– Patrzcie, są nasze rzeczy, które zostawiliśmy wczoraj! Bob, spróbuj znaleźć ten przycisk, który uruchamia wejście do dużej jaskini. Pozbieramy te klamoty, jak będziemy stąd wychodzić.
Bob przylgnął całym ciałem do skalnej ściany.
– Udało się! – powiedział wesoło.
Kamienne drzwiczki obróciły się z cichym dudnieniem na niewidzialnej osi.
– Pete, zostaniesz tutaj – powiedział Jupe. – W tej małej pieczarze. Wykorzystasz ten otwór do wyświetlenia filmu. Spróbujesz zablokować te drzwiczki, żeby się nie zamknęły. Jak usłyszysz sygnał, puść film na tę wielką, szarą ścianę, którą znaleźliśmy w środku poprzednim razem.
Pete zabrał się do przygotowania projektora. Wziął do ręki pudełka ze szpulą i poświecił na nie latarką.
– W porządku – powiedział. – Na jaki sygnał mam to puścić w ruch?
Jupe zamyślił się przez krótką chwilę.
– Zdaje mi się, że najlepszy byłby krzyk: “Na pomoc!” – powiedział, a potem podszedł do wąskiego otworu w skalnej ścianie.
Rozdział 17. Tajemnica starego tunelu
Pozostawiwszy kolegę w ciasnej pieczarze, Bob i Jupe powoli zagłębili się w ogromną, wysoko sklepioną grotę. Powietrze było wilgotne i zimne. Poczuli, że przenika ich chłodny dreszcz.
Już po kilkunastu krokach Bob szepnął nagle:
– Tu jest całkiem inaczej!
– Co? Gdzie? – spytał Jupe wytrzeszczając oczy.
Bob skierował światło latarki do przodu, a potem na boki.
– Ta wielka ściana… jest otwarta w środku!
Jupe z zaciekawieniem podążył wzrokiem za świetlną smugą latarki Boba. Szeroka szczelina w szarej ścianie ciągnęła się od ziemi aż po sklepienie.
– Bob, zdaje mi się, że znaleźliśmy ten twój tunel! – zawołał cicho Jupe.
Obaj chłopcy ostrożnie przeszli na drugą stronę.
Tunel rozszerzał się stopniowo. Jego gładkie ściany ginęły gdzieś w przedzie, w nieprzeniknionym mroku. Nagle chłopcy stanęli jak wryci, czując, że oblewa ich zimny pot. Serca skoczyły im do gardła.
Naprzeciw nich wyłonił się nagle z ciemności jakiś ogromny kształt, nieruchomy i groźny.
Wydawało się, że zagadkowy kolos czeka na nich!
Chłopcy rzucili się na ziemię. Leżąc bez ruchu, powoli podnieśli oczy ku majaczącej w mroku dziwnej postaci. Odczekali dłuższą chwilę, nic jednak się nie poruszyło.
Jakby przyczajony tuż przy ziemi, zgarbiony, długi i groźny, leżał przed nimi smok. Przy końcu długiej, grubej szyi zwisała jego trójkątna głowa.
– Mmmoże on śpi – szepnął Bob.
Jupiter pokręcił przecząco głową.
– Pamiętaj – szepnął Bobowi do ucha, starając się zrobić to z chłodnym spokojem – że to nie jest żywy smok.
Bob odpowiedział mu leciutkim skinieniem głowy.
– Wiem. Już nam to wcześniej mówiłeś. Miejmy nadzieję, że się nie mylisz.
Odczekawszy jeszcze chwilę, Jupe zapalił latarkę, a potem przeciągnął smugą światła po ziemi.
Uśmiechnął się, całkiem już uspokojony.
– Popatrz na nogi tego smoka i powiedz im, co widzisz.
Bob podążył wzrokiem za plamą żółtego światła i zamrugał z niedowierzaniem.
– Szyny – powiedział. – Dokładnie pod smokiem. Wyglądają jak kolejowe.
Jupe odetchnął z ulgą.
– Obaj mieliśmy rację. Smok jest, jak widzisz, zwykłą podróbką. A ty znalazłeś podziemną kolej szybkiego ruchu, którą Labron Carter budował przeszło pięćdziesiąt lat temu! Ale myliłeś się, Bob, co do jednej rzeczy. Powiedziałeś, że nie była ona nigdy używana!
– Co masz na myśli?
– Miała przynajmniej jednego użytkownika. Tego smoka – odparł Jupe.
– Ale po co mu to? Niczego nie pojmuję – odparł z zakłopotaniem Bob.
Kto i po co zbudował smoka, a potem umieścił go w tunelu podziemnej kolejki, nie używanym od pięćdziesięciu lat? Na torach, które prowadziły donikąd. I prawdopodobnie miały na zawsze pozostać nie wykorzystane? Nie byłoby w tym odrobiny sensu.
Dlaczego? – zastanawiał się Bob.
– Zaraz dowiemy się wszystkiego – powiedział Jupe, ciągnąc go za rękaw koszuli. – Chodźmy, zanim oni powrócą.
Bob z ociąganiem ruszył za przyjacielem.
– Jacy oni?
Jupiter nie odpowiedział. Szedł nie zwalniając kroku. Podeszli do monstrualnej maszkary, zgarbionej w samym środku tunelu. Zaintrygowany czymś Jupiter zmarszczył brwi.
– Co ci się nie podoba? – spytał szeptem Bob.
– Nie potrafię sobie tego wytłumaczyć – odparł Jupe. – On jest skierowany głową w drugą stronę. Ku plaży. Wewnętrzne przejście jest wprawdzie otwarte, ale zewnętrzne wrota do jaskini są zamknięte. Co o tym myślisz?
Bob wzruszył ramionami. Nieczęsto zdarzało się, aby Jupe czuł się przyciśnięty czymś do muru i pytał go o zdanie na temat jakiejś niejasnej sytuacji.
– Wygląda to tak, jakby ci, którzy się tym bawią, mieli zamiar stąd wyjechać… może aż do wody. No a na razie nie przewidują, aby coś wjechało tu do środka – powiedział Bob.
Jupiter przytaknął. Jego twarz rozjaśniła się.
– Wiesz, Bob, myślę, że przeprowadziłeś doskonałe wnioskowanie. Przyjrzyjmy się temu wspaniałemu smokowi już teraz, zanim go stąd zabiorą.
Kiedy ostrożnie okrążali potężne cielsko smoka, jego głowa zwisała bez ruchu. Oczy wydawały się zamknięte i bez życia.
Jupe przesunął po nich światłem latarki.
– Mmmm – mruknął. – To wcale nie są oczy, ale małe reflektorki! Pamiętasz, jak po jego wejściu cała jaskinia rozjaśniła się? A my byliśmy pewni, że jego oczy połyskują naturalnym blaskiem. – Jupiter zachichotał cicho. – To bardzo proste. Wystarczyło tylko zainstalować tu migające światła, jak na okręcie albo w samolocie czy w samochodzie.
Znajdowali się teraz z boku zwalistego cielska. Jupe wyciągnął rękę. Jego palce namacały coś, co połyskiwało dziwnie na tle ciemnej, pokrytej łuskami skóry.
– Klamka – mruknął. – Dziwna sprawa. Nie widzę tu żadnych drzwi.
Bob spojrzał ponad jego ramieniem.
– Tam wyżej jest następna – powiedział. – A nad nią jeszcze jedna.
Jupe zaśmiał się krótkim chichotem.
– Znowu dałem się nabrać. To nie są żadne klamki od drzwi. To są metalowe stopnie do oparcia stopy. Włażę na niego.
Tuż za nim wdrapał się Bob. Znalazłszy się na górze, Jupe podniósł jakąś klapę i przytrzymał w tym położeniu, a potem spojrzał na dół. W najwyższym zdumieniu, bezwiednie rozdziawił usta.
– To jest luk – szepnął do Boba. – Zostań tu na straży, a ja zejdę na dół, żeby się rozejrzeć, co tam jest w środku.
Zaskoczony tym odkryciem Bob machinalnie kiwnął głową. W jednej chwili Jupe znikł we wnętrzu smoka. Pokrywa luku zamknęła się za nim powoli.
Uszu Boba doszło jakieś głuche tąpnięcie. Chłopiec wzdrygnął się mimo woli. Przeleciało mu przez głowę, że smok połknął w końcu jego przyjaciela.
Ukradkiem zerknął w kierunku ciemnego wnętrza tunelu. Zapalił latarkę i w jej świetle zobaczył, że tunel zakręca łagodnie w pewnym oddaleniu. Widoczne wyraźnie tory zakreślały również krzywiznę i ginęły z pola widzenia. Ściany tunelu były gładkie, tu i ówdzie widać było jedynie stalowe ożebrowanie sięgające sklepienia, przedzielone płatami betonu.
Usłyszał jakiś szelest i drgnął.
Pokrywa luku uniosła się.
– Bob, chodź rzucić okiem – powiedział cicho Jupe.
Szybko podszedł do włazu, w którym jeszcze raz znikła czupryna jego kolegi. Wymacał stopami szczebelki wąskiej drabinki i zaczął po nich schodzić. Kiedy znalazł się na dole, Jupe omiótł całe wnętrze światłem latarki.
– Fajowo tu, no nie? Z zewnątrz wygląda jak smok. Jeździ po szynach jak pociąg. Ale popatrz, co tu jest. Peryskop! A tam iluminator. Jeżeli się nie mylę, to wiesz, Bob, ten smok jest w rzeczywistości miniaturowym okrętem podwodnym!