Выбрать главу

Oko Nocy oczywiście żadnym szamanem nie zamierzał zostać, był po prostu kandydatem na wodza, ale słowa Marca zaciekawiły go do tego stopnia, że uniósł głowę.

W litej skale otworzył się niski portal.

– Czy to ja sprawiłem? – wykrztusił.

– Jesteś wybranym, mój chłopcze. A, jak powiedziałem, wybrano cię z pewnością dlatego, że urodziłeś się Indianinem. My, biali, żywimy dla was wielki szacunek. Zawsze żyliście w ścisłej więzi ze światem duchów i z naturą. Nie przypuszczam jednak, by każdy Indianin czy szaman dokonał takiej sztuki. Ty naprawdę jesteś wybranym!

Marco wstał i Oko Nocy natychmiast poszedł jego śladem.

– Proszę bardzo, bierz te cztery pojemniki i wszystko, czego potrzebujesz! Sznur elfów chyba masz?

– Dostałem nawet trzy. Wszyscy byli tacy uczynni, wielu dało mi bardzo pożyteczne i przydatne rzeczy.

– Znakomicie, w takim razie jestem spokojny. Pamiętaj jednak, że choć masz wiele różnych pomocy, to każdego przedmiotu możesz użyć tylko jeden jedyny raz. Shama bardzo wyraźnie to podkreślał. Tak więc bębenek możesz zostawić u mnie, unikniesz noszenia. Poza tym składaj wszystkie wykorzystane rzeczy w jedno miejsce, żeby ci się nie myliło.

– To bardzo rozsądna rada. No ale, jak mówię, mam trzy sznury elfów.

– Możesz używać tylko jednego na raz i pod warunkiem, że to absolutnie konieczne. Tylko nigdy więcej niż raz ten sam sznur.

– Jasne!

– Chętnie bym z tobą poszedł, ale to po prostu niemożliwe. Gdybym spróbował, to prawdopodobnie górska ściana zamknęłaby się wokół mnie i uwięziła mnie w kamieniu na wieki. Ruszaj zatem, a ja będę tu na ciebie czekał.

Pospiesznie uściskał przyjaciela. Zrobił to naprawdę bardzo szybko, bo żaden z nich nie miał ochoty na niezbyt męskie okazywanie uczuć.

Mimo wszystko Oko Nocy odwrócił się jeszcze w bramie i długo patrzył w ślad za Markiem. Towarzystwo Marca we wszystkich budziło błogosławione poczucie bezpieczeństwa, on potrafił dać sobie radę w każdej sytuacji.

To on powinien pokonywać tę drogę, myślał Oko Nocy zgnębiony, wiedział jednak, że nigdy do czegoś takiego nie mogłoby dojść. Tę trudną wędrówkę musiał odbyć ktoś z krwi i kości, najnormalniejszy człowiek.

Shirę przygotowywano od chwili narodzin, poza tym ona miała wsparcie czterech żywiołów. A co ma on? Nie minęło wiele czasu, od kiedy dowiedział się o swoim powołaniu. Po tym najmądrzejsi z indiańskiego plemienia pracowali z nim niemal bez wytchnienia, ćwiczyli go pod względem fizycznym i psychicznym, on sam wciąż kierował pytania do Wakan Tanka oraz do swoich przodków i duchów plemiennych, w transie nawiązywał kontakt ze swoim zwierzęciem opiekuńczym, niedźwiedziem. Pobierał nauki u Shiry i Mara oraz u trzech wielkich duchowych przywódców Królestwa Światła; Móriego, Marca i Dolga.

To wszystko okazało się nieludzko wyczerpujące, dano mu bowiem naprawdę zbyt krótki czas.

No i oto nadeszła pora działania.

Oko Nocy przekroczył otwór w skale i znalazł się po drugiej stronie.

11

Oko Nocy gwałtownie przystanął.

Nie… to chyba nie może tak być.

Naprawdę może tak wyglądać… wnętrze góry?

Chłopiec spodziewał się zobaczyć niezwykłe rzeczy, a tymczasem tutaj nie było właściwie nic.

Zdumiewało go, jak tu jasno. Zresztą, jasno… Panowało tu to samo mroczne światło co wszędzie w Górach Czarnych. Stwierdził ku swemu ogromnemu zaskoczeniu, że znowu znajduje się na świeżym powietrzu.

A brama za jego plecami na powrót zlała się w jedno ze skałą. Odwrót został uniemożliwiony.

Skądś dochodził jakiś głośny, potężny huk. W pierwszej chwili przyszła mu na myśl grota z obracającymi się kamieniami młyńskimi, przez którą musiała przejść Shira, ale ta grota to była jej trzecia próba, a nie pierwsza, poza tym Oko Nocy miał nie porównywać swojej wyprawy z wędrówką Shiry przez groty. Jego jedynym zadaniem było odnalezienie źródła. Fizyczne zadanie, jak to określił Shama. Nie można więc było mówić o próbach, raczej o przeszkodach. Czekało go tyle samo przeszkód, ile Shira przeszła prób, tak powiedział Shama.

W takim razie Oko Nocy stanął wobec drugiej przeszkody.

Chociaż nie poddawano próbie jego sił duchowych, musiał i tak posługiwać się rozsądkiem i myśleć logicznie, o tym też uprzedził go władca życia i śmierci.

Oko Nocy postąpił parę kroków naprzód i stanął przerażony. Znajdował się teraz na bardzo małej skalnej półce, dosłownie przylepionej do górskiej ściany, a ów huk, który słyszał już wcześniej, dochodził z otchłani, której krawędzi dotykał stopami.

Cóż to jest…? Przecież się stąd nie ruszę!

Miał do dyspozycji nie więcej niż cztery metry kwadratowe, wodospad rozbijał się o skały jakieś sto metrów pod nim. Przeciwległy brzeg rzeki był co najmniej tak samo wysoki i tak samo stromy.

Czy chodzi o to, żeby rzucił się w dół i zniknął w spienionym nurcie?

Niemożliwe, wszystko jest tam najeżone ostrymi kamieniami, sterczą tak gęsto, że nie ma między nimi dosłownie żadnej większej płaszczyzny wody.

Czyżby wędrówka miała skończyć się już teraz?

I wtedy zobaczył, że na wysokim brzegu po drugiej stronie pojawiło się jasne światełko.

Shama. A zatem Oko Nocy musi dostać się właśnie tam.

Tylko jak ktokolwiek mógłby…?

Nie, nikt nie potrafi pokonać takiej przeszkody. Nawet ktoś wyposażony w sznur elfów.

Oko Nocy posługiwał się tym cudownym przedmiotem zaledwie raz czy dwa, wtedy wyzwanie było co najmniej kilka razy łatwiejsze niż to tutaj.

Bezradny patrzył na niepozorny kawałek sznurka, który wyjął z kieszeni. Wiedział jednak, że akurat teraz bezradność jest śmiertelnie groźna. Nie wahając się więc, wziął zamach, by przerzucić trzymaną w ręce linkę na drugi brzeg.

Okazało się, że wszystko działa! Linka przeleciała ponad przepaścią i precyzyjnie trafiła nad wysoki, spiczasty kamień po tamtej stronie, zawinęła się wokół niego i wróciła prosto do rąk Oka Nocy. Tym sposobem mógł się posługiwać dwiema linkami, a to już pomoc nie do pogardzenia. Bardzo starannie owiązał linkami wysoki kamień po swojej stronie rzeki, wszystkie woreczki i cały swój bagaż przytroczył do pasa. Potem uchwycił mocno liny i zaczął się na rękach przesuwać ponad przepaścią. Głębia sprawiała, że doznawał zawrotów głowy.

Tylko nie spoglądać w dół! Gdyby miał skłonności do omdleń, cała wyprawa mogłaby się skończyć bardzo źle. Powiadają, że głębia wsysa, mogło się to teraz sprawdzić.

A może powinien posuwać się sposobem niedźwiedzia? Mógłby się posuwać szybciej i chyba lepiej rozkładać ciężar ciała.

Oko Nocy podjął próbę. Przez chwilę wisiał, trzymając się lin rękami i opierając nogami, ale zaraz zrezygnował, powrócił do poprzedniej pozycji.

Ramiona miał bardzo silne i posługując się nimi, posuwał się jednak dużo szybciej do przodu.

Gdyby tylko głębia nie wciągała go tak strasznie!

Huk wodospadu rozpraszał Oko Nocy, nie pozwalał się skoncentrować.

Nie spoglądaj w dół, bo będzie po tobie!

Już dawno temu nauczył się pewnej mądrości: Jeśli jakaś droga wydaje ci się bardzo trudna, to spoglądaj raczej za siebie. To bardziej dodaje otuchy niż wpatrywanie się przed siebie, bo świadomość, że tyle jeszcze przed tobą, przygnębia.

Przypomniał sobie o tym i obejrzał się. Popatrzył na wąską skalną półkę, na której dopiero co stał.

Nie powinien był jednak tego robić. Linka elfów przesunęła się ku górze kamienia i wyglądało na to, że zaraz się z niego zsunie. Modlił się więc do Wakan Tanka i do Świętego Słońca, by linka została na miejscu, żeby wytrzymała.

Dla Indianina oddawanie czci Słońcu nie było żadnym problemem. Słońce jest przecież częścią natury, co więcej – najważniejszą ze wszystkich. Całe jego plemię w Królestwie Światła uznawało Święte Słońce za obiekt kultu.