Выбрать главу

Jak wygląda jego zapas środków pomocniczych? Przejrzał je w mroku. Uff, jakże nienawidził tej przeklętej szarówki, tego nie-światła. Bardziej niż kiedykolwiek zatęsknił za jasnością. Maść Farona przestała działać, Oko Nocy już nie świecił, wszystko wokół było znowu mroczne i nieskończenie przygnębiające. Ciężkie tony rozbrzmiewały ponad doliną. Kolejne osypisko kamieni. Oko Nocy skrzywił się bez szacunku. Miał dość tej całej wędrówki, był strasznie zmęczony, znowu zrobił się głodny, ubranie przemoczone do suchej nitki, a tu jeszcze ten lodowaty wicher przenikający do szpiku kości. Najgorsza jednak była samotność. Lęk, że już nigdy nie wydostanie się z tego piekła.

No, ale wracajmy do rzeczywistości. Co z zapasem środków pomocniczych?

Kiepsko. Co jeszcze zostało? Ostatni kawałek sznura elfów. Tutaj kompletnie nieprzydatny. Jeszcze jakiś przedmiot. I…

Dar Dolga…

Dar Dolga?

Maleńki flecik. Dolg dostał go od elfów. „Zagraj na nim, Oko Nocy, a uzyskasz zdolność poruszania się sposobem elfów. Musisz jednak mieć konia, inaczej nic z tego”.

Ze smutkiem odłożył flet na miejsce. Koń? Tutaj… Żeby nie wiem jaki wspaniały był ów dar, to nie zda się na nic wobec takiej przeszkody.

A to byłoby znakomite wyjście, pokonać jar sposobem elfów.

Piekły go stopy. Mimo ostrożności poparzył je sobie na gorących kamieniach, wszystko trwało zbyt długo, by mógł tego uniknąć. Ze zmęczenia kręciło mu się w głowie, wiedział, że powinien się przespać, ale nie miał na to czasu, chciał jak najszybciej skończyć. Kto miałby ochotę siedzieć bez potrzeby w takim koszmarnym jarze?

Zauważył coś kącikiem oka. Coś, czego jeszcze przed chwilą tu nie było.

Oko Nocy odwrócił się i aż podskoczył z wrażenia.

Za nim stał ogromny niedźwiedź i przyglądał mu się uważnie.

Och, nie, dość już drapieżników, więcej nie zniosę, a nie chcę zabijać…

Nagle zastanowił się. Niedźwiedź? Moje zwierzę opiekuńcze?

– Czy to ty? – zapytał niepewnie. – Moje zwierzę opiekuńcze?

Niedźwiedź ani drgnął. Nie wyglądał agresywnie. Ale przyjaźnie też nie.

Głazy dudniły w dolinie. Niezwykła muzyka wiatru zawodzącego pośród skał, nieustanna, żałobna pieśń.

Oko Nocy podszedł do niedźwiedzia i pogłaskał go ostrożnie po głowie. Szorstkie, jasnobrązowe futro, ciemniejsze na grzbiecie. Delikatnie przesunął ręką po pysku zwierzęcia, tuż przy chrapach, tak jak się pieści szczeniaki, bo właśnie tych miejsc matka dotyka językiem, więc sprawia im to przyjemność i daje poczucie bezpieczeństwa.

Może niedźwiedzice tak nie postępują wobec swoich małych? Skoro jednak niedźwiedź najwyraźniej nie miał nic przeciwko temu, Oko Nocy kontynuował pieszczotę, przemawiając przy tym:

– Ja wiem, że już przedtem towarzyszyłeś mi w niebezpiecznych wędrówkach. Dziękuję ci za wsparcie, jakie mi okazywałeś. Czy zechciałbyś teraz zostać moim wierzchowcem?

Niedźwiedź zwrócił ku chłopcu swój ciężki łeb i spojrzał mu w oczy. Gęsta grzywa poruszyła się. Zwierzę nie jest młode, zauważył Oko Nocy. Niedźwiedź przesyłał mu swoje myśli.

Oko Nocy, który miał przy sobie cudowny aparacik Madragów, zapytał zdumiony:

– Jeśli w zamian za to dam ci wody? Ależ oczywiście, mój najlepszy przyjacielu, no wiesz, to naprawdę drobiazg!

Chciał wyjąć butelkę, ale niedźwiedź potrząsnął łbem tak gwałtownie, że kurz uniósł się nad doliną.

– Ach, tej wody! – domyślił się Indianin. – Naturalnie, dostaniesz. Jeśli tylko uda mi się ją zdobyć! W takim razie do dzieła! Jesteś gotów?

Wdrapał się grzbiet ogromnego zwierzęcia, usiadł na nim okrakiem, nie bez zdenerwowania, trzeba przyznać, po czym zagrał na flecie.

Oko Nocy nigdy przedtem nie poruszał się sposobem elfów. Ale towarzyszył Faronowi, kiedy ten stosował tempo Obcych, i, jak się okazuje, było prawie tak samo, tylko dużo szybciej.

Widział, jak ziemia umyka im spod stóp w szalonym pędzie, muzykę słyszał teraz jako jeden przeciągły dźwięk, mknęli przez dolinę niczym rakieta. Kamienie nadal leciały w dół, ale w nic nie trafiały, nie spadały, Oko Nocy widział je zawieszone w powietrzu jak szaroczarne znaki. Niedźwiedź zręcznie omijał te, które już leżały na ziemi, albo je po prostu przeskakiwał. Nie trwało długo i opuścili dolinę.

Zwierzę opiekuńcze zatrzymało się, Oko Nocy zeskoczył na ziemię. Gorąco podziękował za wspólną drogę i zapewnił, że spełni obietnicę najlepiej jak potrafi. Ale jego towarzysz miał coś jeszcze do powiedzenia:

– Dojdziesz niebawem do rzeki, ale to nie będzie przeszkoda, zbyt łatwa jest do pokonania, po prostu musisz ją przepłynąć. Umiesz pływać, prawda?

– Oczywiście!

– Powinieneś się przez nią przedostać, żeby dojść do kolejnej trudnej przeprawy.

Oko Nocy musiał z całych sił stłumić w sobie pragnienie, by zawołać: Zostań ze mną, dopóki nie pokonam tych wszystkich diabelskich przeszkód! Uśmiechnął się tylko blado i skinął głową.

Potem niedźwiedź po prostu zniknął. Rozpłynął się w powietrzu.

– Uff! – odetchnął Shama siedzący obok Marca. – Nawet nie zdążyłem zapalić przed nim światełka.

– Tak, ale należało mu się takie przyspieszenie po długich godzinach, jakie spędził nad tym potwornym wrzątkiem – uśmiechnął się Marco.

– Jasne, jasne, ależ on jest sprytny! Po prostu fenomenalny!

To ze strony Shamy wielka pochwała.

– Ale zdołał przejść? Dotarł do właściwego punktu?

– Tak jest – odparł Shama nieoczekiwanie sucho. – Teraz znajduje się we właściwym punkcie. Jak sobie z tym poradzi… Idę go wspierać. Mam nadzieję, że tym razem zdążę mu zapalić światełko. Byłoby okropne, gdyby teraz zabłądził i gdzieś nam się zgubił.

Marco zadrżał na myśl o czymś takim.

Shama poszedł.

Grota wydała się nagle pusta i nieprzytulna. Oczekiwanie przeciągało się w nieskończoność. Shiry i Mara nie dręczyło zmęczenie, są przecież duchami i nie potrzebują snu. Marco również obywał się bez snu bardzo długo, ale teraz „bardzo długo” dobiegało końca.

Umościł się wygodnie i myśląc z troską o tym, jak też Oko Nocy, będący tylko zwyczajnym człowiekiem, radzi sobie bez wypoczynku, zasnął.

Nie zauważył, że do groty weszły jakieś milczące istoty.

Przyglądały się nieziemsko urodziwemu mężczyźnie o leciutko połyskliwej skórze…

Potem popatrzyły po sobie i skinęły bez słowa.

18

Rzeka wyglądała dość zwyczajnie. Płynęła przed nim powoli i spokojnie, prawie niezauważalnie. Żadnych problemów, niezbyt szeroko.

Nic dziwnego, skoro przeprawa ma stanowić przejście do innej, poważniejszej przeszkody. Po prostu oddziela jedną od drugiej.

Oko Nocy skoczył w nurt i zaczął płynąć.

Ledwie pokonał parę metrów, a w jego głowie pojawiły się myśli o najrozmaitszych plemiennych wierzeniach.

Duchy wody, na przykład!

Jakże mógł o nich zapomnieć? Było ich wiele, miały różne imiona, jedne potrafią wzmacniać ciało i duszę pływaka, inne są straszne i śmiertelnie niebezpieczne! Oko Nocy o mało nie zawrócił.

Ale co tam, czyżby się bał potworków i upiorów? On, mieszkaniec Królestwa Światła, zaprzyjaźniony z Ludźmi Lodu i rodziną Czarnoksiężnika? A na dodatek kształcony przez swoją starszyznę plemienną.

Wśród jego przyjaciół wielu to duchy. Niektórzy chcieliby ich wprawdzie nazywać upiorami, ale to błąd, on tak nie czyni, bo dobrze zna różnicę między duchem a upiorem.

Teraz istoty z zaświatów nie dawały mu jednak spokoju. Uczynił jeszcze kilka zamaszystych ruchów i…