Выбрать главу

– No właśnie! – wykrzyknęła Shira. – Znam to bardzo dobrze.

Shama zagryzał wargi.

– Jedno mnie niepokoi…

– Jedno? – przerwał mu Mar. – Mamy chyba mnóstwo zmartwień!

– To prawda, ale moje zmartwienie nie dotyczy Oka Nocy. Otóż Marco miał odwiedziny. Spał i powiada, że niczego nie zauważył, ale ja wszystkimi zmysłami wyczuwam w jego grocie coś niepokojącego.

– Kto by to mógł być?

– Pojęcia nie mam.

Umilkli. To było całkiem nowe zagrożenie i zupełnie niepojęte.

20

Czy powinienem zejść na dół? zastanawiał się Oko Nocy zgnębiony. Ale to by była straszliwa porażka. Równoznaczna z całkowitym poddaniem się, bo najwyraźniej nie istniała inna droga w górę.

Spojrzał w dół. Znajdował się już tak wysoko, że skalna półka, na której przedtem siedział, wyglądała teraz bardzo niepozornie. Potwornie bolały go mięśnie, każdy najmniejszy muskuł w jego ciele drżał tak, że trudno to było wytrzymać.

Oko Nocy za nic nie chciał schodzić!

Ale teraz jest pozostawiony samemu sobie. Nikt nie może mu pomóc.

Przypomniał sobie starą indiańską legendę. Kiedy niedawno przepływał rzekę, myślał o duchach wody, tych niebezpiecznych, które mogłyby mu wyrządzić krzywdę. Istnieje jednak ktoś, kto może uratować Indianina, który dostał się w szpony złych duchów wody i zaczyna tonąć. To Orzeł Burzy.

Czyż ojciec Oka Nocy nie nazywa się Ptak Burzy? Jak często w czasie tej wyprawy przyzywał na pomoc indiańskie bóstwa?

Naprawdę bez przesady. Jeśli o to chodzi, to zachowywał się bardzo powściągliwie.

Co prawda szamański bębenek pomógł mu przejść przez skalną ścianę, niedźwiedź, jego zwierzę opiekuńcze, też mu pomagał, choć go wcale nie wzywał. Czy więc nie powinien teraz…?

Zrozpaczony, gdy z bólu pot zalewał mu twarz, zaczął przyzywać duchy przodków i wielkiego boga Wakan Tanka.

Prawie nie miał oparcia dla stóp. Tylko jedną wsunął w bardzo płytką szczelinę, czy oparł na jakimś niewielkim występie, sam nie wiedział, palce zsuwały się po gładkiej powierzchni, trzeba wybierać: próbować iść w górę czy w dół, bo i to, i to było tak samo trudne.

W powietrzu zaszumiało. Coś jakby ciężkie skrzydła. Oko Nocy bał się spojrzeć w tamtą stronę, poczuł natomiast, że ostre szpony wczepiają się w kurtkę na barkach. Ciemnobrązowe skrzydła trzepotały nad jego głową, Oko Nocy odetchnął i zrozumiał, że jest podtrzymywany i że wolno unosi się w górę.

Czy zasłużyłem sobie na tyle szczęścia? zastanawiał się. Zasłużyłem, uznał.

Orzeł wiódł go po absolutnie gładkiej ścianie, do której nikt ani nic nie zdołałoby się przyczepić. Tutaj bardziej niż w jakimkolwiek innym miejscu znajdował potwierdzenie, że źródło dobrej wody nigdy nie miało zostać przez nikogo odkryte.

Przez moment pomyślał o gondoli lub innej latającej maszynie. Ale nie, nikt by się też nie dostał w okolice źródła z powietrza. W każdym razie żaden człowiek. Wiedział, że to terytorium otacza niewidzialny mur.

Nieoczekiwanie został posadzony na niewielkim płaskowyżu. Nawet nie zdążył podziękować orłowi, ptak zniknął we mgle.

Gdzie się teraz znajduje? Na szczycie?

Nie, nie wierzył w to. Zdawało mu się, że nieco dalej na płaskowyżu widział stromą górską ścianę. Już miał wyruszyć w tamtą stronę, kiedy z tumanu mgły wyszły cztery postaci i skierowały się ku niemu. Oko Nocy stanął jak oniemiały. Kolejna przeszkoda? Czego te cztery postaci od niego chcą?

Zatrzymały się w pewnej odległości. Jakby dawały mu czas, żeby się im przyjrzał.

Powoli zaczęło docierać do jego świadomości, że je zna. Wszystkie. Wie, kim są.

Jedna z postaci była przezroczysta i niebieskawa jak powietrze. Inna miała na sobie brunatnoziemistą pelerynę. Trzecia mieniła się zielenią i błękitem niczym morze, a ostatnia była jak płomień, czerwonożółta.

To przecież cztery żywioły Shiry: Duch Powietrza, Ziemi, Ognia i Wody.

Mimo woli przyklęknął z szacunkiem. Przybyli uprzejmie odpowiedzieli na jego ukłon.

– Domyślaliśmy się, że ty też będziesz chciał tu przybyć – rzekł Ogień z humorem. – Kim jesteś, młody poszukiwaczu przygód, mający tak dobrych pomocników?

Oko Nocy wstał. Powiedział z godnością:

– Jestem Oko Nocy, pochodzę z Indian północnoamerykańskich. Jestem Siuksem z plemienia Oglala. Tutaj przybyłem z Królestwa Światła, żeby pomóc w zdobyciu czegoś, co uratuje ziemię przed zagładą. Potrzebujemy składnika do eliksiru, który jest do tego niezbędny. Ten składnik to jasna woda ze źródła dobra.

Teraz zabrał głos Duch Wody:

– To bardzo szlachetny cel. Ale takiej podróży nie mogłeś odbyć sam. Szliśmy za tobą i widzieliśmy, że bez trudu wydobywałeś się z największych opresji. Pomagały ci a to niedźwiedź, a to orzeł. Najwyraźniej posługujesz się jakimś znakiem, który jest wysoko ceniony w obu obozach, i dobra, i zła.

Słowa Ducha Powietrza brzmiały jak szept letniego wiatru:

– Bawiliśmy się znakomicie, obserwując twoje kręte ścieżki i patrząc, jak usuwasz wszelkie trudności.

Czy moja droga była kręta? No tak, chyba tak, w przeciwnym razie musiałbym przebyć nieprawdopodobną odległość, znajdowałbym się dziesiątki kilometrów od moich przyjaciół.

– Nawet Shama stoi po twojej stronie – powiedziała Ziemia. – Za to powinieneś dziękować naszej wychowance, Shirze.

– Zdaję sobie z tego sprawę – odparł Oko Nocy uprzejmie. – I Shama rzeczywiście zrobił dla mnie bardzo dużo. To nieoceniona pomoc.

– Świetnie, że dla odmiany mógł się okazać choć trochę pożyteczny – rzekł Ogień cierpko. – Ale wszystkie te środki, którymi się posługiwałeś… czasami to było straszne. Jednak wolno ci było i nigdy nie przekroczyłeś swoich praw.

Duch Powietrza ostrzegawczo uniósł palec.

– Tylko raz mało brakowało, a byłbyś się potknął.

– Wiem. Przy spotkaniu z demonami. Znalazłem się na krawędzi kłamstwa.

– Właśnie. Ale jej nie przekroczyłeś.

– Powiedz mi – zapytał Duch Wody. – Jak jest tam u was, w Królestwie Światła? Czy rzeczywiście tak wielu potrafi tworzyć takie cuda jak te, którymi się posługiwałeś?

– Tak. Naprawdę wielu. Mamy nawet jednego ducha wody. Nazywa się pani Woda.

– To moja siostra! – zawołał tamten radośnie. To ona u was mieszka?

– Tak jest. A razem z nią pani Powietrze – wyjaśnił Oko Nocy uprzejmie.

– To z kolei moja siostra – wtrąciła władczyni powietrza.

Teraz wszystkie żywioły rozmawiały przez chwilę między sobą, mówiły przyciszonymi głosami.

Potem Ziemia zwróciła się znowu do Indianina:

– Ale ty sam też musisz pochodzić z potężnego rodu?

– Nigdy nie rozumiałem dobrze, co to znaczy potężny ród. Ale teraz jestem bardziej niż kiedykolwiek dumny ze swojego pochodzenia.

– Znak na twoim czole wskazuje, że jesteś wybranym – stwierdził Ogień. – Tak jak niegdyś Shira. Tylko że Shirę to my wybraliśmy.

– Czy pozwolicie na jedno pytanie?

Wszyscy czworo skinęli głowami.

– Mam taką teorię… Spadające kamienie, demony, drapieżniki, owady, te wszystkie przeszkody… one nie są trwałym elementem tutejszego świata, prawda? Pojawiają się tylko czasami.

– Masz rację. To wszystko dzieje się tylko wówczas, kiedy ludzie podejmują wędrówkę przez groty. Ty jesteś pierwszy.

Oko Nocy pozwolił sobie na leciutki uśmiech.

Duchy żywiołów podeszły bliżej. Oko Nocy chciał dokładniej wypytać o teren, na którym się znajdują, ale nie miał odwagi. Był niemal oślepiony ich wspaniałością.

Duch Wody trzymał w dłoniach pięknie zdobione kryształowe naczynie. Podał je Oku Nocy.