Выбрать главу

Shira obejrzała się gwałtownie.

– Ptaki – wykrztusiła. – Pędzą prosto do Góry Zła. Szybciej, nasz fantastyczny niedźwiedziu, szybciej, wybawicielu!

– Za to my bardzo zyskujemy na czasie – powiedział Mar. – Dzięki temu, że nie musimy pokonywać tej potwornej drogi poprzez Górę Zła.

Przesuwali się nad ziemią z szumem. Nikt nic nie mówił, musieli trzymać się mocno swego wierzchowca. Grzbiet niedźwiedzia to jednak nie jest najwygodniejsze siodło.

Ptaki krzyczały do kobiety w Górze Zła, jedynej znającej się na czarach istoty, która mogła je zrozumieć i przetłumaczyć ich komunikaty innym.

– Oni uciekają, uciekają – krzyczały. – Uciekają na jakimś olbrzymim kosmatym zwierzęciu. I Niezwyciężony też jest z nimi!

– Pewnie ich przepędza – rzekł Nardagus domyślnie, blady ze strachu.

– Nie, Niezwyciężony biegnie przed nimi. A jakie rozwijają niewiarygodne tempo! Ptaki mówią, że nie mogą za nimi nadążyć.

– Nie wydostaną się z naszego terytorium.

– Już są poza jego granicami. Pędzą do swojego żelaznego pojazdu.

Nardagus spoglądał na swoich władców. Bardzo nie lubił, kiedy ich twarze miały taki wyraz.

– Nie ma żadnego niebezpieczeństwa – próbował ich przekonywać. – Intruzi nie zdołali dotrzeć do źródła, to oczywiste.

Najwyższy władca syknął gniewnie:

– Mobilizacja! Niezależnie od tego, co zdołali zrobić!

Nardagus nie ustępował:

– Słyszycie przecież, że jest ich tylko troje. Czwarty widocznie starał się dostać do źródła i mu się nie udało. Więc troje pozostałych zmyka co tchu. Ciekawe tylko, jak przeszli przez mur?

Inny władca wtrącił:

– Powinno się powiadomić To we Własnej Osobie.

– Nie, nie – protestowali chórem jego koledzy z Nardagusem włącznie. – Sami damy sobie z tym radę.

Wszyscy bowiem śmiertelnie się bali reakcji „najpiękniejszego”.

Ktoś próbował ostudzić nastrój, to ta spragniona życia kobieta.

– Skoro tak – zaczęła przewlekle. – Skoro nawet zdobyli tę potworną wodę, to jest to ich problem, nie nasz. Nas to nic nie powinno obchodzić.

Zebrani w sali trochę się uspokoili. Niektórzy uważali wprawdzie, że to lekkomyślne podejście do sprawy, ale nie chcieli już tego roztrząsać

Najważniejszy oświadczył:

– Idziemy! Nie będziemy informować naszej niedostępnej wysokości. Ale mobilizację przeprowadzimy!

22

Z okropnym wojennym krzykiem wszyscy tworzący blokadę wojownicy rzucili się ku J2 i zagrodzili drogę nadchodzącym.

Niedźwiedź jednak działał bardzo szybko. A Mar, który uwielbiał telefonować, zdążył już ostrzec o przybyciu załogę J2, wyjaśniając, że mają ze sobą kilku nowych, dla których potrzeba sporo miejsca.

Faron westchnął:

– Jeszcze jacyś nowi? Musimy wynieść na zewnątrz tę starą, zniszczoną gondolę.

– Dotychczas nie mieliśmy odwagi otwierać drzwi – powiedział Ram. – Teraz jednak otworzymy, bo wracają nasi przyjaciele.

– Hurrra! – radowało się całe zgromadzenie.

Wszyscy silni mężczyźni zabrali się do wynoszenia gondoli, Indra otworzyła drzwi, żeby wypchnąć wrak.

– O rany! Patrzcie tylko na tę hordę – szepnęła przerażona.

– Zbliża się dziwny orszak! – zawołał Tich. – Nie zamykajcie! Widzę Mara wysoko na grzbiecie jakiegoś… jakiegoś… I kogo to oni jeszcze prowadzą?

Teraz także inni zauważyli tamtych, jak pędzą na złamanie karku, żeby zdążyć przed atakującymi, którzy nieoczekiwanie stanęli jak wryci. Ram zrobił miejsce w drzwiach, bo akurat miejsca potrzeba było dużo.

– Niedźwiedź? – jęknęła Indra. – Ogromny niedźwiedź!

Troje jeźdźców pochyliło się w przejściu i niedźwiedź wpadł do wielkiej sali zgromadzeń, gdzie właśnie stała gondola, zajmując całe pomieszczenie. Ale na zewnątrz atakujących wojowników powstrzymywała jakaś ogromna, budząca grozę postać, odwrócona plecami.

Wszyscy oczekujący na pokładzie J2 widzieli, że atak spalił na panewce. Wojownicy uciekali z krzykiem przestraszeni niczym stadko kur. A przestraszyła ich właśnie ta olbrzymia postać. Nikt więcej nie odważył się zaatakować pojazdu.

Olbrzym zaś musiał się zgiąć niemal wpół, żeby przejść przez próg, a w środku sięgał prawie do sufitu.

Indra i Cień zatrzasnęli drzwi.

Zaległa cisza.

– No, no, nieźle – powiedział w końcu Faron.

– Rzeczywiście wielkie entrée – szepnął Dolg.

Siska natomiast zauważyła najważniejsze:

– A gdzie Marco?

Cztery duchy zabrały go z sobą na płaskie wzniesienie, skąd można było spojrzeć na dół, w dymiący krater źródła zła.

Marco z obrzydzeniem spoglądał na to najwstrętniejsze na świecie miejsce.

– Byłem przekonany, że droga tutaj dostępna jest tylko ludziom złym do szpiku kości?

– I tak jest. To my sprawiliśmy, że mogłeś się tutaj znaleźć.

Przyglądał im się spod przymkniętych powiek, ale nikt nie zgłębiał tematu. Wobec tego Marco powiedział:

– Ktoś kiedyś przecież musiał tutaj zejść?

– Owszem – odparła Ziemia. – Podobnie jak to uczynił Tengel Zły na Ziemi, tak i tutaj znalazł się człowiek o duszy przeżartej złem, który zdołał dotrzeć do źródła złej wody. Ona weszła…

– Czy to znaczy, że jest kobietą? Najpiękniejszy… – przerwał Marco.

– Była – uściśliła Ziemia. – Teraz nie jest ani tym, ani tamtym. Uciekła z zewnętrznego świata z powodu prześladowań na długo przed czasami Tan-ghila. Próbowano ją zabić ze względu na jej zło, kiedyś przez przypadek wpadła do starego krateru i znalazła się tutaj, w Górach Czarnych.

– Które uczyniła jeszcze czarniejszymi – wtrącił Ogień ponuro. – Bez problemów dostała się do źródła i napiła złej wody.

– Co zresztą nadal czyni – dodał Duch Wody. – A razem z nią wielu innych. Nie, to nieprawda, nie tak wielu. Większość ma jedynie prawo wdychać opary.

– Ale to ona nakazała układać ten wodociąg prowadzący do źródła – mówił dalej Duch Wody. – Inni wykonali pracę, doprowadzili rury do strasznej doliny zła. No i właśnie teraz dochodzimy do twojego zadania, szlachetny książę.

– Jak rozumiem, miałbym zniszczyć tę dolinę?

– Nie tylko to. Chcielibyśmy również zniszczyć Górę Zła, mającą bezpośrednie połączenie z pałacem. Można tego dokonać równocześnie.

– No dobrze, ale jak?

Słysząc to pytanie, Duch Powietrza się uśmiechnął.

– Bardzo prosto, bardzo prosto! Wystarczy jasną wodę z butelki wlać do rury.

Marco gapił się na nich z otwartymi ustami. Potem wybuchnął śmiechem nad swoją bezmyślnością i nad tym, że nie domyślił się czegoś tak oczywistego.

– Materiał, z którego została wykonana rura, jest bardzo twardy, niemal nie do przeborowania – ostrzegła Ziemia, kiedy już nareszcie przestali się śmiać. – Taki musiał być, żeby chronić wodę po wsze czasy. Ale mój przyjaciel, Ogień, zrobi dla ciebie w rurze otwór. Potem cię opuścimy, a ty wlejesz do rury jasną wodę.

– Tylko pamiętaj! – upomniał Duch Powietrza. – Bądź ostrożny! Musisz dopilnować, żeby wszystko spłynęło we właściwym kierunku, do doliny, a nie do źródła zła.

– Dlaczego?

– Nie kuś losu! – wykrzyknął Duch Powietrza, a jego towarzysze machali rękami, jakby chcieli odpędzić od siebie zło.

Marco oznajmił, że jest gotów.

– Tylko dlaczego musicie mnie opuścić? – zapytał.

– My nie powinniśmy podchodzić za blisko do ciemnego źródła, to nie jest dla nas dobre – wyjaśnił Duch Wody. – Poza tym jesteśmy duchami, ty zaś urodziłeś się jako człowiek. Mamy też inne zajęcia, nie cierpiące zwłoki. Ale chyba nadal ważne jest twoje słowo, że będziemy mogli pojechać z wami do Królestwa Światła?