Shiry był Mar. Spróbuję jednak ja spełnić jego funkcję, chociaż w prostszy sposób. Wypatruj światła, mój młody wybrańcze, w potrzebie Shama wskaże ci drogę.
– Mogę ci za to tylko podziękować, szczerze i gorąco.
– Żadnych sztuczek jednak nie mogę się podjąć, to nie w moim stylu.
– Ja bym się na to w żadnym razie nie zgodził – odparł pospiesznie Oko Nocy. – Uczciwość jest moją cnotą i moją bronią.
Owszem, Berengaria wie coś na ten temat, pomyślał Marco. Jej podejmowane wielokrotnie próby, mające na celu skłonienie Oka Nocy, by sprzeniewierzył się swemu poczuciu obowiązku, zawsze natrafiały na irytujący, masywny mur indiańskiej uczciwości.
Oko Nocy był ciekaw, ile czasu minie, zanim znowu znajdzie się razem z przyjaciółmi.
– Nie więcej niż cztery doby – odparł Shama. – Zresztą wy nie musicie czekać na próżno. Gdybyś zginął, Oko Nocy, ja natychmiast będę o tym wiedział i wtedy oni mogą wracać.
Zabrzmiało to dość nieprzyjemnie, ale wszyscy uświadomili sobie jeszcze wyraźniej, jak to dobrze mieć Shamę po swojej stronie.
– A ja? – zapytał Marco. – Jak długo ja mogę mu towarzyszyć?
– Zatrzymasz się przy wejściu, tak jak to uczynili przyjaciele Shiry. I tam powinieneś czekać, aż Oko Nocy wypełni swoje zadanie. On potrzebuje tego poczucia bezpieczeństwa, jakie da mu przekonanie, że jesteś w pobliżu.
– Będę czekał – zapewnił Marco spokojnie.
Po czym on i Oko Nocy pożegnali przyjaciół.
Szli pod górę ku szczytom wzniesień, zastanawiając się, co też jest po drugiej stronie. Może jeszcze jeden szczyt, na który także trzeba się będzie wspiąć?
Nie mówili nic, obaj wiedzieli, że ta najważniejsza chwila nadeszła, chwila, na którą Oko Nocy tak długo czekał. Był teraz napięty i bardzo skupiony, rozglądał się uważnie na wszystkie strony. Ale ten dziwny świat trwał pogrążony w ciszy, widocznie nikt nie przypuszczał, że śmiałkowie zdołają przejść obok Niezwyciężonego.
Szczyt został zdobyty. Poruszeni spoglądali na dół w podobną do krateru dolinę, znajdującą się bardzo blisko nich. Ponad doliną unosiły się wielkie białe obłoki, które przesłaniały wszelki widok. Widzieli jednak, że rury schodzą w dół i zrozumieli, że tam właśnie ukryte jest zejście do źródła wody zła. Nie wątpili ani przez chwilę, że tak jest, wiele rzeczy świadczyło o tym aż nadto. Jak na przykład ów obrzydliwy smród. Oraz ciemność widoczna na dnie doliny pod białymi obłokami krążącej z wolna mgły. Odnosiło się wrażenie, jakby tam na dole w ogromnym kotle gotowało się coś bardzo złego; raz po raz dostrzegali w centrum doliny migające płomienie błyskawic.