– Zaraz, zaraz! – zaprotestował Pete. – Nie podoba mi się twoja mina, Jupe. Czuję, że chodzi ci po głowie rozpoczęcie dochodzenia. A ja nie chcę mieć do czynienia z żadnymi gadającymi czaszkami. Przede wszystkim nie wierzę w ich istnienie i wolałbym się nie przekonywać, że jest inaczej.
– Nie możemy prowadzić dochodzenia, ponieważ kufer zniknął – odpowiedział mu Jupiter. – Ale chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej o Guliwerze Wielkim, Fred.
– Nie ma sprawy – odparł reporter. Usiadł na jednym z jeszcze nie pomalowanych, żelaznych krzeseł Jupitera. – W ogólnym zarysie wygląda to tak: Guliwer był mało znanym magikiem, ale miał tę czaszkę, która podobno mówiła. Leżała sama na szklanym stole, bez żadnych innych przyrządów, i odpowiadała na pytania.
– Brzuchomówstwo? – zapytał Jupiter. – To sam Guliwer odpowiadał bez poruszania ustami?
– Być może. Ale czaszka mówiła nawet wtedy, gdy Guliwer siedział w odległym kącie pokoju, albo kiedy w ogóle go w nim nie było. Nawet inni magowie nie mogli pojąć, jak to się działo. W końcu miał nawet z tego powodu kłopoty z policją.
– Jak do tego doszło? – zapytał Bob.
– No cóż, Guliwerowi nie wiodło się zbyt dobrze jako magikowi, zajął się więc przepowiadaniem przyszłości, co jest nielegalne. Nie nazywał tego wróżeniem. Nazywał siebie doradcą. Ubierał się jednak w orientalne stroje i przyjmował w pokoju pełnym mistycznych symboli. Za odpowiednią opłatą ludzie przesądni mogli tam przyjść i zadawać czaszce pytania. Nadał jej nawet imię – Sokrates, po mędrcu starożytnej Grecji.
– I czaszka odpowiadała na pytania? – zapytał Bob.
– Tak mówiono. Podobno radziła ludziom w ich problemach. Lecz Guliwer posunął się za daleko. Sokrates zaczął doradzać posunięcia na giełdzie i tym podobne. Niektórzy ponieśli duże straty i zawiadomili policję. Guliwera oskarżono o nielegalne wróżbiarstwo i osadzono w więzieniu.
Przesiedział w nim prawie rok. Kiedy wyszedł, porzucił magię i wróżenie i znalazł sobie posadę urzędnika. Aż tu pewnego dnia… puff! Po prostu zniknął. Rozeszły się pogłoski, że jakieś czarne typy o niego pytały… ale nikt nie wie dlaczego. Może bandytom zależało na nim i na Sokratesie, i znikając chciał przed nimi uciec.
– Ale kufra ze sobą nie zabrał – powiedział Jupiter, przygryzając dolną wargę, co zawsze wskazywało na intensywną pracę jego zwojów mózgowych. – To by oznaczało, że albo coś mu się stało, albo musiał uciekać bez chwili zwłoki.
– Słuszne rozumowanie – przyznał Fred. – Być może miał wypadek i nigdy nie odzyskał świadomości.
– Założę się, że z tego samego powodu Maksymilian szukał kufra – odezwał się Pete. – Chciał poznać tajemnicę czaszki, by wykorzystać ją do własnych występów. Może rzeczywiście był przyjacielem Guliwera, ale uważał, że skoro Guliwer zniknął, to można przejąć jego magiczne sztuczki.
– Maksymilian? – zapytał Fred Brown.
Jupiter opowiedział o wcześniejszej wizycie wysokiego, chudego maga.
– Skoro chciał kupić kufer, to z pewnością nie miał nic wspólnego z jego kradzieżą – stwierdził Fred. – Ciekawe, czy złodzieje liczyli na to, że Sokrates będzie dla nich pracował. No, ale to już jest bez znaczenia. Miałem nadzieję, że znajdę tu dobry materiał na artykuł i zrobię wam zdjęcie razem z czaszką. Jupiter mógłby się przebrać w strój Guliwera. Ale to już niemożliwe. No, czas na mnie. Miło było was znowu zobaczyć.
Fred Brown odjechał. Jupiter siedział ze smutną miną.
– To mogła być wspaniała tajemnica do zbadania – powiedział. – żałuję, że kufer zniknął.
– A ja nie – odparł Pete. – Jeśli o mnie chodzi, to wolę się trzymać z daleka od kufrów z gadającymi czaszkami. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. A w ogóle to jak czaszka może mówić?
– To właśnie część tajemnicy – uśmiechnął się Jupiter. – Ale teraz nie ma już sensu zastanawiać się nad tym, ponieważ… O! Wraca wuj Tytus.
Na plac wjechała wielka ciężarówka wypełniona złomem. Wyskoczył z niej wuj Jupitera i podszedł do chłopców.
– Ciężko pracujecie, co? – mruknął i puścił do nich oko. – Dobrze, że nie ma tu ciotki Matyldy. Zaraz by wam znalazła coś do roboty. Wyglądacie na zamyślonych. O czym tak dumacie?
– Rozmyślamy o kufrze, który zniknął zeszłej nocy – odpowiedział Jupiter. – Właśnie dowiedzieliśmy się o nim czegoś ciekawego.
– Ach, o tym kufrze – zachichotał wuj Tytus. – Więc nie odnalazł się?
– Nie, skąd – odparł Jupiter. – Nie sądzę, żebyśmy go jeszcze kiedyś zobaczyli.
– Nie byłbym tego taki pewien – powiedział wuj Tytus. – Czyż nie jest to kufer magika? Może udałoby nam się sprowadzić go z powrotem przy pomocy czarnej magii?
Chłopcy spojrzeli na wuja Tytusa z uwagą.
– Co masz na myśli, wuju? – zapytał Jupiter. – Jakie czary mogłyby go tu sprowadzić?
– Może takie – powiedział wuj Tytus z tajemniczą miną. Strzelił palcami trzy razy, obrócił się dookoła z zamkniętymi oczami i zanucił: – Abrakadabra, kufer zagubiony. Abrakadabra kufer znaleziony. A więc czary rzucone. Jeśli nie zadziałają, może sprowadzimy kufer przy pomocy logiki.
– Logiki? – powtórzył Jupiter zdumiony. Jego wuj był wesołym człowiekiem lubiącym żartować. Wyglądało na to, że teraz stroi sobie z nich żarty. Ale do końca Jupe nie był o tym przekonany.
– Jupiterze, lubisz zagadki i tajemnice – powiedział Tytus Jones. – Lubisz je rozwiązywać przy pomocy logicznego rozumowania. Zastanów się więc nad wydarzeniami ubiegłej nocy. Opowiedz mi o nich.
– No, więc… – zaczął Jupiter, wciąż główkując, do czego właściwie wuj zmierza – poszliśmy wszyscy w stronę złomowiska. Wybiegło z niego dwóch mężczyzn, którzy wskoczyli do samochodu i odjechali. Kufer zniknął.
– A więc to oni go ukradli, czy tak? – spytał wuj.
– To musieli być oni – odparł Jupiter. – Włamali się tutaj… chwileczkę! – krzyknął chłopiec. Jego pucołowata twarz lekko poróżowiała z emocji. – Kiedy nadeszliśmy, oni wciąż przeszukiwali złomowisko, nie mogąc najwyraźniej znaleźć kufra. Potem uciekli do samochodu i odjechali. Ale kiedy biegli, nie mieli przy sobie kufra. Jak więc mogli go ukraść? Gdyby mieli kufer w samochodzie, nie kręciliby się tutaj. A ponieważ nie wynieśli go, to nie oni byli złodziejami. Wniosek jest tylko jeden. Kufer ukradziono, zanim ci dwaj przyjechali do składu złomu!
Pan Jones zachichotał.
– Jupiterze – powiedział – jesteś bystrym chłopcem. Ale czasem dobrze robi przekonanie się, że nie jesteśmy tacy mądrzy, za jakich się mamy. Może nie wzięliśmy pod uwagę jeszcze jednego wniosku. Może kufer wcale nie został ukradziony. Może ci dwaj po prostu go nie znaleźli.
– Ale ja przecież postawiłem go koło biura – powiedział Jupiter. – Na samym widoku. Powinienem był zamknąć go w przyczepie, ale nie sądziłem, że ma jakąkolwiek wartość.
– Poszedłeś się umyć przed kolacją, a ja z Hansem zacząłem zamykać wszystko przed nocą – powiedział Tytus Jones. – Pomyślałem sobie “Przecież to kufer magika. Aleby się Jupiter zdziwił, gdyby tak kufer zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki! Miałby okazję przećwiczyć swoje detektywistyczne umiejętności w poszukiwaniu go”. I zrobiłem ci mały kawał, Jupiterze. Schowałem kufer. A kiedy nakryliśmy tych niedoszłych złodziei, postanowiłem zostawić kufer w ukryciu aż do rana na wypadek, gdyby złodzieje chcieli spróbować jeszcze raz. Zamierzałem ci o tym powiedzieć. Potem postanowiłem sprawdzić, czy sam do tego dojdziesz. Chciałem trochę pobudzić do pracy twoje szare komórki.
– Schował go pan? – krzyknął Bob. – Gdzie, panie Jones?